Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ennio Morricone

Gino Bartali – L’intramontabile

(2006)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Wudarski | 05-08-2008 r.

Każdy sport ma swoje legendy, wielkich mistrzów, którzy nie tylko istnieją w pamięci kibiców, ale także zapisali się na trwałe w historii danej dyscypliny. Gino Bartali jest właśnie jedną z takich ikon. Chociaż w Polsce znany jedynie garstce miłośników kolarstwa, we Włoszech słyszał o nim każdy, kto choć trochę interesuje się sportem. I nie ma się co dziwić, kolarz ten był bowiem jednym z najwybitniejszych cyklistów jakich kiedykolwiek nosiła ziemia. Wspaniały „góral”, znany ze swej niesamowitej wytrzymałości nawet na najbardziej stromych podjazdach, dwukrotny zwycięzca Tour de France, trzykrotny tryumfator Giro d’Italia, a do tego niezłomny charakter i fascynująca osobowość (w trakcie II Wojny Światowej pomagał włoskiemu ruchowi oporu ratować Żydów). Taki materiał sam się prosił o jakiś film biograficzny. Nic więc dziwnego, że w 6 lat po śmierci sportowca nakręcono telewizyjną produkcję, opowiadającą fascynujące losy Bartali’ego, jego wzloty i upadki, chwile tryumfu (zwycięstwo Tour’u po 10 letniej przerwie spowodowanej wojną) i chwile dramatyczne (rezygnacja z walki o najwyższe kolarskie laury, będąca konsekwencją poważnego wypadku).Reżyserem filmu został znany włoski twórca Alberto Negrin (Sekret Sahary, Missus, I Guardani del cielo, Nana, Perlasca. Un eroe italiano). Wszystkie wymienione filmy poza osobą reżysera, łączy jeszcze jedna postać, nazwisko kompozytora, którym jest legenda muzyki filmowej: Ennio Morricone, stały współpracownik Negrina.

Filmy poruszające wątki sportowe zawsze są dużymi wyzwaniami dla twórców. Łatwo bowiem wpaść w kliszę i napisać zupełnie banalne melodyjki, wyróżniające się jedynie wzmożoną motoryką, tak konieczną przy wiarygodnej realizacji hasła: citius, altius, fortius. Ale na całe szczęście są jeszcze twórcy, którzy potrafią jeszcze „myśleć muzyką”, którzy starają się by ilustracja nie była jedynie tapetą, ale pewnego rodzaju dopowiedzeniem. Takim artystą jest bez wątpienia Ennio Morricone.

Choć włoski mistrz ma już swoje lata i niestety bardzo często jego partytury tworzone są na tzw. „autopilocie”, to jednak wciąż potrafi w niektórych momentach zaskoczyć nawet najbardziej zagorzałych krytyków. „Gino Bartali – L’intramontabile” choć jako całość nie jest żadnym wybitnym osiągnięciem, to jednak ma w sobie kilka smaczków, które sprawiają, że z pewnością warto po tę płytę sięgnąć. Tym co przekonało mnie do tej partytury jest cudowny główny temat, w którym stary mistrz zaskakuje zarówno formą (sięgnięcie po vangelisowską w wyrazie elektronikę, delikatnie slapującą gitarę basową, wplecenie zsamplowanego ludzkiego oddechu), jak i muzyczną ikonografią. Morricone wiodącym instrumentem czyni harmonijkę. Długo zastanawiałem się skąd taki akurat wybór w filmie o kolarstwie. Sądzę, że rozwiązanie jest proste. Ennio chciał poprzez taki właśnie solowy instrument zaakcentować ogromną wolność, jaką poczuć można tylko na rowerze – nie od dziś wiadomo, że harmonijka jest symbolem beztroski. Wszystko to jednak podlał galopującym basem i uderzaną miotełkami perkusją, co doskonale oddaje efekt szaleńczych zjazdów z morderczych górskich premii, jakie tak często pokonywał Bartali. Patrząc na temat można wprawdzie narzekać, że daje się tu odczuć taki specyficzny europop (niezbyt dobrze dopasowana elektronika – stąd polecam wersję z utworu Rivalita e Umorismo), to jednak nie można odmówić fragmentowi świeżości, co biorąc kosmiczną ilość partytur jakie napisał Morricone jest bez wątpienia ogromnym osiągnięciem.

A jak przedstawia się reszta partytury. Tutaj już niestety nie otrzymujemy specjalnie wielu zaskoczeń. Przez płytę przewijają się dwa tematy, wspomniany główny motyw i temat miłosny Matrimonio d’Amore, prezentujący wprawdzie subtelny dialog skrzypiec, trąbki i fortepianu, jednak dialog ten na tle poprzednich dokonań twórcy „Misji” niczym się nie wyróżnia. Dodatkowo podziwiać możemy kilka utworów dramatycznych Togliatti, Catturato odnoszących się do czasów wojennych. Przypominają one mocno o rok wcześniejszego „Karola”, jednak brak im ostatecznego szlifu, są raczej takim szkicem, który nie jest w stanie zatrzymać słuchacza na dłużej.

Najgorsze zaczyna się pod koniec płyty. Morriconowski underscore ma wprawdzie swoich miłośników, którzy potrafią w nim znaleźć pewne smaczki, mnie jednak takie maksymalnie nieinwazyjne granie, jakiego świadkami jesteśmy w I Bambini Salvati, Minacce Sommesse, czy Nascosti e Soli zupełnie nie porusza. Dobrze że ten niesmak zmywany jest przez końcowe trzy utwory, bardziej tematyczne, a w szczególności przez Scalata alla Gloria kolejne powtórzenie głównego motywu, tym razem bez wiodącej harmonijki.

Mimo tych wad Gino Bartali – L’intramontabile to partytura, z którą warto się zapoznać, przede wszystkim dlatego, gdyż płyta pokazuje, że Morricone mimo upływu lat wciąż potrafi wymyślić jakiś choćby malutki smaczek, który w dzisiejszej nudnej i przewidywalnej muzyce filmowej, muzyce którą coraz częściej piszą nie ludzie, a łączące sample komputery, wnosi powiew świeżości.

Najnowsze recenzje

Komentarze