Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Murray Gold

Doctor Who (sezon 3)

(2007)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 11-11-2007 r.

Wskrzeszenie kultowego brytyjskiego serialu, Doctor Who miało być tylko chwilowym trybutem ku trwającej przeszło 30 lat przygodzie na antenach BBC. Któż się spodziewał, że moda na tajemniczego i ekscentrycznego kosmitę, każącego mówić do siebie Doktor powróci z nie mniejszą pompą i utrzyma się aż 3 lata, doczekując się również spin-offa w postaci Torchwood?! W dobie masowo produkowanych remake’owych bubli?! Niemożliwe! A jednak! To co urzekło widzów na całym świecie w Doctorze Who, to bardzo (podkreślam raz jeszcze słowo BARDZO) lajtowe podejście do gatunku science-fiction. Tam bowiem, gdzie fikcja naukowa krzyżuje się z groteską i typowym dla Brytyjczyków „zawiesistym” humorem, tam wkracza do akcji nasz Doktorek.

Komiczny charakter pierwszych przygód z odcinka na odcinek zastępowany zostawał bardziej problemowymi zagadnieniami, uchylającymi kawałek po kawałku rąbka tajemnicy naszego bohatera. Tendencja ta nasiliła się w trzecim sezonie, jakże skomplikowanym fabularnie i jakże… mrocznym? Pojawienie się Marthy u boku Pana Czasu zaowocowało czymś nowym. Czymś, czego widzowie dotychczas nie uświadczyli, mianowicie wątkiem romansowym, a raczej fantazją kobiety kompletnie zauroczonej w Doktorze… I kiedy już oglądając poszczególne epizody zaczynało się wydawać, że następuje jakaś drastyczna zmiana w charakterze widowiska, ot ni z tego ni z owego ukazywała się kolejna porcja soczystego i kojącego zmysły absurdu.

Podziwiając Doctora Who można odnieść wrażenie, że ekipa realizująca go świetnie się przy tym bawiła. Nie tylko scenarzyści, producenci, aktorzy oraz pracujący na planie ludzie, ale również i kompozytor. Czuć to w każdej sekundzie każdego odcinka serialu. Da się to również odczuć słuchając soundtracków wydawanych przez Silva Screen. Pierwszy tego typu album ukazał się pod koniec 2006 roku i zawierał muzykę z pierwszego i drugiego sezonu remake’a. Trudno było na jednym krążku upchnąć tak potężną ilość ciekawego tworzywa muzycznego jakie przez te dwa lata skonstruował Murray Gold, stąd też album ten taktować można było raczej jako prezentację stylistyczno-melodyjną. Powszechną ciekawość jaką wzbudziła wśród fanów partytura brytyjskiego kompozytora zdumiała nawet samych producentów, którzy wychodząc naprzeciw licznym prośbom pokusili się o wypuszczenie na rynek rok później kolejnego albumu, tym razem zestawiającego w sobie najlepsze kawałki z najnowszego, trzeciego sezonu serialu oraz dodatku świątecznego Uciekająca panna młoda.

Tego albumu wyczekiwałem nawet bardziej niż poprzedniego. Rzadko kiedy bowiem, po obejrzeniu jakiegoś periodyku, pojawiający się w nim temat (i to wcale nie czołówka) chodził mi po głowie całymi tygodniami. Pozytywne wrażenia nie kończyły się tylko na tej melodii. Polifonia jaką odznaczało się to dzieło, niezwykły entuzjazm wylewający się zeń cieszyły na równi z nietuzinkowymi przygodami bohaterów. Kompozytor nie tylko sprawnie operował instrumentami orkiestrowymi, ale potrafił także odnaleźć się we współczesnych brzmieniach dyktowanych przez gitary elektryczne, perkusje oraz elektronikę. Materiału na soundtrack było zatem pod dostatkiem…

