Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ennio Morricone

Cacciatori di Navi

(1990/1991)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 20-03-2008 r.

Cacciatori di Navi to jedna z tych setek mało znaczących filmowych pozycji, które przez ćwierć wieku swojej muzycznej kariery zilustrował Ennio Morricone i o której pewnie świat dawno by całkiem zapomniał, gdyby nie pojawiające się w jej kontekście nazwisko włoskiego maestro. Sam obraz, wyreżyserowany przez innego Włocha – filmowca i podróżnika Folco Quilici’ego to opowieść o grupce młodych, spragnionych przygód Europejczyków, którzy spędzają wakacje na Atlantyku, u gorących wybrzeży Ameryki Południowej i decydują się na poszukiwania pływającego w okolicach rzekomego statku-widmo. Warto zauważyć, że nie jest to pierwszy film Quilici’ego, do którego muzykę napisał Morricone. Wcześniej w 1971 roku był jeszcze Oceano, którego akcja też toczyła się na egzotycznych wodach, jednak ścieżki dźwiękowe z obu tych filmów reżysera niewiele łączy i przyjmują odmienną stylistykę i brzmienie.

Soundtrack z Caaciatori di Navi zaczyna się świetnym, nietuzinkowym utworem prezentującym temat główny ścieżki. Na mroczne brzmienia smyczków szybko zostaje nałożona prosta, czteronutowa progresja, do której dołączają potem naprzemiennie przeróżne krótkie partie na smyczki, fortepian, flet basowy, a w pewnym momencie zaprezentowana zostaje także zasadnicza melodia wygrywana raz przez instrument dęty drewniany, raz przez sekcję smyczkową. W końcowej części utworu Morricone dorzuca jeszcze delikatne odgłosy egzotycznych bębnów, a główny motyw rozpisany zostanie na fletnie Pana. Trzeba przyznać, że Ship Hunters prezentuje się świeżo i niezwykle interesująco, pewne jego elementy mogą przypominać inne partytury Włocha, jak chociażby późniejsze Nostromo, ale takie ich zestawienie w utworze, jako całości wydaje mi się tworem w dorobku Morricone dość oryginalnym.

To Folco powtarza główną melodię, choć w dość mocno zmienionej aranżacji, w wersji bardziej stonowanej i spokojnej, bez tej charakterystycznej, powtarzanej w nieskończoność progresji w tle. Kolejna ścieżka, Regained Ocean znów wraca do tego, co było w utworze pierwszym. A potem kolejna i kolejna, i kolejna… Przyznam, że słyszałem już trochę partytur opartych na jednym wyrazistym temacie, ale drugiej tak wybitnie monotematycznej ścieżki dźwiękowej, jak Cacciatori di Navi jeszcze nie spotkałem. W ciągu godzinnej styczności z albumem temat główny, tudzież jego „odpryski” słyszymy przez jakieś 45 minut! Pozostały kwadrans to kilka najkrótszych utworów albumu zbudowanych ze średniej jakości suspensu i underscore. Generalnie więc jedną jedyną atrakcją Cacciatori di Navi pozostaje tylko i wyłącznie temat.

Partytura z Cacciatori di Navi wywołuje u mnie mieszane uczucia. Z jednej strony bardzo lubię temat główny i uważam go za jeden z ciekawszych w karierze Włocha, godny niejednej kompilacji jego „best of”. Z drugiej strony słuchając płyty, gdzieś około jego szóstego, siódmego powtórzenia, zaczynam mieć go już serdecznie dość. Owszem, Morricone, dokonuje zmian aranżacyjnych, coś tam dodaje (np. organy w To Trenino Delle Ande albo najprawdopodobniej syntezatory w Air and Heart), coś tam odejmuje, jednak to wciąż jest jeden i ten sam temat i słuchanie go na okrągło musi ostatecznie wywołać u odbiorcy muzyki znużenie. Score ten może byłby zupełnie nieźle 'słuchalny’, gdyby skrócić go o blisko połowę. RCA uparł sie jednak, by obrzydzić słuchaczom naprawdę niezły temat i wydał godzinną płytę, której mnie osobiście zazwyczaj nie chce się słuchać do końca. To niewątpliwie jest kawał dobrej, niebanalnej muzyki filmowej, partytura egzotyczna i tajemnicza, z tematem, który na pewno warto poznać. Jednak jego okropna powtarzalność w obrębie albumu wykreśla go z grona tych naprawdę udanych soundtracków włoskiego maestro. A szkoda.

Najnowsze recenzje

Komentarze