Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Max Steiner

Treasure of Sierra Madre, The (Skarb Sierra Madre)

(1948/2001/2007)
-,-
Oceń tytuł:
Marek Łach | 13-11-2008 r.

Skarb Sierra Madre to najlepszy film duetu John Huston – Humphrey Bogart, absolutny klasyk kina amerykańskiego Złotej Ery i obraz po dziś dzień inspirujący twórców kina (wystarczy wspomnieć Paula Thomasa Andersona i jego znakomite, zeszłoroczne Aż poleje się krew); historia przyjaźni przekreślonej obsesją gorączki złota, prowadzącą do tragicznego finału, zdobyła trzy statuetki Akademii, zabrakło jednak wyróżnienia dla doskonałej roli Bogarta, w której zrywał on z wizerunkiem cynicznego, ekranowego twardziela, znanego widzom z kina noir (Sokół maltański, Wielki sen). Huston w swojej niesamowitej karierze reżyserskiej współpracował z wieloma prominentnymi kompozytorami, w tym z takimi sławami, jak Adolph Deutsch, Miklós Rózsa, Alex North, Georges Delerue, czy Maurice Jarre. Wśród tego szacownego grona znalazło się również doniosłe miejsce dla jednego z ojców współczesnej muzyki filmowej, Maxa Steinera, który trafił na pokład Skarbu… i przed którym postawiono trudne zadanie: połączyć przygodowy wątek wyprawy po złoto z intensywną grą psychologiczną, jaka odbywa się w duszach głównych protagonistów. Czy austriacki twórca owemu zadaniu podołał?

Odpowiedź brzmi: tak i nie. Z jednej bowiem strony Steiner w swojej pracy silnie akcentuje psychologizm postaci i dręczące ich wątpliwości (film Hustona to swoiste studium egoizmu i wyniszczającej bohaterów zawiści), sprawnie wplatając je pomiędzy elementy przygodowe, z drugiej strony jednak kompozycja całościowo jest dość hermetyczna i momentami trudno oprzeć się wrażeniu, że pewne warsztatowe i artystyczne przyzwyczajenia twórcy górują tu nad unikalnym charakterem opowieści. Silnie udramatyzowane meksykańskie stylizacje (na czele z efektownym Main Title) wydają się momentami być nieco na siłę przeszczepione do tradycyjnej steinerowskiej ilustracji, która nie wykracza rozwiązaniami poza lekko tapetową i teatralną hollywoodzką ścianę dźwięku tamtego okresu. Narracja ta jest oczywiście bardzo funkcjonalna i w kilku filmowych scenach może wręcz zachwycać elegancją operowania tematyką i pobocznymi motywami, niemniej jako autonomiczny komentarz sprawdza się tylko połowicznie.


W kontekście filmu kompozycja Steinera brzmi nad wyraz dobrze, mimo że spotkała się z bardzo chłodnym przyjęciem ówczesnej krytyki. W pewnym sensie zarzuty o nadmiar i nazbyt ostentacyjną dramaturgię można uznać za trafione (wydaje się, że oszczędne ilustracje Miklósa Rózsy do kina noir lat 40-tych lepiej podkreślałyby obłęd granej przez Bogarta pierwszoplanowej postaci Dobbsa), i być może film zyskałby na mniej akademickiej ścieżce dźwiękowej, niemniej jednak muzyka Steinera w połączeniu z obrazem radzi sobie bez wątpienia przyzwoicie. Co więcej, zwraca uwagę pamiętna scena, w której Dobbs przysypany zostaje przez walący się tunel kopalni, a jego towarzysz, Curtin, po pełnej napięcia chwili wahania, decyduje się go ratować – przyjaźń bierze górę nad prywatnym interesem, a ilustracja Steinera, odbijając wewnętrzną burzę emocji niczym zwierciadło, przekształca się z brutalnego suspense w triumfalną, pełną pozytywnej energii wersję tematu Partners. Ten muzyczny moment to czysta magia kina, coś niebywale pięknie funkcjonującego jako autorski komentarz do ekranowych wydarzeń.

Temat przyjaźni jest bez wątpienia główną atrakcją całej ścieżki dźwiękowej, zwracającą uwagę już przy pierwszym seansie filmu (znakomite The Journey Commences). Stopniowo jednak jego optymistyczny charakter blednie wobec nieufności i obłędu, jakie stają się udziałem głównych bohaterów. Obsesyjny wpływ złotego kruszcu Steiner ilustruje prostym, niepokojącym motywem, który zdaje się błyszczeć niczym grudki lśniące na słońcu, przypominającym nieco swoim charakterem złowieszcze brzmienia Raptorów z Parku jurajskiego Williamsa; apogeum muzycznego komentarza do wątku obłędu to mroczny, wyjęty niemalże z horroru Madness, gdzie Steiner popuszcza wszystkie hamulce w budowaniu napięcia za pomocą underscore i brutalnej sekcji dętej. Efektowne, ale czytelne, dla współczesnego odbiorcy chyba za bardzo. Kompozycja ta generalnie jest dosyć przewidywalna, zwłaszcza w zakresie stylizacji na miejscowy folklor – Hugo Friedhofer krytykował wprawdzie Steinera, że ten zamiast do korzeni meksykańskich, sięgnął do Hiszpanii, niemniej dla zwykłego odbiorcy, który nie bawi się w muzykologiczne zagadki, nie to jest problemem; problem tkwi raczej w tym, że takie utwory, jak Texas Memories ze swoim zabawnym motywem mariachi, nie zaskakują i tym samym nie przyczyniają się do nadania ścieżce indywidualnego rysu. Ot, zwykła ilustracja rodzajowa i nic ponadto.

Powyższego wrażenia nie zmazuje również muzyka akcji, notabene naprawdę udana, ale nie wnosząca wiele do gatunku. W tym właśnie miejscu warto zatrzymać się na moment, porównując dostępne na rynku wersje ilustracji Steinera, edycja Rhino Records bowiem, bazująca na oryginalnych nagraniach, nie prezentuje jednej z kluczowych sekwencji dramatycznych ze sceny ataku na pociąg – taśmy zaginęły i obok kiepskiej jakości dźwięku jest to główny argument przeciwko temu albumowi. Alternatywę oferuje Naxos, w postaci re-recordingu przygotowanego przez niezawodnych Williama Stromberga i Johna Morgana. Parę lat od premiery tej płyty już wprawdzie minęło i trochę beznamiętne wykonanie Moskiewskiej Orkiestry Symfonicznej nie robi dzisiaj większego wrażenia (o ileż lepiej brzmią ostatnie nagrania prac Herrmanna spod szyldu Tribute!), niemniej względna kompletność prezentacji – w tym Attack on the Train – przemawia za tą właśnie edycją. Tak naprawdę, pośród mocarnych symfonicznych brzmień największe wrażenie na ścieżce Steinera robi przepiękny poboczny temat Cody’s Letter do jednej z najbardziej wzruszających scen filmu, i to dla niego samego warto za recenzowanym tu albumem się rozejrzeć. Czy jednak dla kilku minut opłaca się inwestować w przyciężki i miejscami archaiczny score? Fani Steinera być może znają już odpowiedź, pozostałym doradzam chwilę zastanowienia.

Najnowsze recenzje

Komentarze