Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Atticus Ross, Claudia Sarne, Leopold Ross

Broken City (Władza)

(2013)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 06-04-2013 r.

Po wielkim rozczarowaniu jakie przyniosła mi ścieżka dźwiękowa do filmu Dziewczyna z tatuażem, z wielkim sceptycyzmem zacząłem podchodzić do każdej nowej produkcji Trenta Reznora i Atticusa Rossa. Skrajne eksperymentowanie z ambientem i muzyką organiczną, choć niejednokrotnie wzbudza ciekawość, to najczęściej świadczy o braku pomysłu i odpowiedniego warsztatu kompozytorskiego do poradzenia sobie z tak trudnym zadaniem, jakim jest proces ilustracji muzycznej. Z dwojga wymienionych wyżej artystów więcej do zaprezentowania ma moim zdaniem Atticus Ross, którego skądinąd odważna oprawa do Księgi ocalenia całkiem dobrze odnalazła się w mrocznym postapokaliptycznym świecie braci Hughes. Po kilku latach przestoju, Atticus, wraz z kolegami i koleżankami z grupy 12 Rounds, powraca z kolejną pracą – ścieżką dźwiękową do thrillera Władza. Czy równie interesującą, jak wspominana wyżej Księga ocalenia? Mina Wahlberga mówi sama za siebie…




Film Allena Hughesa nie jest typowym kinem akcji, gdzie muzyka zobligowana jest do dyktowania rytmu wydarzeń, podtrzymywania lub podkręcania tempa. Osią wokół której obraca się fabuła jest intryga snuta w biurze ubiegającego się o reelekcję burmistrza Nowego Jorku, Nicholasa Hostetlera. W swojej mrocznej i kryminalnej konwencji obraz Hughesa stworzył więc dogodne środowisko do zaistnienia klimatycznej, opartej na elektronice oprawy muzycznej. Jak zatem do tego wszystkiego podszedł Atticus Ross? Można powiedzieć, że dosyć zachowawczo. Z jednej strony nie miał problemu z wniknięciem w treści płynące z filmu, czego dowodem jest stosunkowo dobrze korelująca z obrazem ilustracja muzyczna. Z drugiej jednak strony w kompozycji 12 Rounds daje się odczuć pewnego rodzaju zmęczenie materiału, ogólnego zniechęcenia do poszukiwania nowego brzmienia w ramach gatunku muzyki, który się uprawia. Nie o takim powrocie zatem marzyliśmy.



Wydany w formie elektronicznej soundtrack nie pozostawia wielu wątpliwości. Jest to muzyka toporna w odbiorze i ukierunkowana w głównej mierze na swój aspekt ilustracyjny. Podstawę brzmienia stanowi ambient uzyskiwany z gitarowych riffów poddanych obróbce dźwiękowej. Standardowym nośnikiem ładunku emocjonalnego jest fortepian, który bardzo często przepuszczany jest przez różnego rodzaju wtyczki i efektory. Budulcem wspomnianej wyżej mrocznej atmosfery jest natomiast tło wypełnione eterycznymi, rozciągłymi samplami. Nie braknie również typowego dla 12 Rounds industrialu, a sięgnięcie po bardziej organiczne brzmienie sugeruje duży wpływ, jaki na twórczość Rossa wywarły lata współpracy z Reznorem.



Mając to wszystko na względzie na usta ciśnie się tylko jedno – nihil novi. Takich recept na dobrze funkcjonującą oprawę muzyczną znamy bardzo dużo. Ross absolutnie nie rozpieszcza nas ani pomysłowością ani tematyką, którą tak na dobrą sprawę zamknąć możemy w jednej stale powtarzającej się melodii z utworu tytułowego, Broken City. Jednego, czego nie można odmówić tej kompozycji to pewnego rodzaju spójności. Muzyka snuje się leniwie niemalże od samego początku do końca, nie dając tym samym zbyt wiele okazji do głębszej fascynacji, a w konsekwencji do skorzystania z funkcji „replay”.



Wszystko to sprawia, że 50-miuntowy soundtrack to prawdziwa próba charakteru i wytrwałości słuchacza… Tak przynajmniej było w moim przypadku, a przecież nie od dziś wiadomo, że cierpliwość do wszelkiej maści muzycznego szrotu to moja domena.


Najnowsze recenzje

Komentarze