Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Erich Wolfgang Korngold

Private Lives Of Elisabeth And Essex, the

(1992)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 29-06-2016 r.

Reżyser Michael Curtiz i producent Hal B. Wallis, to dwa nazwiska, które są definicją sukcesu dzieł tworzonych w okresie Złotej Ery. Dla Jacka Warnera byli nieocenionym nabytkiem, który przyniósł prowadzonemu przez niego studiu krocie, olbrzymi splendor i jeszcze większą liczbę nagród za popełnione na przestrzeni trzech dekad filmy. Rzadko współpracowali razem, bo każdy przywiązany był do swoich sprawdzonych w boju ludzi, ale gdy to czynili, ich dzieła spotykały się z wielkim uznaniem zarówno ze strony krytyki, jak i widowni. I tak też było w przypadku dwóch swashbucklerów kierowanych przez Curtiza i Wallisa: Kapitan Blood oraz Przygody Robin Hooda. Lawina nagród, jaka spadła na nakręconą w technikolorze opowieść o łuczniku z Sherwood, dała wyraźny sygnał, że to właśnie filmy o charakterze historycznym z elementami romansu i przygody są najbardziej cenionym i pożądanym przez ówczesnych widzów produktem. Czy dało się oddzielić te trzy elementy tak, by stworzyć dzieło fascynujące w równym stopniu?

Na to pytanie próbowała odpowiedzieć dosyć śmiała adaptacja sztuki pod tytułem Prywatne życie Elżbiety i Essexa. Jak sama nazwa wskazuje był to film traktujący o dworskich kuluarach rządów słynnej angielskiej królowej. Choć oficjalnie wyzbyła się miłości na rzecz twardego i skutecznego rządzenia krajem, jej słabością był Robert Devereux – Hrabia Essex. I jak to w burzliwych romansach bywa, raz unoszona na fali emocji żarliwie wyznawała swoją miłość kochankowi, by po chwili publicznie go upokorzyć za sprzeciwianie się jej woli. Dopełnieniem tego barwnego obrazu jest walka o wpływy i podkochująca się w przystojnym Devereux, piękna Lady Penelope Gray. Kiedy jednak hrabia udaje się do Irlandii, by stłumić miejscowy bunt, zazdrosna Penelope przechwytuje ważną korespondencję przez co dochodzi do konfliktu między kochankami, który kończy się tragicznie dla samego Roberta Devereux. Tragizm tych relacji świetnie ukazany jest w wielu sprzecznościach targających królową. Świetna kreacja Bette Davis uzupełniana nie mniej udanym występem Errola Flynna wynosi tę niepozorną, trochę statyczną historię miłosną do miana pasjonującego studium charakterów. Choć ten świetnie zrealizowany dramat nie przyniósł oczekiwanych zysków, to jednak wysiłek twórców doceniła Amerykańska Akademia Filmowa nominując Prywatne życie do Oscara aż w pięciu kategoriach – między innymi za ścieżkę dźwiękową.

Owym nominowanym był Erich Wolfgang Korngold, który rok wcześniej święcił triumfy odbierając statuetkę za muzykę do Robin Hooda. Mimo iż swoją przygodę z filmem zaczął cztery lata wcześniej, to właśnie Robin Hood otworzył najbardziej znaczący okres z hollywoodzkiej karierze Austriaka. Korngold zmuszony został do pozostania w Stanach Zjednoczonych, co zaowocowało bliższą współpracą ze studiem Warnera. Zlecenia płynęły strumieniowo, ale kompozytor (w przeciwieństwie do Maxa Steinera) miał możliwość dobierania sobie takich projektów, jakie najbardziej mu odpowiadały. Skupiał się więc na jednym, góra dwóch filmach rocznie, mając wielką swobodę i zaufanie producentów. Najczęściej tworzył dla Michaela Curtiza, z którym rozpoczął swoją filmową karierę od Kapitana Blood. Jako kompozytor mający na swoim koncie sporą ilość oper, doskonale odnajdywał się w kostiumowym, przygodowym kinie, gdzie ważnym czynnikiem była wyrazista linia melodyczna i zwarta narracja. Co więc skłoniło Korngolda do pochylenia się nad obrazem, gdzie jak na lekarstwo przygody i okazji do wyprowadzania monumentalnej tematyki? Tego nie wiemy. Możemy się jednak domyślać, że kusząca wydawała się perspektywa zmierzenia się z pedantycznie przenoszonym na taśmę filmową dramatem scenicznym. Sztuka Maxwella Andersona dawała Korngoldowi wszystko to, co napędzało jego indywidualną twórczość. Była więc barwna, dworska sceneria i poruszające się w niej postacie, wokół których zbudowano burzliwy romans. Wszystko spowite dylematem pomiędzy dobrem ogółu, a własnym szczęściem. Nie dziwne więc, że Austriakowi spodobał się scenariusz i zaraz po zakończeniu prac nad (nomen omen) innym dramatem historycznym, Juarez, przystąpił do komponowania rzeczonej partytury.



Do 106-minutowego filmu powstała niewiele ponad godzinna ilustracja. Partytura z jednej strony ściśle identyfikująca się z dotychczasową twórczością Korngolda – wylewną pod względem tematycznym – z drugiej natomiast baczniej koncentrującą się na relacjach między bohaterami i ich losami. Wydawać by się mogło, że kompozytor pójdzie w ślady Steinera opierając swoją pracę na sferze emocjonalnej i po części tak też uczynił. Ścieżka dźwiękowa obfituje zarówno w podniosłe motywy uderzające w patetyczny ton królewskiego otoczenia, jak i przejmującą lirykę nacechowaną melancholijnym, smutny wydźwiękiem, bądź też romantycznym uniesieniem. Wszystko to składa się na barwną i zaskakująco przyjemną w odbiorze pracę, która szuka swojego miejsca nie tylko w filmowych kadrach, ale i poza nimi. Bowiem jak na partyturę operowego mistrza przystało, Prywatne życie Elżbiety i Essexa jest w stanie pobudzić wyobraźnię odbiorcy nawet nie obeznanego z filmowym kontekstem.


