Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ryuichi Sakamoto

Silk (Jedwab)

(2007)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 22-03-2016 r.

Wraz z nastaniem nowego millenium, Ryuichi Sakamoto zaczął co raz więcej czasu poświęcać swoim albumom studyjnym, nierzadko współtworząc je z innymi artystami (m.in. Alva Noto, Christopher Willits, Fennesz). W tym samym czasie nie zaprzestał oczywiście pracy na rzecz dużego ekranu, lecz większość dobieranych przez niego projektów raczej nie zyskiwała większego rozgłosu. Spoglądając na filmografię Japończyka z pierwszej dekady XXI wieku, wyłamują się głównie dwa obrazy – Femme Fatale Briana De Palmy oraz Jedwab Francoisa Girarda. W niniejszym tekście przyjrzymy się muzyce z drugiej z wyżej wymienionych produkcji.

Film przenosi nas do pewnego prowincjonalnego miasteczka we Francji. Hervé Joncour pracuje w dobrze prosperującej firmie zajmującej się produkcją jedwabiu. Pewnego razu zaraza zabija jedwabniki, w związku z czym mężczyzna musi zostawić żonę i udać się do Japonii po nowe jajeczka tych owadów. Na miejscu poznaje gejszę, o której nie może zapomnieć po powrocie do kraju. Z czasem zaczyna coraz częściej odwiedzać Kraj Kwitnącej Wiśni, lecz nie tylko ze względu na interesy handlowe…

Z racji tego, że spora część akcji toczy się w Japonii, wybór Sakamoto na stanowisko autora filmowej partytury nie wydaje się zbytnio zaskakujący. Ale czy nudnawy melodramat Girarda był stanie wykrzesać z niego pokłady kreatywności? Jak przekonuje nas seans i soundtrack wydany nakładem wytwórni Silva Screen, Japończyk podszedł do Jedwabiu w bardzo tradycyjny sposób. Jego score to w znacznej mierze fortepianowe i smyczkowe granie. Sakamoto zaprosił na sesję znanego na całym świecie skrzypka, Joshuę Bella. Co istotne, umiejętności tego muzyka mogliśmy podziwiać na nagrodzonej Oscarem ścieżce dźwiękowej (autorstwa Johna Corigliano) z poprzedniego filmu Girarda, Purpurowych skrzypiec.

Wraz z napisami początkowymi Sakamoto wprowadza delikatnie zakreślony temat główny. Lepiej wyeksponowany zostaje jednak przy okazji utworu First Trip to Japan, przewijając się następnie w wielu kolejnych ścieżkach. Słychać tutaj wyraźne echa znakomitego Acceptance – End Credits z Małego Buddy. Co prawda nie jest to ten sam poziom ekspresji, co w rzeczonej kompozycji z filmu Bernardo Bertolucciego, niemniej subtelność emocjonalna tej melodii na pewno potrafi – choć niekoniecznie za pierwszym razem – zauroczyć odbiorcę. Do tego nieźle sprawdza się w realiach filmowych, dekorując dalekie podróże Hervé Joncoura. Jej pełnym rozwinięciem jest ładnie zamykające album Silk – EndRoll, które weszło do repertuaru koncertowego Japończyka, zazwyczaj w solowej wersji na fortepian.

Japończyk przygotował także kilka pomniejszych motywów, z których większość praktycznie niczym się nie odznacza na tle podobnych lirycznych utworów. Można nawet powiedzieć, że gdyby nie ich nazwy, to mało kto by na nie zwrócił uwagę. Temat miłosny (Love Theme) lub temat smutku (Sadness) to mało angażujące plumkanie na fortepianie, nie niosące ze sobą większych pokładów dramatyzmu. Co by jednak nie powiedzieć, na plus wyróżnia się rześko brzmiący Mill Theme, oparty na dźwiękach fortepianu i smyczkowego pizzicato. Pod względem linii melodycznej nasuwa on skojarzenia ze ścieżką dźwiękową Sakamoto do gry Seven Samurai z 2004 roku.

Jak zatem widać, muzykę japońskiego artysty cechuje stonowany, niemalże ascetyczny charakter, który jednym odbiorcom może się spodobać, a drugich może przyprawić o ból głowy. W tę aurę wpisują się także utwory nie korzystające z opisywanych wyżej zasobów tematycznych. Snowy Village, czy w mniejszym stopniu Brothel i Reminescence, ocierają się wręcz o ambient, wykorzystując pojedyncze uderzenia w klawisze fortepianu. Ten sam instrument buduje w asyście skrzypiec ścieżkę The Girl. Tutaj z kolei słychać wyraźne wpływy twórczości estońskiego kompozytora Arvo Pärta (kłania się chociażby Spiegel im Spiegel z 1978 roku), który być może był jednym z podstawowych źródeł inspiracji dla Sakamoto podczas pracy nad filmem Girarda.

W mojej ocenie najlepiej wypadają fragmenty, w których Japończyk stara się nadać swojej ścieżce dźwiękowej azjatyckiego kolorytu. Do nich zaliczają się zwłaszcza partie etnicznych fletów (od czasu do czasu intonują temat główny), na których gra Carlos Nunez, hiszpański multiinstrumentalista, znany chociażby z solówek w Opowieściach z Ziemiomorza. Na drugim biegunie leżą problemy związane z prezentacją muzyki na płycie. Jej odsłuch zdaje się bowiem trwać w nieskończoność. Nie jestem nawet przekonany, czy obcięcie albumu o kwadrans załatwiłoby problem. Wynika to oczywiście z sennego i monotonnego charakteru tej pracy. Pomijam drugą połowę utworu Revolution, gdzie wybija się dysonujący underscore.

Kończąc rozważania, Jedwab Ryuichiego Sakamoto to muzyka bardzo zachowawcza i do bólu poprawna. Japończyk nie wychyla się tutaj ani poza ramy gatunkowe, ani nawet poza swój styl. Niemniej nie jest to zły score, co uwydatniają zwłaszcza kolejne odsłuchy. Z nut Japończyka faktycznie tlą się emocje i uczucia, ale w tym wszystkim brakuje jakiegoś silniejszego akcentu, czegoś naprawdę wyróżniającego. Stąd też Jedwabiem powinni się zainteresować przede wszystkim zagorzali amatorzy lirycznej filmówki.

Najnowsze recenzje

Komentarze