Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Yuji Ohno

Inugami-ke no ichizoku (The Inugamis)

(1976/1996)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 28-08-2015 r.

Inugami-ke no ichizoku, znany także pod anglojęzycznym tytułem The Inugamis, to film z 1976 roku wyreżyserowany przez Kona Ichikawę, twórcę min. Harfy birmańskiej i Olimpiady w Tokio. Fabuła opowiada o detektywie prowadzącym śledztwo w sprawie tajemniczych zgonów członków pewnej rodziny. Jakiś czas wcześniej zmarł jej nestor, swój spadek przekazując, niespodziewanie, mężczyźnie pochodzącemu spoza familii. Otrzyma on pieniądze pod warunkiem, że poślubi jedną z jego wnuczek. Sukces odniesiony przez ten film sprawił, że Ichikawa w wieku 91 lat nakręcił także remake tego obrazu. Jak się później okazało, była to jego ostatnia produkcja.

Do pierwszej wersji muzykę skomponował Yuji Ohno i to właśnie jego soundtrackowi przyjrzymy się bliżej w niniejszym tekście. Japoński kompozytor jest dziś postrzegany za jednego z prekursorów jazzu w Kraju Kwitnącej Wiśni. Elementy zaczerpnięte z tego gatunku muzycznego bardzo często wprowadzał do swoich partytur komponowanych dla kina i telewizji. Do jego najbardziej znanych projektów należy przede wszystkim franszyza Lupin III, obejmująca wiele seriali i filmów anime – w tym pierwszą, pełnometrażową produkcję Hayao Miyazakiego, Zamek Cagliostro.

Twórczość Ohno ma to szczęście, że wiele jego ścieżek dźwiękowych po latach ujrzało światło dziennie. Soundtrack z The Inugamis wypuściło na rynek min. Sony w formie dwupłytowej edycji, na której znalazła się także muzyka z remake’u filmu Ichikawy, skomponowana przez mało znanego Kensaku Tanikawę. Muzykę Ohno wydało jednak także Culture Publishers, które zaprezentowało bardziej przystępny, nieco ponad 40-minutowy zapis partytury, w przeciwieństwie do wspomnianego albumu Sony, który zawierał niepotrzebne dla statystycznego amatora filmówki bonusowe utwory. Dlatego też na warsztat weźmiemy album Culture Publishers.

Muzyka rozpoczyna się dość nietypowo, jak na kryminał z elementami fantastyki. Skromna elektronika, sekcja smyczkowa, rozmaite dodatki i chwytliwa, odprężająca i pięknie prowadzona melodia tworzą razem, idąc za tytułem, miłosną balladę. Jej charakter jest bardzo, że się tak wyrażę, niejapoński, przez co kompozycja ta świetnie mogłaby się odnaleźć np. w europejskim kinie, co jednak nie powinno dziwić ze względu na zachodni styl japońskiego kompozytora. Ohno powtórzy ten temat jeszcze dwukrotnie, aczkolwiek z pewnością to aranżacja z otwierającego płytę utworu jest tą najciekawszą – pełną melancholii i nieodpartego uroku połączonych z nutką mistyki.

Prawdziwa gratka przychodzi jednak wraz z kolejną kompozycją, Grudge. Co prawda znów słyszymy syntezatory i smyczki, ale tym razem Japończyk dorzuca do tego jeszcze bębny, cymbały (dulcimer), gitary elektryczne, basowe, a nawet dalekowschodnie perkusjonalia. W zasadzie można pokusić się o kolokwializm – „czego tu nie ma?”. Z tego unikalnego, wręcz abstrakcyjnego instrumentarium Ohno wyczarowuje absolutnie świetną i nietuzinkową mieszankę, która zapewnia niezapomniane doznania słuchowe. Motyw z tego utworu pojawia się później także w kilku innych ścieżkach, lecz już w bardziej subtelnych wariacjach.

Jak przystało na jazzującą ilustrację, znajdziemy tutaj także trochę improwizacji. Uświadczymy je chociażby w omawianym Grudge, ale i w następnych ścieżkach będą nieraz gościć. Perkusyjne, nieco przypadkowe „walenie po garach” ciekawie kontrapunktuje gitarom elektrycznym w Cursed House i fortepianowi w Death, solówki na gitarę akustyczną właściwie tworzą prawie całe Mask, a prowizoryczne partie na cymbały „harcują” w The Blood of The Passion. Jak zatem widać, jest tego całkiem sporo, a i tak nie wskazałem wszystkich obecnych na płycie improwizacji. Jeśli komuś odpowiada ta forma, to z pewnością nie będzie miał problemów z tą partyturą. Jeśli jednak nie lubi obcować z nią (np. ja jestem ambiwalentnie nastawiony do improwizacji w muzyce), to w sukurs powinna mu przyjść warstwa tematyczna. Obok wymienionych wcześniej melodii (z utworów Love Ballade oraz Grudge) pojawia się także kolejny motyw – Hatred’s Theme, przy czym na pewno jest on mniej ciekawy od dwóch pozostałych, choć i tak potrafi zatroszczyć się o zmysły słuchacza.

Krążku Culture Publishers nie zawiera dokładnie tej samej ilustracji muzycznej, którą możemy usłyszeć w obrazie Ichikawy. Bogu dzięki, bowiem score dysonującym i eksperymentalnym suspensem stoi, który, skądinąd, zanadto się nie wybija ponad sferę audiowizualną. Ten materiał został, na szczęście, ograniczony do stosunkowo niewielkiej ilości (głównie Cursed House i Death). Dzięki temu nie powinien on szczególnie wadzić podczas odsłuchu. Większość kompozycji z płyty pojawia się w filmie tylko we fragmentach – jest to więc zatem bardziej album studyjny niż soundtrack sensu stricte. Taka konstrukcja z pewnością sprzyja wytworzeniu więzi pomiędzy odbiorcą, a tą niebanalną muzyką.

The Inugamis Yujiego Ohno raczej nie jest pracą szczególnie wyróżniająca się na tle podobnych jej powstałych na zachodzie. Być może zabrakło tutaj więcej orientalizmów, dzięki którym omawiany album byłby przykładem na dalekowschodnie postrzeganie jazzu przez czołowego, japońskiego twórcę tego gatunku. Próbkę tego otrzymujemy w rewelacyjnym Grudge, ale to tylko zaostrza apetyt na więcej takich fuzyjnych stylizacji. Niemniej jednak jest to bardzo dobra muzyka sama w sobie. Jest tu dużo intrygujących, pomysłowych rozwiązań, jazzowy flow i dwa silne tematy główne, dzięki czemu album gwarantuje przyjemne i ciekawie spędzone trzy kwadransy.

Najnowsze recenzje

Komentarze