Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Stelvio Cipriani

Piranha II: The Spawning (Pirania II: Latający mordercy)

(1981/2003)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 06-06-2009 r.

James Cameron nie należy z pewnością do najbardziej płodnych reżyserów w kinie, a na swe najnowsze dzieło, podobno rewolucyjnego Avatara, każe czekać widzom już dobrych parę lat. Jednak przynajmniej mógłby śmiało powiedzieć, że byle czego nie kręci, a każdy jego film, nawet jeśli nie okazywał się kasowym sukcesem, to w swoim gatunku był zawsze obrazem bardzo dobrym. Mógłby, gdyby nie jego pełnometrażowy debiut, czyli sequel horroru Pirania, film o którym Cameron wolałby chyba jak najszybciej zapomnieć. Piranha II: The Spawning jest bowiem obrazem zwyczajnie słabym, irytującym naiwną, pełną dziur fabułą i zaiste kretyńskim pomysłem żałrocznych ryb-mutantów, które potrafią latać i dzięki temu atakować nawet poza wodą. Cameron oczywiście może być usprawiedliwiony faktem, iż nie on napisał scenariusz tego gniota i w ogóle nie za wiele miał przy realizacji do powiedzenia. Dość powiedzieć, że włoski producent nie pozwolił Cameronowi zmontować filmu wedle jego wizji i wyrzucił na bruk ze studia montażowego, samodzielnie dokańczając produkcję. A jestem przekonany, że gdyby dać Kanadyjczykowi wolną rękę, to ten horror byłby o wiele lepszy. Jeśli ktoś nie wierzy, niech obejrzy studencką krótkometrażówkę Camerona Xenogenesis z klimatem i pomysłami znanymi z Terminatora, Obcych i Otchłani.

Dość jednak o Cameronie, bo nie jego osoby ani obrazu dotyczy niniejsza recenzja. Podejrzewam zresztą, że gdyby to od reżysera zależało, obsada kompozytorska Latających morderców byłaby zupełnie inna. Producent Ovidio G. Assonitis zdecydował się na zatrudnienie swojego rodaka – Stelvio Ciprianiego, który zilustrował jego kilka lat wcześniejszy horror Macki i była to jedna z jego trafniejszych decyzji. Akurat muzyka bowiem to jeden z niewielu elementów Piranii II na naprawdę dobrym poziomie, choć mizerny obraz i tak nie daje jej się zaprezentować na tyle, na ile faktycznie chyba by mogła. Te cztery gwiazdki w nocie za muzykę w filmie są więc lekko naciągane i daję je głównie za to, jak score wypada w początkowej oraz końcowej części filmu, bo jednak przez większość projekcji nie wybija się tak mocno i chyba trójka z plusem byłaby najwłaściwszą notą.

A jak jest na płycie? W gruncie rzeczy bardzo podobnie, bo naprawdę świetne momenty przeplatane są z przeciętnymi. Na dodatek stylistycznie score lawiruje pomiędzy czymś w rodzaju instrumentalnej muzyki pop lat 70 przypisanej do sielskich scen rozgrywających się w nadmorskim kurorcie, a niepokojącą symfoniczną ilustracją części filmu rozgrywającej się na i pod wodą. I nie jest to nic nowego, bo dokładnie taką samą budowę mają soundtracki do wielu innych horrorów wyprodukowanych w tamtym okresie przez Włochów: Cannibal Holocaust Riza Ortolaniego, Orka Ennio Morricone czy choćby wspomniane Macki tegoż samego Ciprianiego. Na tle tej trójki Piranha II prezentuje się naprawdę nieźle. Nie osiąga wprawdzie w żadnym momencie aż morriconowskiego kunsztu, ale wydaje mi się być porównywalnym, może nawet trochę ciekawszym soundtrackiem, niż kompozycja Ortolaniego. Może jednak po kolei.

Po otwierającym album Prelude prezentującym typową horrorową muzykę z chłodnym narastającym brzmieniem sekcji smyczkowej, perkusją oraz dysonującymi instrumentami dętymi, Cipriani przedstawia nam temat główny swojej kompozycji. Chociaż chyba bardziej pasowałoby określenie „temat z napisów”, gdyż poza czołówką i napisami końcowymi w samym obrazie prawie go nie doświadczymy. Zdecydowanie hojniej eksponowany jest na soundtracku. W każdym bądź razie temat ten to naprawdę niezła melodia prowadzona na tle „piłujących” smyczków oraz popowej perkusji. Ten ostatni element był składową wielu tematów w muzyce filmowej lat 70-tych, zwłaszcza w kinie europejskim, choć jego wykorzystanie tutaj sprawia, że Main Titles nieszczególnie brzmią jak muzyka do horroru. Czy to jednak jakaś wada? Nie sądzę.

Drugim tematem Latających morderców jest bardzo ładne adagio, które usłyszymy w Theme From Piranha II (Single Version) i Underwater Symphony. Ponadto pojawi się jeszcze w 6:30 A.M. Explosion, w którym Cipriani dorzuci do smyczków wybijającą prosty rytm elektroniczną perkusję. Owo adagio wydaje się być tym elementem score’u Włocha, który jest najbliższy stylistycznie muzyce jego rodaka Pino Donaggio do części pierwszej.

Poza owym adagio i różnymi aranżacjami tematu głównego soundtrack niestety nie oferuje już zbyt wiele. Rozpoczynające się iście morriconowskimą trąbką The Wreck jest raczej dość przewidywalnym, choć ilustratorsko trafnym i kompozycyjnie ze wszech miar poprawnym przykładem budowania napięcia. Utwory Club Elysium, Escape To Paradise i Fun At Elysium to wspomniana popowa (z jakimś może elementem jazzowym) stylistyka robiąca bardziej za source music, jak za pełnoprawną ilustrację. Ta trójka burzy trochę kompozycję i atmosferę całości i choć generalnie prezentuje się całkiem znośnie to założę się, że przy manualnej obsłudze playlisty każdy z tych tracków będzie przez słuchaczy najczęściej pomijany. Warto natomiast jeszcze zwrócić uwagę na początek ostatniego utworu prezentujący ładną, optymistyczną melodię na smyczki, która szybko jednak przejdzie w temat główny.

Stelvio Cipriani, choć w swojej kompozytorskiej karierze ma około 200 filmowych partytur, podobnie jak wielu innych włoskich kompozytorów, pozostaje w cieniu tego najwybitniejszego, czyli Ennio Morricone. Pirania II bynajmniej nie sprawiła, że z tego cienia wyszedł, choć może przez moment padło na niego nieco światła. Jest to jednak solidny kawałek muzyki filmowej i jeden z ciekawszych soundtracków Ciprianiego, który wszystkim słuchaczom filmówki można śmiało polecić. Rekomendowane jest zwłaszcza zapoznanie się z częścią tematyczną. Miłośnicy zaprezentowanej w tym score stylistyki na pewno nie będą zawiedzeni i do oceny końcowej mogą nawet spokojnie dorzucić pół gwiazdki.

Najnowsze recenzje

Komentarze