Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ennio Morricone

Hundra

(1983/1997)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 25-11-2007 r.

Hundra to taka starsza siostra Czerwonej Sonji, nakręcona w 1983 roku w Hiszpanii przez amerykańskiego reżysera Matta Cimbera, na fali popularności opowieści spod znaku magii i miecza (z naciskiem na to drugie), wywołanej sukcesem Conana Barbarzyńcy, z którego zresztą inspiracje mocno czerpie. Podobnie jak wspomniana Red Sonja, Conan the Destroyer i kilka innych obrazów o tej tematyce, była filmem o kilka klas słabszym od Barbarzyńcy, a do Polski chyba nawet nigdy nie dotarła. Fabuła Hundry jest tyleż schematyczna, co dziurawa, z tym że zamiast muskularnego faceta, z mieczem i wiernym (choć uroczo strachliwym) psem u swego boku biega, grana przez blondwłosą Laurene Landon, tytułowa bohaterka – pierwsza emancypantka heroic fantasy. Co by nie mówić o filmach tego gatunku, to nawet te słabsze nierzadko wyróżniały się interesującą oprawą dźwiękową. Conan the Barbarian jako standard określił pełnoorkiestrowy, bogaty tematycznie score, z monumentalną epicką muzyką i większość twórców poszła później tropem Poledourisa, choć oczywiście każdy nieco inaczej. Do Hundry zaangażowano nie byle kogo, bo samego maestro Ennio Morricone, który partyturę rozpisał jak zwykle nie po hollwyoodzku, ale bardzo po swojemu.

Soundtrack, wydany kilkanaście lat po premierze filmu, otwiera utwór The Chase, który bardziej niż stylistykę Włocha przypomina chyba nawet muzykę klasyczną albo utwór, który do batalistycznego pościgu mógłby napisać Sergiusz Prokofiew albo Wojciech Kilar we wczesnych latach twórczości. Archaiczne, z punktu widzenia współczesnego fana muzyki filmowej, brzmienia The Chase nie powinny jednak przeszkadzać, gdyż utworu słucha się bardzo przyjemnie, no chyba że ktoś nie trawi żadnej innej muzyki akcji, jak ta w stylistyce Media Ventures, ale takie osoby tak czy inaczej obok twórczości Ennio Morricone przechodzą raczej obojętnie.

Następny utwór to już morricone’owski standard, czyli śliczny, niezwykle dostojny Love Theme wygrywany przez sekcję smyczkową, przypominający może nieco temat miłosny z Czerwonego namiotu, z tym że tutaj żadnych wokaliz nie uświadczymy. Nie będzie żadnym zaskoczeniem, że utwór ten to jeden z najjaśniejszych punktów tej płyty, bo przecież Morricone takie emocjonalne, skąpane w romantyzmie kawałki tworzył zawsze na najwyższym poziomie. Temat ów w innych aranżacjach (typowe dla Ennio instrumenty dęte drewniane) pojawi się jeszcze na krótko w utworach Chrysula, the Wise One, czy (ilustrującym całkiem ładną scenę kąpieli w morzu nagiej Hundry na koniu) By the Sea.

Po krótkim przerywniku na Hundra’s Love Theme wracamy do batalistycznej stylistyki, jaka zapoczątkowała soundtrack. Hundra’s War Theme brzmi jeszcze dość typowo dla muzyki filmowej Morricone – ot, prosty, marszowy może temat, mogący przynosić skojarzenia z Czerwoną Sonją, praktycznie nierozwijający się przez cały czas trwania utworu, zmieniający praktycznie tylko dynamikę, choć trzeba przyznać, że chwytliwy i wpadający w ucho. Natomiast chronologicznie pierwszy w filmie Slaughter in the Village oraz Hundra’s Revenge to znowu niemalże stylistyka muzyki klasycznej, a przynajmniej muzyki brzmiącej na skomponowaną dużo wcześniej niż w latach 80-tych. Tym razem Morricone do swojej batalistyki dokłada jeszcze chóry, w efekcie czego otrzymujemy niezwykle interesujący, świetny technicznie, klasowy utwór bitewny. Choć oczywiście i w tym przypadku trzeba założyć, że niektórym słuchaczom ten styl może wydać sie nadto staroświecki i do gustu przypaść nie musi.

Hundra to dość rzadki przypadek w karierze Morricone partytury do filmu fantasy/przygodowego, tym większą jest więc perełką w jego twórczości. I choć nie jest to soundtrack idealny, a niektóre krótkie utwory o bardziej ilustracyjnym charakterze, oraz nieco irytujący quasi-ironiczny motyw (A Funny Man) trochę obniżają ocenę całości, to pozostaje to jednak pozycja z którą zapoznać się warto, a którą fani włoskiego kompozytora poznać wręcz powinni. Znajdziemy tu bowiem obok zawsze mile widzianych utrzymanych na wysokim poziomie morricone’owskich standardów, w postaci ślicznego tematu miłosnego, także fragmenty do jakich Morricone nas nie przyzwyczaił. To już w Czerwonej Sonji był bardziej przewidywalny, a w Hundrze natomiast pokazał się momentami w tej batalistycznej muzyce z trochę innej strony. Co najważniejsze jednak, z równie dobrej strony jak zawsze. Partytura niewątpliwie wyraźnie lepsza od filmu, do jakiego została stworzona.

Najnowsze recenzje

Komentarze