Szkoda więc, że o tej kompozycji rynek wydawniczy przypomniał sobie dopiero po trzech dekadach. A wszystko za sprawą Charlesa Gerhardta, który zainicjował modę na re-recordingi klasyków muzyki filmowej. Zaprezentowana w formie suity tematyka była jednak tylko małym wycinkiem mistrzowsko skomponowanej ilustracji. Na pełną prezentację trzeba było więc czekać kolejne dwie dekady, kiedy pod batutą Carla Davisa i przy udziale Monachijskiej Orkiestry Symfonicznej zrekonstruowano całą, 65-minutową partyturę. Ukazała się ona nakładem wytwórni Bay Cities w 1992 roku, a później w reedycji Varese Sarabande z 1998 roku. I w przeciwieństwie do wielu podobnych rekonstrukcji dokonywanych przez J. Morgana i W. Stromberga dla Marco Polo, Prywatne życie podzielono na sześć monstrualnych suit grupujących w chronologicznym układzie poszczególne fragmenty muzyczne. Całość zaprezentowana w takiej formie, by niwelować przestoje miedzy oryginalnie rozpisanymi utworami.

Odsłuch rozpoczynamy więc od patetycznej sceny przybycia na królewski dwór Hrabiego Devereux. Fanfara Elizabeth and Essex towarzysząca triumfalnemu pochodowi staje się automatycznie tematem przewodnim kompozycji, ściśle związanym z miejscem toczącej się akcji. Niezbyt często cytowanym w dalszej części partytury – szczególnie, gdy akcja przenosi się z sali tronowej do porywanych komnat Elżbiety. Wtedy to poznajemy bardziej ludzkie oblicze głównej bohaterki, na potrzeby której Korngold stworzył osobny temat. I w zależności od okoliczności i stanu emocjonalnego królowej, w takiej też barwie jest on prezentowany. Najbardziej emocjonalną wymowę otrzymuje w końcówce wspomnianego wyżej utworu oraz w ostatniej minucie Reconciliation. Z kolei ciepły, bardziej romantyczny ton jest domeną fragmentu z drugiej suity pod tytułem The Queen. Choć prowadzona przez Austriaka narracja pod wieloma względami przypomina warsztat twórczy Steinera, to jednak Korngold wygrywa konkurencję przede wszystkim świadomym rozbudowywaniem tematyki. Subtelne idiomy zastępowane są rozległymi frazami wbijającymi się klinem w treść ścieżki dźwiękowej. W ten sposób nawet pozornie mało istotne sceny rozmów otrzymują zwartą pod względem melodycznym oprawę. Dodatkowym atutem jest uchylenie się od odpowiedzialności racjonalizowania każdego dialogu przez co muzyka funkcjonuje tylko w obrębie najbardziej znaczących dla fabuły momentów.

Nie jest to jednak partytura oscylująca tylko i wyłącznie wokół politycznych i romantycznych wątków. Pewną znaczącą cząstkę opowieści stanowi bowiem konflikt z irlandzkimi rebeliantami. Kilka scen batalistycznych otrzymało więc adekwatną, żywiołową ilustrację, którą możemy usłyszeć w suicie Ireland. Nie jest to może szczyt kompozytorskich możliwości Korngolda, ale z pewnością wprowadza troszkę kolorytu do lekko zmanieryzowanej pracy. Ostatnie dwadzieścia minut stoi jednak pod znakiem smutnej, melancholijnej oprawy, a wszystko za sprawą pogłębiających się animozji między władczynią, a zbuntowanym Hrabią. Mimo deklarowanej sobie miłości i pragnienia zażegnania konfliktu, oboje nie potrafią zmienić swojego stanowiska, co ostatecznie prowadzi królową do smutnej decyzji o straceniu Essexa. Skrupulatnie budowane napięcie (sporadycznie przerywane powściągliwymi aranżami tematu miłosnego) kieruje nas do emocjonującego finału. Końcówka The Tower of London stawia przed słuchaczem patetyczny marsz świetnie odnajdujący się w scenach ukazujących dumną postawę idącego na śmierć Hrabiego.

Ot kolejna zaskakująco przyjemna i łatwa w odbiorze praca w dorobku Ericha Wolfganga Korngolda. W żaden sposób nie rewolucjonizująca gatunku w jakim się porusza, ale niewątpliwie dająca wszystko, co może zaoferować dramat historyczny obarczony wątkiem romantycznym. Słuchając Prywatnego życia często zastanawiam się jak z ilustracyjnych powinności wywiązałby się Max Steiner, gdyby to właśnie jemu przypadła rola skonstruowania oprawy muzycznej. Z pewnością byłaby to praca bardziej siermiężna i ukierunkowana na integralność z panującymi w filmie emocjami. Zresztą Steiner wielokrotnie podkreślał, że nie pochwala usilnego dążenia do eksponowania melodyki i koncentrowania uwagi widza na muzyce. Z perspektywy czasu to jednak prace Korngolda wydają się bliższe współczesnemu odbiorcy. Także wielu kompozytorom, którzy nawet w tak niepozornych partyturach, jak Prywatne życie Elżbiety i Essexa znajdują źródło swoich inspiracji. Polecam!

Najnowsze recenzje

Komentarze