Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Różni wykonawcy, Mateo Messina

Juno

(2007/2008)
-,-
Oceń tytuł:
Marek Łach | 13-03-2008 r.

W środowisku fanów orkiestrowej muzyki filmowej regularnie właściwie spotkać się można z deprecjacją tzw. songtracków, czyli albumów prezentujących nie ilustrację napisaną stricte na potrzeby filmu, ale wykorzystane w obrazie piosenki. Dużo jest oczywiście w owej postawie racji, bowiem reżyserzy i producenci modne kawałki ze szczytu listy przebojów wciskają częstokroć na siłę, w rezultacie czego efekt końcowy jest nader banalny, a dla osoby uwrażliwionej na znaczenie ścieżki dźwiękowej dla opowieści – niesłychanie irytujący. Są jednak twórcy, którzy z wyzwaniem tym potrafią sobie poradzić, dzięki czemu dobór piosenek w ich filmach może satysfakcjonować, a nawet intrygować, nie ustępując wcale instytucji original score. Potrafią to robić tacy giganci jak Martin Scorsese, potrafią to robić wyrobnicy-wizjonerzy (Wachowscy i ich Matrix), potrafią to wreszcie czynić reżyserzy kina niezależnego – na co znakomitym dowodem jest właśnie Juno.


Urocza i błyskotliwie napisana opowieść o perypetiach zachodzącej w ciążę szesnastolatki (w tytułowej roli fantastyczna Ellen Page) nieoczekiwanie, ale zasłużenie podbiła amerykański box-office, wielokrotnie, zwłaszcza za sprawą oscarowych nominacji, będąc przy tym przyrównywaną do innej perełki gatunku indie movies, czyli zeszłorocznej Little Miss Sunshine. O ile zestawienie to jest w wielu punktach mocno naciągane, to ewidentnie wspólną cechą obu filmów jest niezwykle ciekawy kształt ścieżek dźwiękowych, w przypadku Małej Miss ilustracji opartej na niecodziennym miksie stylistyki Mychaela Danny oraz brzmienia zespołu DeVotchKa, w przypadku Juno zaś na eklektycznej mieszance indie rocka, anty-folku, country i kilku jeszcze gatunków muzycznych, pod patronatem interesującej amerykańskiej piosenkarki Kimyi Dawson i ze wsparciem odpowiadającego za – śladową – warstwę score Mateo Messiny. Efekt, podobnie jak w przypadku Little Miss Sunshine okazuje się być nadzwyczaj ciekawy i w swoim brzmieniu niepodobny do niczego, co przeciętny zjadacz chleba w kinie regularnie słyszy.


Z relacji twórców filmu wynika, że to odtwórczyni głównej roli, Ellen Page, zasugerowała wykorzystanie utworów Kimyi Dawson i dwóch jej zespołów (The Moldy Peaches oraz Antsy Pants) jako muzycznej identyfikacji tytułowej bohaterki. Propozycja ta okazała się strzałem w dziesiątkę, Dawson została wciągnięta w projekt, jej piosenki zaś zgrabnie przemieszano z podobnymi gatunkowo pozycjami innych artystów, otrzymując spójny (choć nie w formie płytowej) i unikalny rezultat końcowy. Przede wszystkim nie są to utwory stanowiące li tylko ładną przygrywkę dla ekranowych wydarzeń – wprawdzie fabuła filmu nie wymagała ilustracji wyszukanej pod względem dramaturgii, niemniej towarzyszące przygodom Juno piosenki w bardzo ciekawy sposób komentują osobę bohaterki. Nie bez przyczyny film zatytułowano jej imieniem, wszak jest to opowieść przede wszystkim o niej, nie o problemie niechcianej ciąży, wiele zatem piosenek funkcjonuje tu, dodając głębi tej niezwykłej postaci, jak gdyby dopowiadając to, na co w kinie miejsca zabrakło.

Pole do interpretacji jest szerokie, niemniej kilka utworów na płycie w warstwie tekstualnej dość wyraźnie uzupełnia pominięte przez reżysera i scenarzystkę – z oczywistych względów – cechy Juno, tym samym stając się czymś więcej niż tylko jednym z fundamentów zabawnej atmosfery filmu. Usłyszeć można wiele kwestii, które wręcz intuicyjnie przypisać można by głównej bohaterce – celuje w tym przede wszystkim Dawson z wpadającymi w ucho So Nice So Smart (”I like boys with strong convictions and convicts with perfect diction”) i Tire Swing (”If I stay in one place I lose my mind, I’m a pretty impossible lady to be with”), czy z trochę infantylnym, ale czarującym protest-songiem Loose Lips („We won’t stop until somebody calls the cops and even then we’ll start again and just pretend that nothing ever happened”). Nieszablonowa Juno mogłaby się chyba pod powyższymi cytatami podpisać. Owe przymrużenie oka, które wynika tak z tekstów piosenek, jak i z przyjętej stylistyki muzycznej, obecne od początku (świetnie wykorzystane w napisach początkowych, zabawne All I Want Is You) do końca filmu, szybko i skutecznie definiuje nastrój obrazu, sprawnie komponując się z postacią tytułowej bohaterki. A przecież wybór artystów jest na przestrzeni dwóch godzin opowieści spory: od anty-folku Dawson po klasyków pokroju The Velvet Underground z ich świetnym I’m Sticking With You, łączącym liryczną balladę z humoreską.

Nie jest to oczywiście muzyka intelektualnie ani technicznie nazbyt wyszukana, co na albumie wyraźnie widać, niemniej wspomniane wyżej przymrużenie oka, porozumiewawcze mrugnięcie w kierunku odbiorcy (bo jak tu na poważnie brać żale wampira, który stracił swój kieł w Vampire) dodaje ścieżce lekkości, potrafiącej zauroczyć pozytywnej energii. Wydana przez Rhino płyta okazała się być sporym sukcesem, choć w moim przekonaniu daleka jest od ideału i to mieszanka muzyki z filmem ma dla wyników sprzedaży decydujące znaczenie. Album bowiem gubi momentami spójność stylistyczną, zwłaszcza z powodu odstających nastrojem utworów Sonic Youth (niezły notabene cover Superstar) i Moot the Hoople, co w połączeniu z szybko zanikającym efektem zaskoczenia (akustyczne brzmienie utworów Dawson na dłuższą metę staje się powtarzalne) i brakiem muzycznych wyzwań czyni płytę satysfakcjonującą w stopniu znacznie mniejszym niż mogłaby być. Niemniej jednak – o ile ktoś zagustuje w unikalnym kształcie tego songtracku – przy odpowiednim zaprogramowaniu odtwarzacza album może dostarczyć sporo niezobowiązującej rozrywki. W końcu, podobnie jak sama Juno, ma on swój charakterek.

Najnowsze recenzje

Komentarze