Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Masaru Sato

Tengoku to jigoku (Niebo i piekło)

(1963/2002)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 25-04-2016 r.

Akira Kurosawa był wielkim miłośnikiem europejskiej literatury. Brał na swój filmowy warsztat klasyczne utwory Williama Szekspira (Tron we krwi, Zły śpi spokojnie, Ran), Fiodora Dostojewskiego (Idiota), a także Maksima Gorkiego (Na dnie). W 1962 roku, gdy finalizował pracę nad Sanjuro – samurajem znikąd, postanowił zekranizować znacznie bardziej współczesną powieść. I tak też wkrótce nabył prawa do książki Eda McBaina King’s Ransom z 1959 roku. Wraz z kilkoma stałymi współpracownikami, na jej kanwie napisał nowy skrypt zatytułowany Tengoku to jigoku (High and Low, Niebo i piekło).

Kingo Gondo (w tej roli Toshiro Mifune) jest bogatym właścicielem firmy produkującej obuwie. Marzy o zainwestowaniu majątku swojego życia, lecz wkrótce zostaje poinformowany telefonicznie o porwaniu syna. Przedsiębiorca zdaje sobie sprawę, że jeśli zapłaci okup, to stanie w obliczu całkowitego bankructwa. Z czasem wychodzi na jaw, że nie chodzi o dziecko Gondo, lecz jego szofera. Biznesmen musi zmierzyć się z dylematem moralnym, a tymczasem policja wpada na trop kidnapera.

Niebo i piekło to przedostatni z projektów wspólnie zrealizowanych przez Kurosawę oraz kompozytora Masaru Sato. Jak wiele innych ścieżek dźwiękowych z tamtego okresu japońskiej muzyki filmowej, również ona doczekała się przepastnej, praktycznie kompletnej edycji wydanej przez Toho Music. Tak też na prawie 70-minutowym materiale zawartym na płycie odnajdziemy zarówno score Sato, jak i muzykę źródłową oraz wiele utworów bonusowych. Jak nie trudno się domyślić, przebrnięcie przez cały album będzie niełatwym zadaniem. Na początek przyjrzymy się oryginalnej partyturze napisanej na potrzeby filmu Kurosawy.

Podobnie, jak w przypadku poprzednich dzieł tego reżysera, Sato znów zatroszczył się o niebanalną ilustrację przeznaczoną pod napisy początkowe. Rozpoczyna się ona od wejścia jakże typowego dla tego kompozytora saksofonu, do którego następnie dołączają ciekawie użyte fale Martenota. W dalszej kolejności Japończyk wprowadza również perkusjonalia i sekcję dętą. Wszystko to tworzy razem intrygującą i całkiem oryginalną mieszankę, której posępny wydźwięk dobrze wprowadza widza w kryminalną opowiastkę Kurosawy. Szkoda tylko, że Sato nie postawił większego nacisku na aspekt melodyczny tej kompozycji. Niemniej pozostaje tylko żałować, że zarówno na przestrzeni albumu, jak i filmu, tak rzadko będzie sposobność do obcowania z tą generalnie pomysłową koncepcję muzyczną.

Na albumie wyróżnia się także motyw, którego po raz pierwszy usłyszymy w Shinichi Protection. Na pewno nie jest to szczególnie wymyślna melodia, niemniej potrafi zaznaczyć swoją obecność zarówno podczas seansu, jak i odsłuchu recenzowanego krążka. Sato często aranżuje ją na trąbki, przez co tworzy coś na wzór fanfary lub sygnału alarmowego. Do najciekawszych wariacji należy marsz z Search March. Zresztą ów motyw przewija się na tyle często, że można go uznać za wiodącą ideę ścieżki dźwiękowej z Nieba i piekła. Z utworów napisanych przez Sato zwracają uwagę jeszcze utwory Bar Music, będące miłymi, jazzowymi przerywnikami.

Niestety na resztę materiału składa się głównie mało atrakcyjny underscore, w którym doszukamy się nawiązań do bliskiego kompozytorowi jazzu. W dodatku wiele z tych utworów trwa nieraz kilkanaście sekund, co jak wiadomo nie polepsza wrażeń słuchowych. Czasem Sato co prawda sili się na pojedyncze eksperymenty z elektroniką (Aoki’s Tail lub Torment of the Junkies), czy też wschodnioazjatyckim folklorem (Chinatown), aczkolwiek nie są to raczej fragmenty, które będą w stanie zabsorbować słuchacza. Nie wspominając już o tym, że najprawdopodobniej mało kto będzie miał ochotę do nich wracać. Ciężko też mówić o wyjątkowym oddziaływaniu score’u w trakcie seansu, ponieważ jest go relatywnie niewiele. Trzeba jednak nadmienić, że na tyle pozwalała specyfika filmu Kurosawy, który w sporej mierze bazuje na dialogach i akcji w zamkniętych pomieszczeniach.

No i teraz dochodzimy do największej wady omawianej płyty, czyli formy prezentacji muzyki Japończyka. Decydenci opublikowali bowiem prawie 70 minut materiału (co już samo w sobie może odstraszać potencjalnego odbiorcę) rozparcelowanego pomiędzy, o zgrozo, dokładnie pół setki utworów. Do tego mamy do czynienia z całą masą wciśniętych bezładnie kompozycji źródłowych, głównie jazzowych (m.in. ragitme i swing), choć zdarzają się tutaj również „klasyczne” wyjątki (Szubert, Czajkowski). Ponadto w dalszej części albumu zamieszczono bez liku alternatywnych wersji poszczególnych ścieżek. Ciekawostką jest natomiast to, że sięgnięto po utwór The Magic Begins z monster-movie The H-Man z 1958 roku, także zilustrowanego przez Sato.

Reasumując, Niebo i piekło Masaru Sato to soundtrack wymagający od słuchacza sporych zapasów cierpliwości. Co by nie powiedzieć, partytura ta na pewno posiada kilka ciekawych aspektów czysto estetycznych, niemniej całą przyjemność z odsłuchu albumu zabija nadmiar muzyki źródłowej oraz przesadna ilość alternatywnych i bonusowych utworów, które nie tylko go niepotrzebnie wydłużają, ale również potęgują wrażenie muzycznego bajzlu. Delikatnie mówiąc, nie jest to praca adresowana do szerszego grona odbiorców.

Najnowsze recenzje

Komentarze