Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Goblin

Suspiria (Odgłosy)

(1977/1997)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 18-05-2008 r.

Dario Argento, chyba najbardziej znany włoski twórca horrorów, w swojej reżyserskiej karierze na stanowisku kompozytorskim najchętniej sięgał albo po wielkiego Ennio Morricone, albo po nietuzinkowych przedstawicieli progresywnego rocka – zespół Goblin. To właśnie jego rodacy z tej grupy muzycznej zilustrowali jego najgłośniejsze i najbardziej udane dzieła, to także Goblin został polecony George’owi A. Romero, gdy ten tworzył Świt żywych trupów. Zespół, którego skład zmieniał się nieco na przestrzeni lat działalności, świetnie wpasowywał się swoją muzyka w psychodeliczną stylistykę argentowskich obrazów grozy i nie inaczej było w przypadku pochodzacego z roku 1977, całkiem udanego horroru Suspiria, z akcją osadzoną w renomowanej europejskiej szkole baletowej, do której przybywa młoda Amerykanka. Na miejscu okazuje się rzecz jasna, że w szkole dzieją się bardzo dziwne rzeczy, a niewygodne dla właścicieli osoby giną brutalnie w tajemniczych okolicznościach. Sięgająca do średniowiecznych podań o wiedźmach i czarownicach fabuła nie jest może nadzwyczajna, jednak trzeba Argento przyznać, że znakomicie buduje mroczną, surrealistyczną atmosferę, w czym znacząca także zasługa ścieżki dźwiękowej. Czy jednak tego typu muzyka może równie dobrze sprawować się poza obrazem?

Soundtrack, wznowiony przez Cinevox Record 20 lat po premierze i wzbogacony w stosunku do pierwszych winylowych wydań o cztery dodatkowe utwory, otwiera najlepszy element ściezki dźwiękowej – wyróżniający się już w filmie temat przewodni. Zaskakująco delikatne i niemal magiczne dzwonki wygrywają i powtarzają prosty, kilkunutowy motyw, a z czasem dołączają do nich perkusjonalia, syntezatory oraz nastrojowe wokalizy, jakby szepcące tajemne zaklęcia. Temat ten w nieco innych aranżacjach zostanie powtórzony w bonusowych utworach na końcu płyty, usłyszymy go również w początkowych fragmentach Blind Concert. I niestety temat ów to jedyna rzecz, którą naprawdę warto zapamiętać z Suspirii, gdyż pozostałe elementy soundtracku prezentują się zdecydowanie mniej interesująco dla słuchacza.

Trzeba jednakowoż włoskim muzykom oddać, że potrafią momentami kreować naprawdę przedziwne, tajemnicze brzmienia, jak ulał pasująco do filmowej konwencji. Sięgają w tym celu po różnego rodzaju bębny, w tym popularny w hinduskim folku instrument o nazwie tabla, syntezatory i inne instrumenty klawiszowe, róznorakie gitary czy własne głosy. To wszystko razem lub osobno daje takie utwory, jak Witch czy Sighs, na swój sposób nawet fascynujące (jako eksperymenty brzmieniowe), jednak wiekszość fanów muzyki filmowej żadnej przyjemności z pozafilmowych kontaktów czerpać nie będzie. Podobny jest Markos z elektroniką przypominającą mi muzykę Johna Carpentera do jego filmu Wielka draka w Chińskiej Dzielnicy. Do tego dochodza jeszcze zupełnie nijakie Black Forest oraz Blind Concert stanowiące coś w rodzaju instrumentalnych quasi-rockowych piosenek z lat 70-tych, rozpisanych głównie na gitary i perkusję. Jeśli ktoś zna na przykład Orkę Ennio Morricone, to niech przypomni sobie taki kawałek pt. A Ball at Home, a będzie wiedział, co mam na myśli. Jeszcze z innej bajki jest fortepianowy Death Valzer, będący zgodnie z tytułem klasycznym walczykiem, raczej zresztą średniej jakości.

Zdaję sobie sprawę, że ścieżki dźwiękowe formacji Goblin z horrorów, nie tylko Dario Argento, mają swoich fanów, jak pewnie każda, nawet najbardziej dziwaczna muzyka. Zdecydowana większość słuchaczy muzyki filmowej zupełnie zrozumiale nie będzie zainteresowana ani Suspirią, ani pewnie żadnym innym soundtrackiem włoskiego bandu, a co najwyżej rozglądnąć się może za jakąś kompilacją najlepszych tematów grupy. Suspiria rzecz jasna nie jest soundtrackiem złym, czy słabym. To bardzo intrygująco napisana muzyka, świetnie dopasowana do obrazu, i naprawdę kapitalnie się w nim sprawująca. Jednak w oderwaniu od niego te eksperymentalne, horrorowe brzmienia tracą swoją siłę i atrakcyjność. Trudno pisać dobrze o takiej muzyce, ale znając film, trudno też pisać źle. Stąd końcowa nota dobrana trochę na zasadzie „złotego środka”, pomiędzy dobrymi wrażeniami z obrazu i dużo gorszymi z odsłuchu albumu. W wydaniu płytowym Suspiria to bowiem pozycja tylko dla fanów Goblin.

Najnowsze recenzje

Komentarze