Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Geoff Zanelli

Hitman

(2007)
-,-
Oceń tytuł:
Michał Turkowski | 03-01-2009 r.

Na kinową wersję Hitmana czekałem z wielką niecierpliwością. Serię gier o płatnym zabójcy z wytatułowanym numerem kreskowym z tyłu głowy zna każdy szanujący się gracz, ja osobiście również ją uwielbiam. Komputerowe przygody agenta 47 zdobyły sobie uznanie na świecie mroczną postacią głównego bohatera, nieliniowością rozrywki, swobodą działania, a także wybornym klimatem. Na film Xaviera Gensa szedłem z ekscytacją, ale też z niepokojem. Najbardziej obawiałem się kreacji Timothy Olyphanta – odtwórcy głównej roli. I choć zdania na temat tej kreacji są skrajne, to osobiście jego interpretacja postaci 47 przypadła mi do gustu. Również z innych względów uważam kinowe przygody agenta za dość udane – swoje zdanie popieram dobrą realizacją scen akcji, niezłymi zdjęciami, a także drobnymi szczegółami zaczerpniętymi wprost z gry. I choć oceniam Hitmana maksymalnie na 3 gwiazdki, to daleki jestem od uznawania tego filmu za kompletny niewypał – jak często można wyczytać w sieci.

Komputerowy Hitman w każdej swojej odsłonie poszczycić się może bardzo udaną oprawą muzyczną. Partytury do gier IO – Interactive pisał Duńczyk Jesper Kyd, tworząc bardzo dobre i uznane ścieżki. Kyd świetnie czuje się w pracy z orkiestrą, a także posługując się syntezatorami. Za ścieżki muzyczne z serii Hitman Jesper Kyd otrzymał wiele nominacji i nagród, a najważniejszą jest niewątpliwie BAFTA za Hitman: Contracts. Tym bardziej, mając na uwadze niewątpliwe sukcesy Kyda – tak silnie związanego z serią, dziwi mnie, dlaczego producenci filmu nie postanowili powierzyć mu zadania napisania oprawy muzycznej do filmu.

Miast tego, hollywoodzcy decydenci woleli zaangażować do współpracy jednego z wyrobników z grupy Remote Control, Geoffa Zanelli. Z całą pewnością kompozytor otrzymał dość wyraźne wskazówki co do muzyki. Miało być dynamicznie, niekoniecznie oryginalnie, byle tylko muzyka sprawnie wspierała ekranowe wydarzenia. Na tym polu jest dość przeciętnie i przewidywalnie, lecz nie brak też scen, w których muzyka sprawuje się naprawdę dobrze (scena ucieczki 47 z hotelu). Tym samym współpraca partytury z obrazem jest poprawna, lecz niewiele ponad to. Jak z kolei spisuje się ta muzyka poza filmem? Cóż, tutaj można tylko załamać ręce.

Muzyka Geoffa Zannelliego to jedna z najgorszych partytur, z jakimi kiedykolwiek miałem styczność. Album ten udowadnia wszem i wobec, jak przeciętnym kompozytorem jest Amerykanin. Hitman to muzyka bardzo słaba, pozbawiona indywidualności i krzty osobistego głosu twórcy. Score skąpany jest w typowym dla Remote Control orkiestrowo – syntezatorowym brzmieniu, z wybijającymi się partiami skrzypiec i wiolonczel, podlanym hałaśliwym hukiem perkusji i banalnym brzmieniem męskich chórów. Partytura Amerykanina pełna jest banałów i kliszowych rozwiązań, co wiąże się z kompletnym brakiem oryginalności. Score pozbawiony jest heroicznego tematu przewodniego, którym zazwyczaj charakteryzują się prace twórców z Remote Control. Porzucając duży, wyrazisty temat przewodni, Zanelli zdecydował się stworzyć dla agenta 47 dynamiczny motyw smyczkowy. Nietrudno zauważyć, że jest on niczym więcej jak poddaną tylko niewielkiej modyfikacji kopią słynnego ostinato z serii filmów o Bourne’ie. Podobieństwa, a raczej nieudolne kopie ze ścieżek Johna Powella ujawniają się niemal na każdym kroku.

Na niskim poziomie stoi przede wszystkim muzyka akcji, pomimo iż twórca postarał się o melodyjność, budując ją na nieskomplikowanych kilku nutowych motywach. Kompozytorzy często z sukcesem tworzą w ten sposób muzykę akcji, lecz robią to ze znacznie większym rozmysłem. Tutaj jednak, prostackie niekiedy motywy Zanelli pozostawia samym sobie – nie pokusił się on bowiem o wprowadzenie jakichś ciekawszych rozwiązań, detali czy smaczków kompozycyjnych, mających uatrakcyjnić wymowę partytury. Dużo też jest dziwnych postojów w action score – często mamy tutaj do czynienia z krótkimi wyciszeniami, wypełnionymi banalnym brzmieniem sampli. Obcowanie z action scorem to tak naprawdę słuchanie kilku powtarzanych nieustannie przez kompozytora fragmentów. Przykładem niech będą utwory Train Station czy Righteous Buttkicking – są one hałaśliwe, chaotyczne i irytujące. Najgorzej z materiału akcji wypada chyba I Need You To Die z niepotrzebnymi, banalnymi wręcz samplami gitar elektrycznych. Brzmi to niezwykle irytująco, po prostu nie da się tego słuchać. Poprawnym kawałkiem można nazwać chyba tylko Random Complication – w porównaniu do wspomnianych wcześniej utworów cechuje się on dość dobrą motoryką kompozycji – niemniej jednak nadal jest to tylko poziom średni. Action score jest więc ogólnie nieciekawe, choć należy oddać twórcy sprawiedliwość – w filmie spełnia swoje zadanie dość dobrze.

Kliszowo i w niektórych momentach wręcz komicznie brzmi także głęboki, męski chór. Do tej partytury pasuje on jak pięść do nosa – jest zupełnie niepotrzebny, wręcz banalnie brzmiący w połączeniu z irytującą elektroniką, a także filmowym obrazem – ma to miejsce przede wszystkim w The Bellicoff Assassination. Odnoszę wrażenie, że Zanelli chciał nawiązać do Kyda, który to różnorakie chóry wykorzystywał w swoich partyturach z wyczuciem i rozmysłem, uzyskując świetne efekty. Amerykanin z kolei krótkie partie chóralne upycha bez większego celu w action score i underscore, który również kompletnie niczym nie zaskakuje.

Muzyka tła jest oparta na sztampowym brzmieniu elektroniki, choć pojawiające się w Best Laid Plans cymbały wnoszą do niej nieco kolorytu. Reszta underscore’u irytuje nagłymi wybuchami orkiestry, jak choćby w Table 26, I Take Out The Trash czy też wyjątkowo niestrawnym New Suit. Kolejnym zarzutem jest powtarzalność materiału melodycznego – cały czas mamy do czynienia ze smyczkową papką i powtarzanym do granic możliwości (i znudzenia) motywem dla Hitmana.

W celu zilustrowania dość kiczowatych scen, ukazujących relacje między 47 a graną przez Olgę Kurylenko Nikę, kompozytor napisał naprawdę ładny, spokojny temat, pojawiający się w utworach Istanbul i My Number Is 47. W przeciwieństwie do hałaśliwego action score’u jest on łagodny, a przy tym dość przyjemny w odbiorze i jego właśnie należy zapisać kompozytorowi na plus. Jest to jeden z nielicznych pozytywnych elementów tego soundtracku. Kolejnym jasnym punktem albumu jest otwierająca i zamykająca go, nieśmiertelna Ave Maria Franza Schuberta. Dzieło niemieckiego twórcy ubarwia nieco krótką płytę z materiałem Zannelliego, i stanowi ciekawy pomost łączący gry i film (Ave Maria była obecna w czwartej części gry).

Po przesłuchaniu partytury Zanelliego byłem wręcz zasmucony. Mając w pamięci bardzo dobre ścieżki dźwiękowe z gier, nie mogłem pogodzić się z faktem słabości muzyki Amerykanina. Porównania z Kydem nie mają tu najmniejszego sensu, bowiem Zanelli przegrywa z Duńczykiem w każdym elemencie. Muzyka akcji irytuje, underscore również, a dość ładny temacik z Istanbul tonie w morzu strasznej przeciętności i ogólnego zbanalizowania. Jestem tylko ciekaw, jak musiał być załamany Jesper Kyd, słuchając muzyki swojego kolegi po fachu. Polecić można tę płytę tylko najbardziej fanatycznym zwolennikom Zannelliego, choć ich z pewnością nie ma zbyt dużo… Jedna z najsłabszych ścieżek roku 2007.

Najnowsze recenzje

Komentarze