Wyżej wspominałem o jednym temacie, który nie dawał mi spokoju po obejrzeniu trzeciego sezonu Doktora. Cóż, jego walory mamy okazję poznać już w suicie otwierającej album, All the Strange, Strange Creatures, której fragmenty służyły do ilustrowania zwiastunów serii. Jednakże nie tylko do tej funkcji ograniczała się owa dynamiczna i elektryzująca melodia. W kilku ostatnich, swoją drogą nieźle zakręconych, odcinkach, Murray Gold uczynił z niego główny temat akcji dla Doktora i Marthy. Z tego tytułu słuchając dalszej części albumu jeszcze kilkakrotne natkniemy się na owy motyw, chociażby w The Doctor Forever lub YANA. Jednym z ważniejszych utworów na płycie jest temat Marthy – towarzyszki Doktora. Nucona przez kobietę melodia na tle solowych smyczkowych instrumentów i basu świetnie interpretuje dramatyczną naturę bohaterki do reszty zadurzonej w swoim kompanie. Na albumie nie zabrakło również suity tematycznej jednego z najciekawszych antybohaterów trzeciego sezonu, Mistrza Vaingloriousa. Zestawienie rytmicznego marszu z dysonującymi smyczkami oraz elektronicznymi samplami doskonale odzwierciedla pokrętną, naturę zagubionego w sobie Pana Czasu. Fragmenty tego utworu nie bez przyczyny przypominać mogą miejscami Imperium Kontratakuje Williamsa.

Dużo utworów jakie znajdziemy na krążku pochodzi ze świątecznego dodatku Uciekająca panna młoda. I tak na przykład temat Donny – kobiety z „charakterkiem”, której ślub okazał się jedną wielką farsą, zabarwiony jest ciepłym miszmaszem smyczkowo-fortepianowym. Tematy akcji z tegoż odcinka tryskają energią, o czym możemy się przekonać słuchając na przykład suity The Runaway Bride – jednego z najbardziej porywających kawałków na na albumie. Pomimo nawału elektryzującej akcji, nie zabrakło tu również emocjonalnego tworzywa – przerysowanego (zupełnie zresztą jak emocje w serialu), niezbyt skomplikowanego, ale trafiającego w odbiorcę. To właśnie posługiwanie się niezbyt skomplikowanym językiem muzycznym decyduje o uniwersalnych walorach partytury Golda, zdolnej odnaleźć się pomiędzy funkcjonalnością, a estetyką.

Obok wielu nowości tematycznych, których skromne przykłady przytoczyłem wyżej, na soundtracku znajdziemy sporą ilość nawiązań do poprzednich serii w postaci przearanżowanych motywów: mistycznego Twarzy Boe (Boe), czy apokaliptycznego Daleków (The Evolution of Daleks). Zupełnie jak w poprzednim krążku tak i tu znalazło się miejsce dla dwóch piosenek w wykonaniu Yamit Mamo (My Angel Put the Devil in Me oraz The Stowaway)…

O tym albumie można pisać godzinami, najlepiej omawiając poszczególne utwory w kontekście obrazu. Żeby jednak nie utrudniać życia czytelnikom zachowam sobie te analizy na inną okazję. Wszystko niech sprowadzi się do ogólnikowego stwierdzenia, że soundtrack do sezonu trzeciego w niczym nie ustępuje poprzedniemu, miejscami nawet go przerasta pod względem tematycznym. Jest polifoniczny, bawi i dostarcza wielu wrażeń. Najwięcej oczywiście wyniosą z niego ci, którzy obejrzeli już trzeci sezon Doctora Who, choć myślę, że każdy, nawet nie obcujący z tym widowiskiem, powinien znaleźć tu coś dla siebie. Jak zwykle partyturę zganić należy za nagranie. Brzmi ono, tak jak w przypadku pierwszego albumu, jakby ktoś z mikrofonem stanął pośrodku orkiestry i rejestrował. Instrumenty będące najbliżej w krytycznych momentach powodują przegłosy, z kolei te dalsze, rozmazują w potoku dźwięku. Zapewne jest to wina kiepskiego masteringu, a szkoda, bo muzyka sama w sobie jest soczysta i zasługuje na coś więcej od strony techników niż „kopiuj-wklej”. Pomimo kilku technicznych niedogodności, szczerze polecam posmakowanie tego muzycznego dania.

Mniam!

Inne recenzje z serii:

  • Doctor Who (sezon 1 i 2)
  • Doctor Who (sezon 4)
  • Doctor Who (sezon 5)
  • Doctor Who (sezon 6)
  • Doctor Who (sezon 7)
  • Doctor Who (sezon 8)
  • Doctor Who (sezon 11)
  • Doctor Who (sezon 12)
  • Doctor Who: Series 4 – The Specials
  • Doctor Who: A Christmas Carol
  • Doctor Who: The Day of the Doctor & The Time of the Doctor
  • Doctor Who: The Doctor, The Widow and the Wardrobe & The Snowmen
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze