Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Junichi Masuda, Shinji Miyazaki

Poketto monsutâ (Pokémon)

(1997/1998)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 10-04-2015 r.

Szczerze mówiąc, nigdy nie byłem fanem pokemonów. Może się to wydać dziwne, ponieważ moda na japoński serial przypada mniej więcej na przełom tysiącleci, czyli na czas, w którym uczęszczałem do podstawówki, a zatem okres największej podatności na tego rodzaju wymysły popkultury. Doskonale pamiętam, jak spora część moich rówieśników ustawiała się na przerwach w kolejkach do szkolnego sklepiku po chipsy, aby kupić zawarte w nich żetony z pokemonami, po czym, zapychając się chrupkami, jedni przechwalali się, że znaleźli w opakowaniu Pikachu, a drudzy Bulbosaura, albo jeszcze innego „stworka”. A jednak ominęła mnie „pokemonomania” i prawdę powiedziawszy – dobrze mi z tym. Co by jednak nie powiedzieć, pokemony trwale zadomowiły się w kulturze masowej.


Ich historia zaczyna się w 1996 roku, kiedy firma Nintendo, która wydała min. kultowe Mario, wypuściła na rynek grę konsolową zatytułowaną Poketto Monsutā Aka Midori. Zabawa z „kieszonkowymi potworami” szybko podbiła świat i japońska wytwórnia zaplanowała kolejne gry z serii. Tak o to narodziła się popularna franczyza, która wkrótce objęła także książki, mangę, zabawki itp. Kilkanaście miesięcy po premierze pierwszej gry, pokemony trafiły na srebrny ekran w postaci serialu telewizyjnego. Bohaterem produkcji jest Ash, który podróżuje ze swoim pupilem, Pikachu, aby nabrać odpowiedniego doświadczenia i zostać mistrzem pokemonów. Serial opowiada o ich zabawnych perypetiach, choć kilka epizodów nigdy nie zostało dopuszczonych do emisji (prosta zagadka: które zdjęcie, z dołączonych do tekstu, pochodzi z odcinka wpisanego na „czarną listę”). W 2000 roku pokemony zawitały także na antenę telewizji Polsat. Kanał emitował serial przez pięć sezonów, choć produkcja obecnie liczy sobie, aż siedemnaście (stan na kwiecień 2015) i nic nie wskazuje na to, aby przygoda z małymi potworkami miała się skończyć.



Jeśli chodzi o cieszącą się stosunkowo sporą popularnością ścieżkę dźwiękową, najczęściej kojarzony jest z nią Junichi Masuda. Ma on jednak swój wkład nie tylko w muzykę z serialu, ale także, przede wszystkim, z wielu gier. Ponadto jest on także programistą i projektantem wirtualnych przygód z pokemonami, a zatem należy on do twórców całej marki. Do pracy nad serialem, Masuda, zaprosił Shinjiego Miyazakiego, który zaaranżował jego utwory oraz dopisał własne kompozycje.



Recenzowany album ujrzał światło dzienne w 1998 roku pod nazwą Pocket Monsters Sound Anime Collection i zawiera najciekawsze, naturalnie wg decydentów, wątki muzyczne z serii zwanej w Japonii Indigo League, która jest niczym innym, jak pierwszy sezonem serialu. Selekcja była wskazana, albowiem serial wprost kipi od muzyki, aż niekiedy trudno znaleźć fragment wolny od ścieżki dźwiękowej. Na rynku jest dostępnych także wiele innych, nierzadko kilkupłytowych, soundtracków związanych z uniwersum, czyli pochodzących z gier, seriali i filmów pełnometrażowych. Ten jednak wydaje się być, w porównaniu z pozostałymi, całkiem dogodny, aczkolwiek z pewnością nie jest idealny. Minusem omawianego wydania, i to dośc istotnym, jest kuriozalny pomysł członków Pikachu Records, aby każdy utwór kończył się monologiem Pokedexa (małego urządzenia, atrybutu trenera pokemonów), który „tłumaczy” słuchaczowi pochodzenie danej kompozycji, oczywiście w języku japońskim. Zapewne, gdybym rozumiał co mówi, nie byłbym tak sfrustrowany jego wejściami, niemniej, tak czy siak, pomysł jest po prostu chybiony. Oczywiście nie ujmuje to nic muzyce jako takiej, niemniej jednak znacząco rzutuje na osłabienie wrażeń słuchowych.



