Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ennio Morricone, W. A. Mozart

Teorema (Teoremat)

(1968)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 21-06-2016 r.

Pier Paolo Pasolini – filozof, pisarz i reżyser, który niemal w każdej sferze sztuki bulwersował i wywoływał skandale. Swoją zagorzałą lewicowość przemycał do własnych filmów, wzbudzając nierzadko skrajne reakcje widowni i krytyki, przez co szybko zyskał sobie status jednego z najbardziej kontrowersyjnych twórców lat 60. i 70. Większość kinomaniaków będzie zapewne kojarzyć Włocha z jego ostatniego obrazu, Salo, czyli 120 dni Sodomy. Styl Pasoliniego wykrystalizował się jednak już dużo wcześniej. Za produkcję, która dobitnie ukazuje jego poglądy na politykę i społeczeństwo, uważany jest Teoremat (oryg. Teorema) z 1968 roku.

Fabuła przenosi nas do ówczesnego Mediolanu. Pewnego dnia rodzina bogatego przemysłowca otrzymuje anonimowy list z treścią: „przyjeżdżam jutro”. Nazajutrz w ich domu faktycznie zjawia się młody mężczyzna, który zaczyna pomieszkiwać w willi biznesmena. Wkrótce staje się kochankiem wszystkich domowników, tym samym okazując się zarówno obiektem wyzwolenia, jak i czynnikiem powodującym moralną destrukcję. W tym o to wątku Pasolini zawarł zarówno krytykę stanu duchowego wysokiej klasy społecznej, jak i problematykę związaną z postrzeganiem religii. Owego przybysza, granego przez brytyjskiego aktora Terence’a Stampa, należy bowiem postrzegać za postać metafizyczną o znaczeniu czysto symbolicznym.

Oryginalną ścieżkę dźwiękową do Teorematu skomponował Ennio Morricone, dla którego był to drugi, po powstałych dwa lata wcześniej Ptakach i ptaszyskach, pełnometrażowy projekt zrealizowany wspólnie z Pasolinim. Kontrowersyjny reżyser, jak to miał w zwyczaju, sięgnął również po muzykę klasyczną. Tym razem wybór padł na Requiem d-moll, jedno z najwybitniejszych dzieł Wolfganga Amadeusza Mozarta. Co ciekawe, Pasolini postanowił posiłkować się jeszcze, m.in. podczas napisów początkowych, ascetycznym, trąbkowym utworem Tears for Dolphy (1964) Teda Cursona. Amerykański jazzman nie został jednak oficjalnie skredytowany. Jego kompozycji także nie znajdziemy na soundtracku, którego przestrzeń zapełnia jedynie muzyka Morricone i Mozarta.

Album otwiera pięć ścieżek Włocha. W pierwszej z nich, tytułowej, kompozytor daje upust swoim modernistycznym, w tym dodekafonicznym, skłonnościom. Szorstkie, trzeszczące smyczki, klawesyn, ksylofon oraz zawodzące wokale tworzą razem ciekawy kawałek, który prawdę mówiąc bardziej pasowałby do horroru niż dramatu społecznego. W podobnej, awangardowej stylistyce utrzymany jest również utwór Frammenti, który opiera się o analogiczne brzmienie dysonującej sekcji smyczkowej oraz chropowate partie klarnetu. Rola jednej i drugiej kompozycji sprowadza się głównie do budowania napięcia i tworzenia aury niepokoju.

Pozostałe tracki Morricone cechuje zupełnie inny, tym razem rozrywkowy charakter. I tak też niewykorzystany w filmie Beat no. 3 czerpie z muzyki popularnej lat 60. Podobny styl reprezentuje, słyszana zaledwie przez moment podczas seansu, piosenka Fruscio di foglie verdi, przy czym cechuje ją nieco poważniejsza melodia. Najciekawiej wypada jednak L’ultima Corrida, w której usłyszymy m.in. chórek, kastaniety, gitarę elektryczną oraz latynoską trąbkę (co może nasuwać skojarzenia ze ścieżkami dźwiękowymi ze spaghetti westernów). Ów utwór zdaje się w ogóle nie pasować do charakteru reszty materiału zawartego na płycie oraz utrzymanego w wolnym tempie Teorematu. Zresztą nawet w scenie, którą ilustruje (błąkanie się jednej z bohaterek po willi), na pierwszy rzut oka i ucha sprawia wrażenie wziętego zupełnie znikąd. Ale czy właśnie kino Pasoliniego, poza próbą przekazania pewnych wartości i morałów, nie stara się także dziwić i szokować widza? Idąc tym tokiem myślenia, Morricone dopasował się po prostu do specyfiki twórczości włoskiego reżysera.

Począwszy od szóstej ścieżki aż do końca albumu będzie nam dane obcować jedynie z utworami Mozarta. Wypada jednak nadmienić, że jego muzyki jest więcej. Ba, na okładce francuskiego winylu wytwórni Barlcay, zawierającego identycznie rozłożony materiał, jak na opisywanym w niniejszym tekście krążku Ariete, znajdziemy jedynie nazwisko słynnego klasyka wiedeńskiego. Co tu dużo mówić, słuchając Mozarta łatwo można odczuć, że ma się do czynienia z muzyką wysokiej próby. Mimo to spore grono odbiorców może nie być kontent z takowej konstrukcji albumu, wszak nie każdy lubi, jakby nie patrzeć, już trochę nadgryzioną zębem czasu klasykę. Gdy jednak przyjrzymy się kontekstowi filmowemu, to dojdziemy do wniosku, że owe kompozycje nie są jedynie zwykłymi zapychaczami.

Sięgnięcie po Requiem d-moll odnosi się do teologicznej wymowy dzieła Pasoliniego. Utwór ten to msza, czyli najbardziej sakralna forma muzyczna. Głównego protagonistę możemy postrzegać w różny sposób, niemniej za każdym razem zdaje się to mieć wymiar religijny. Nawet dla mnie ten film jest zagadką. Jego bohater może być Jezusem, ale może być też diabłem – powiedział pewnego razu sam Pasolini. Ta niejednoznaczność odnosi się również do muzyki Austriaka, która dla jednego widza będzie czynnikiem uwypuklającym pewnego rodzaju mistyczność Teorematu, a dla innych prowokatorskim kontrastem dla personifikacji zła.

Soundtrack z Teorematu, podobnie jak sam obraz Piera Paola Pasoliniego, jest trudny w obiektywnej ocenie. Score Morricone na pewno radzi sobie nieźle zarówno jako dzieło autonomiczne, jak i filmowa ilustracja. Z drugiej jednak strony te pięć utworów trwających ledwo kwadrans wydaje się jedynie namiastką ścieżki dźwiękowej z prawdziwego zdarzenia. Wynika to oczywiście z koncepcji obranej przez reżysera. I tym sposobem dochodzimy do innego, problematycznego zagadnienia, jakim jest użycie Requiem d-moll Mozarta. Cóż, nie każdy miłośnik filmówki biorąc soundtrack do ręki marzy o zanurzeniu się w osiemnastowieczną mszę. Jak widać twórczość Pasoliniego potrafi polaryzować, także gdy spojrzymy na muzykę z jego filmów.

Inne recenzje z serii:

  • Ptaki i ptaszyska
  • Kwiat tysiąca i jednej nocy
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze