Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Christopher Young

Fly II, the (Mucha 2)

(1989)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 10-12-2008 r.

Sukces Muchy Davida Cronenberga tradycyjnie zrodził chrapkę producentów na wyciśnięcie jeszcze trochę z pomysłu skrzyżowanego w procesie teleportacji człowieka i owada. Choć główny bohater pierwszego filmu zginął, to jednak zakończenie zostawiało szeroko otwartą furtkę dla sequela, w postaci ciężarnej ukochanej Setha Brundle’a. Nie kombinując specjalnie, scenarzyści poszli najbardziej oczywistym i zarazem najbardziej rozsądnym tropem, czyniąc główną postacią kontynuacji Martina Brundle’a, syna naukowca z „jedynki”. Genialnego chłopaka, który w spadku od ojca otrzymał rzecz jasna bardzo wyjątkowe DNA. Zatem znów obserwujemy od pewnego momentu filmu nieuchronną przemianę sympatycznego młodzieńca w insektopodobne monstrum ze śliną o sile działania alien’owej krwi, choć Brundle junior nie zmienia się mentalnie na minus, jak jego rodzic i do końca pozostaje postacią pozytywną, której kibicujemy, nawet gdy staje się dwumetrową muchą. Sam film oczywiście dużo słabszy jest od pierwowzoru, tak po prawdzie to jest już obrazem klasy B, ale w moim przekonaniu, całkiem przyzwoitym, który jako czysta, niezobowiązująca rozrywka fanom filmów grozy powinien się spodobać. Nie ma tu oczywiście mowy o jakiejś głębszej wymowie, chociaż mamy jeden absolutnie wzruszający, nawet mimo odrobinę groteskowej animatroniki, melodramatyczny wątek psa, który wywołuje więcej łez, niż utonięcie Jacka Dawsona w Titanicu. Jest to poniekąd zasługą dobrze grającego Erica Stolza (swego czasu miał grać Marty’ego McFly’a w Powrocie do przyszłości, ostatecznie skończył jako Martin „The Fly” w opisywanym horrorze), którego kreację śmiało możemy zapisać po stronie plusów Muchy 2. Zdecydowanie największym pozytywem i najbardziej klasowym elementem filmu jest jednak ścieżka dźwiękowa.

Twórca bardzo dobrej oprawy do części pierwszej, Howard Shore, podobnie jak większość ekipy nie został zatrudniony przy sequelu. Jednak jego miejsce zajął kompozytor równie dobry, mający na dodatek w dorobku dwie kompozycje, które stały się klasyką horrorowej ilustracji. Christopher Young, o którym mowa, podejmując się stworzenia partytury do Muchy 2 był już bowiem zarówno po Hellraiserze, jak i jego muzycznie może nawet bardziej spektakularnym sequelu. Doświadczenia z tych dwóch dzieł zresztą na score z The Fly II niezwykle wyraźnie słychać, a w niektórych fragmentach kompozytor chyba wręcz bardzo dokładnie cytuje pewne muzyczne rozwiązania z obu Wysłanników Piekieł. Na ścieżce uważni słuchacze mogą wychwycić też drobne podobieństwa do innych klasyków partytur grozy, jak trochę zbliżony brzmieniowo Alien Goldsmitha, czy może nawet bardziej hornerowski Aliens (choćby What’s The Magic Word ?), zapewne znalazłoby się też parę nawiązań do muzyki klasycznej i współczesnej, jednak owe rysy na oryginalności nie mogą przesłonić klasy i wartości kompozycji Younga.

To co w niej najlepsze, a przynajmniej co najbardziej charakterystyczne, na wydanym przez Varese albumie (z trochę toporną, mało interesującą okładką) zostało umieszczone na samym początku. Najpierw przywitają nas świetne, masywne, nieco gotyckie fanfary stanowiące główny temat partytury. Zaraz po nim wkracza mój ulubiony fragment soundtracku, jakże odmienny od otwierającego utworu. Piękny Come Fly With Me prowadzony przez subtelne smyczki jest zdecydowanie bardziej wyciszony, mistrzowsko kreujący atmosferę tajemnicy i fantastyczności. Kolejne fragmenty lawirować będą między tym, co usłyszymy już choćby w przekroju jednego Fly Variations, czyli między tą charakterystyczną, potężną sekcją dętą a nastrojowymi smyczkami. O ile pierwsze trzy utwory w oderwaniu od filmu sprawują się równie wyśmienicie, jak w nim, o tyle w kolejnych przyjdzie nam już doświadczyć zarówno mrocznego, niepokojącego underscore, jak i elementów dobitnie świadczące o służalczej roli partytury względem obrazu. Te wszystkie nagłe, głośne wejścia dysonującej orkiestry czy proste kilkunutowe lejtmotywy eksponujące filmową grozę, jakie serwuje nam w swojej ścieżce Young nie są specjalnie ciekawe ani oryginalne i po raz kolejny przywodzą na myśl soundtracki, które zostały przeze mnie wymienione we wcześniejszym akapicie.

Niczym u Ennio Morricone nagromadzenie tej najmniej przyjemnej dla słuchacza części mamy w dwóch najdłuższych utworach na płycie, a niestety i po nich jeszcze przynajmniej parokrotnie trzeba będzie się z tym zmierzyć. Na całe szczęście oprócz tego Young ma dla nas kilka zaiste świetnych fragmentów. The Spider and the Fly ilustrujący nocny spacer małego Martina po laboratoriach, podobnie jak Bay 17 Mysteries czy zamykający album Dad, skupia się na oddaniu tajemnicy i niepokoju, nie rezygnując przy tym z melodyjności i stanowiąc najlżejszą część krążka. Świetnym początkiem uraczy nas The Fly March z dramatycznym action-score mocno inspirowanym Obcym. Decydujące starcie, ale co by o podobieństwach nie pisać, pierwsza minuta tego utworu z kapitalnymi waltorniami, elektroniką, bębnami i smyczkowym kontrapunktem może wbić w fotel. Podobne rozwiązania czekają na nas także w Bartok Barbaro czy What’s the Magic Word ? jednak takiej dynamiki, jak w utworze numer 7 już nie doświadczymy.

Łączne 47 minut The Fly II składają się na bardzo dobrą w swoim gatunku partyturę, choć nie pozbawioną wad. O ile irytujące tylko na albumie ilustracyjne powinności kompozycji same w sobie można zrozumieć i wybaczyć, wszakże to film jest pierwotnym odbiorcą soundtracku, nie płyta, to jednak wydawca mógł sobie kilka fragmentów zwyczajnie darować. Inną sprawą jest poruszona już wcześniej kwestia oryginalności, która nie pozwala uznać Muchę 2 za dzieło o znaczeniu Hellraisera. W gruncie rzeczy podobieństwo stylistyczne sprawia, że The Fly II jawi się niczym kolejna muzyczna odsłona Wysłannika Piekieł uzupełniona o elementy bliższe konwencji mrocznej science-fiction a konkretnie ścieżkom z filmów o ksenomorfie. Czy to jednak aż tak istotne? Wydaje mi się, że nie. Ostatecznie Young nie pozwala sobie na żadne perfidne zżynki nuta-w-nutę z Hornera czy Goldsmitha, zaś co do analogicznego powielania samego siebie, to już ręki bym sobie nie dał uciąć, ale absolutnie o dyskfalifikującej wtórności mowy być nie może. Całościowo dostajemy muzykę dobrej klasy i jakości, i jeśli ktoś soundtracki z Hellraisera czy Aliens lubi i ceni, to również po The Fly II sięgnąć powinien a na pewno będzie usatysfakcjonowany.

PS: W 2005 roku wytwórnia Varese Sarabande wydała ponownie muzykę z Muchy 2 na jednym albumie z kompozycją Howarda Shore’a do części pierwszej. I tym razem już z lepszą okładką.

Pamięci Wiernego Druha, który spoczął na zawsze pod krzewem dzikiej róży

Najnowsze recenzje

Komentarze