Płyta oferuje cały szereg odrębnych gatunkowo kompozycji, bez wątpienia, w większości co najmniej solidnych, jednak ze względu na ich niemałą liczbę, dla dobra czytelnika, odpuszczę sobie omawiane każdego utworu z osobna i przedstawię zarys ścieżki dźwiękowej. Niemała część partytury skomponowanej przez Masudę i Miyazakiego, zbudowana jest na brzmieniu orkiestry. Utwory te cechuje, co wydaje się zrozumiałe patrząc przez pryzmat filmu, sympatyczna i przyjemna dla ucha stylistyka, choć też, muszę to napisać, nieszczególnie zapadająca w pamięć. Na albumie nierzadko uświadczymy, utrzymane w tej konwencji, „marszykopodobne” Pokemon, I Choose you, Total War, I Got a Victory Badge czy też muzykę akcji. Podobnież orkiestra pełni główną rolą w lirycznych ścieżkach. Są one jednak dużo mniej ciekawe, niż „żywsze” kompozycje, aczkolwiek zdarzają się tutaj wyjątki, min. bardzo dobry, jakby wyrwany zupełnie z innego albumu, Tears, After the Cloudy Weather. Chociaż wspomniałem, że nie będę opisywał poszczególnych ścieżek, to jednak warto zwrócić uwagę na kilka wyróżniających się utworów, np. pseudo-średniowieczne Setting Off, rockowe Bridge Bike Gang czy Team Rocket’s Motto, temat jednego z najważniejszych antagonistów serialu, zespołu R.


W opozycji do orkiestrowych kompozycji, stoi elektroniczny materiał, który w sporej większości został zaadaptowany z gry Pokemon Red and Blue z 1996 roku, do której muzykę skomponował Masuda. Nie będę ukrywał, że wypadają one słabiej od opisywanych wyżej ścieżek, głównie ze względu na pewien archaizm brzmienia. Z tego względu wydają się jednak nieco nie pasować do reszty krążka, choć, co prawda, podobnie jak w orkiestrowej muzyce, i tutaj znajdziemy kilka interesujących motywów.



Tak właśnie prezentuje się ścieżka dźwiękowa Masudy i Miyazakiego. Jest przede wszystkim melodyjna, wiele utworów zawiera osobne motywy, co tyczy się zarówno muzyki akcji, jak i lirycznej. Natomiast cięższego w odbiorze underscore’u jest relatywnie mało, co znacząco wpływa na polepszenie odbioru krążka. Niestety tematy nie są szczególnie wyraziste i, w zasadzie, po kilku ścieżkach możemy nie pamiętać, jak brzmiały wcześniejsze kompozycje, na co nie bez wpływu pozostaje chaotyczność omawianego wydawnictwa, eklektyzm gatunkowy oraz generalnie krótki czas trwania pojedynczych ścieżek, rzadko kiedy przekraczający dwie minuty.



Płytę otwierają i zamykają dwie piosenki. Pierwsza z nich, Aim to Be a Pokémon Master, skomponowana przez Hirokazu Tanakę, to dość typowy pop-rockowy utwór, ani zbytnio wyróżniający się na tle pozostałych kompozycji w gatunku, ani zbytnio wpadający w ucho. Nie dziwi mnie zatem fakt, że gdy pokemony trafiły na rynek amerykański, a później także na polski, zmieniono piosenkę przewodnią na śpiewany z iście „jacksonowską” manierą, bardzo fajny Pokemon Theme, utwór na pewno doskonale kojarzony także przez tych, którzy nie byli nigdy zainteresowani serialem. Dużo lepiej, niż Aim to Be a Pokémon Master, wypada wieńcząca album piosenka Fantasy In My Pocket, również napisana przez Tanakę, która była zamieszczana na napisach końcowych odcinków o numerach 34-58, oczywiście w japońskiej edycji serialu. Wielu może uznać ją za zbyt infantylną, jednak, moim zdaniem, jest bardzo przyjemna i całkiem chwytliwa.



Jeśli ktoś nie jest fanem pokemonów, raczej będę mu odradzał sięgnięcie po ten soundtrack, choć zawarta na nim muzyka z pewnością może się spodobać. Utwory są całkiem melodyjne, przyjemnie zaaranżowane, a do tego krążek cechuje spore zróżnicowanie prezentowanego materiału. Problem tkwi jednak w wielu innych aspektach – stosunkowo małej wyrazistości, braku idei spajającej album, krótkich utworach, ponad godzinnym czasie trwania płyty oraz w tych nieszczęsnych fragmentach z mówieniem, które zapychają być może nawet 1/4 albumu. Mimo to na pewno miłośnicy serii dobrze odnajdą się w tych kompozycjach, dlatego w żadnym wypadku nie skreślam tej muzyki. Jednak, jako osoba, która miała po raz pierwszy styczność z serialem pisząc ten tekst, nie czuję potrzeby wracania do tego albumu.


Najnowsze recenzje

Komentarze