Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Angel Illaramendi

Teresa, el cuerpo de Cristo (Święta Teresa)

(2007)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 08-03-2008 r.

Hiszpański kompozytor Angel Illaramedni wśród polskich fanów muzyki filmowej pozostaje postacią, jak sądzę, dość anonimową. I nie wydaje się, żeby stan ten miał się specjalnie zmienić po jego partyturze do wyprudokowanego w jego ojczyźnie obrazu Raya Lorigi pt. Teresa, el cuerpo de Cristo. Choć jest może jeden powód, dla którego akurat polscy słuchacze, bardziej niż słuchacze z jakiegokolwiek innego kraju (poza Hiszpanią oczywiście), powinni mimo wszystko poświęcić choć odrobinę uwagi temu soundtrackowi. Ci czytelnicy, którzy choć rzucili okiem na panel po prawej stronie, prezentujący twórców i wykonawców, wiedzą już jaki. Otóż score ten został nagrany w Polsce, a konkretnie w Katowicach przez tamejszą orkiestrę Polskiego Radia, pod batutą Michała Dworzyńskiego. Nie tak częsty to przypadek, zwykle zachodni filmowcy szukając niedrogiej orkiestry w naszej części kontynentu stawiali na Czechy albo Węgry, a z kolei nasz Michał Lorenc parę swoich partytur nagrał z orkiestrą… moskiewską. Można więc się chyba cieszyc, iż dostrzeżono potencjał w naszych muzykach i liczyć na kolejne partytury „recorded in Poland”, choć oczywiście jedna jaskółka wiosny nie czyni. Tymczasem przyjrzyjmy się może tej jednej „jaskółce” właśnie.

Teresa, el cuerpo de Christo z urodziwą Paz Vegą w tytułowej roli to, jak sam tytuł pozwala się domyśleć, film utrzymany w konwencji religijnego dramatu, zapewne gdzieś pomiędzy Pasją a Agnes of God. Ten ostatni tytuł wymienić można zresztą nie tylko w kontekście samego obrazu, ale i ścieżki dźwiękowej. Niestety nie usłyszymy tu ani religijnych chórów, ani cudownego, natchnionego tematu. To raczej ta mniej atrakcyjna część obu partytur będzie do siebie podobna, choć Agnes of God wydaje mi się bardziej mroczne od Teresy…. Wskazać natomiast trzeba na zdecydowane podobieństwa stylu, jaki prezentują kompozytorzy obu tych scorów. Nie na darmo w swojej ojczyźnie Illaramendi nazywany jest hiszpańskim Delerue. Słychać, nie tylko zresztą po tym score, ale i wielu wcześniejszych pracach Hiszpana, iż świadomie bądź nie, w pewnym stopniu naśladuje on styl nieżyjącego francuskiego mistrza filmowych nut. To brzmienie sekcji smyczkowej, te naładowane emocjami melodie… Wszystko wszakże zazwyczaj bez tej magicznej iskry, bez tego wielkiego natchnienia, bez szczypty geniuszu, które czuć było w pracach Delerue. Bywa pięknie, czasem wręcz przepięknie, ale jednak najczęściej o tę klasę niżej od wielkiego Francuza.

Delerue to nie jedyny, którego prace można by wskazać jako inspiracje Illaramendiego przy tej partyturze. Myślę, że znajdziemy tu też co nieco z Hansa Zimmera i jego dramatycznego underscore. Co prawda hiszpański kompozytor nie stosuje żadnej elektroniki i nie przetwarza brzmienia komputerowo, jak często robi to popularny Niemiec ze swoją świtą, jednak takie fragmenty jak Oracion al amanecer nie odparcie przywodzą mi na myśl Cienką Czerwoną Linię. Skoro doszliśmy już do kwestii wykonania, to oczywiście możemy cieszyć się, iż Dworzyński z orkiestrą spisali się bez zarzutu, choć oczywiście w żadne wielkie zachwyty wpadać tu nie ma co. Po prostu polska ekipa dobrze wywiązała się ze swojego zadania. Warto zauważyć, iż skład orkiestry ogranicza się praktycznie do sekcji smyczkowej wspieranej instrumentami dętymi drewnianymi oraz harfą. Nie ma sekcji dętej blaszanej, nie ma chórów ani żadnych wokali, nie ma bębnów, czy jakichś etnicznych ozdobników. Czy zatem score nie będzie nieco monotonny? Owszem, niestety jest trochę (na swoje szczęście cały album jest bardzo krótki), tym bardziej, iż nie wciąga on słuchaczy melodyjnym bogactwem, w dużej mierze stanowiąc po prostu rozległy, poprzeplatany małowyrazistymi lejtmotywami, smyczkowy underscore. Słucha się tego zupełnie przyzwoicie, jak na underscore oczywiście, jednakże przeciętny słuchacz muzyki filmowej za wielu atrakcji tu niestety nie doświadczy. Największą będzie z pewnością jedyny tak naprawdę temat Teresy…, mocno delerue’owski, bardzo ładny, choć nie jakiś olśniewający, zbyt rzadko też pojawiający się na płycie, bo w pełni rozwinięty jedynie w dwóch utworach: El nuevo camino oraz La nueva obra. Poza tym wszystkie, bardzo krótkie najczęściej utwory, zlewają się praktycznie w jeden tajemniczy, dość ponury underscore, z drobnymi urozmaiceniami, jak nieco bardziej agresywna muzyka w El despertar.

Teresa, el cuerpo de Cristo to solidny soundtrack, który wszakże niczym w historii muzyki filmowej się nie zapisze. Podejrzewam, że dobrze sprawuje się w połączeniu z obrazem, w oderwaniu zaś od niego tracący bardzo wiele na atrakcyjności. Choć dobrze napisany i wykonany, to jednak nieodkrywczy i mało oryginalny, stojący w cieniu wielu partytur Delerue (także Zimmera), którymi zapewne mocno był inspirowany. Mimo wszystko sądzę, a przynajmniej mam taką nadzieję, że znajdzie się paru amatorów tego typu stylistyki, którzy zechcą sięgnąć po Teresę…. Ktoś może też sięgnie choćby po to, by przekonać się jak wypadli w roli wykonawców nasi rodacy. Ale to dobrze, gdyż Angel Illaramedni należy do tych słabo poznanych, niedocenianych kompozytorów, których prace odkrywać warto. Nawet jeśli to tylko „taki słabszy Delerue”, to i tak pozostaje twórcą o niebo lepszym od chwytających co lepsze kąski (czytaj: wysokobudżetowe hity ściągające tłumy do kin) gwiazdeczek muzyki filmowej zza oceanu. Za Teresa, el cuerpo de Cristo ocena co prawda tylko dostateczna, ale to w dużej mierze efekt rodzaju i stylu ścieżki dźwiekowej, mało interesującego na płycie. Cieszy natomiast, iż w Hiszpanii wciąż tworzy się muzykę filmową, czerpiąc z tych naprawdę znamienitych wzorców.

Najnowsze recenzje

Komentarze