|
|||||||||||||||||||
![]() ![]() |
recenzje
Lust, Caution (Ostrożnie, pożądanie!)![]() Opóźniona o przeszło pół roku premiera obrazu Anga Lee w większości europejskich krajów zmusiła mnie w pierwotnej wersji tego tekstu do analizy partytury Francuza bez znajomości filmu – było to o tyle trudne zadanie, że Desplat to kompozytor dość nieszablonowy i w gruncie rzeczy w większości swoich (nawet hollywoodzkich) prac uciekający w jakiś sposób od komercji i standardowych, melodramatycznych chwytów; mimo ewidentnych miejscami wpływów tuzów gatunku, twórca ten zachowuje swój ciekawy, unikalny język, jakim na potrzeby kina się posługuje. Lust, Caution gładko wpisuje się w tę tendencję, mając zapewne błogosławieństwo samego reżysera, którego filmy znane są przecież z nietuzinkowych opraw muzycznych (czy to mowa o Tan Dunie, czy o Gustavo Santaolalli). Jako recenzent stanąłem więc przed dylematem, czy w oderwaniu od obrazu kompozycja Francuza może być sprawiedliwie oceniona w oparciu wyłącznie o pewne intuicje oraz doświadczenie, osłuchanie odbiorcy? ![]() Oczywiście, subtelny styl Desplata, za sprawą którego muzyka dość nieśmiało zwykle wybija się na pierwszy plan i raczej niepodzielnie okupuje tło (nawet w dopuszczającym pewną odwagę środków wyrazu projekcie pokroju Malowanego welonu), wraz z nieodłącznymi dla Francuza, ciekawymi efektami akustycznymi, osiąganymi za pomocą czy to idiofonów, czy po prostu sekcji smyczkowej, tworzą wrażenie pewnej hermetyczności muzyki, nie tyle może chłodu, co silnego zdyscyplinowania emocjonalnego. I rzeczywiście, tam gdzie kompozytor decyduje się na pozbawiony lirycznego charakteru underscore, gdzie wprowadza pewną dawkę napięcia, ilustracja miewa tendencje do popadania w emocjonalną sterylność (Sacrifice), co do spółki z delikatnym, oszczędnym wykorzystaniem orkiestrowych środków, uniemożliwia łatwy, bezrefleksyjny odbiór albumu. Na szczęście, w sukurs przychodzi warstwa tematyczna, daleka od hollywoodzkiego melodramatyzmu o mile, ale całkiem wyrazista, posiadająca charakter, wdzięk i klasę, w efekcie czego niewątpliwie atrakcyjna, podkreślająca naraz psychologię postaci i miejsce, czas trwania akcji. ![]() Konfrontacja prezentacji płytowej ze wspaniałym filmem nie przynosi zaskoczenia – muzyka Desplata bardzo dobrze komponuje się z równie zdyscyplinowaną i elegancką formą narracji obrazu Anga Lee, stawiając na niuanse i detal, bez popadania w neoromantyczny melodramatyzm i bez sięgania po oczywiste chwyty. Trochę szkoda, że temat głównej bohaterki wykorzystywany jest przez kompozytora tak oszczędnie, bo w chwilach swojej obecności stanowi doprawdy wybitny komentarz emocjonalny i psychologiczny, odnoszę więc wrażenie, że Francuz mógł pokusić się o większe nasycenie nim całej partytury. Intrygująca jest ilustracja scen erotycznych – bardzo chłodna (wspomniane Sacrifice oraz Desire), w swej hermetyczności niemal złowieszcza, w formie ekspresji zupełnie przeciwna rozwiązaniom Goldsmitha z Nagiego instynktu. Równie sprawnie radzi sobie, na płycie nie do końca przekonujący, ale w filmie nabierający barw suspense. Całość kompozycji zaś podkreśla przede wszystkim mroczny, duszny nastrój opowieści, w wysublimowany i inteligentny sposób – choć bez nadmiaru fajerwerków – komentując azjatyckie kino noir w wersji Anga Lee. Europejska klasa. Desplat coraz wyraźniej wyrasta na nową gwiazdę muzyki filmowej, niemal każda z jego czołowych ścieżek ostatnich lat prezentuje wysoki poziom i ciekawe rozwiązania, Lust, Caution jest tej tendencji kolejnym tylko, dobitnym potwierdzeniem. Sukcesy Francuza na międzynarodowej arenie dla przyszłości gatunku mogą mieć ciekawe następstwa, jako że twórca ten stoi obecnie, jeśli mowa o stosowanych technikach i środkach wyrazu, w opozycji do tradycyjnej, hollywoodzkiej ilustracji dramatycznej spod znaku Jamesa Hornera, nie idąc przy tym w Johna Barry’ego, Georgesa Delerue, czy Ennio Morricone, czyli główne ikony muzyki europejskiej. Jeśli gatunek ma w przyszłości posiadać walory ostatnich partytur Desplata, z Lust, Caution na czele, to ja osobiście jestem jak najbardziej za. ![]() Autor recenzji: Marek Łach
Nasza ocena
Lista utworów
Komentarze Pisze oryginalną muzykę, na niemal stałym poziomie (może wyjątkiem jest tu przeciętna zupełnie Syriana, ale przecież są też odchyły w drugą stronę), muzykę nietuzinkową, która nie jest skierowana do popcornowej widowni. Obrał trudną stylistykę, co odbija się na ocenach, bo nie jest nazbyt efektowny, a przecież nie kierujemy tych tekstów tylko do zatwardziałych koneserów. Ale poziom artystyczny tych prac jak na muzykę filmową jest często zaskakująco wysoki. Zresztą, przecież reszta czołówki (Giacchino czy Powell) też jakichś wielkich arcydzieł dotąd nie zanotowali, a nikt chyba nie zaprzeczy, że piszą świetną muzykę... Koper 2007-12-13 17:33 No właśnie - nie zanotowali. Stara gwardia jeszcze długo więc może spać spokojnie. :P Tylko ilu z tej starej gwardii pisze regularnie coś porządnego...:P Koper 2007-12-13 22:05 Zważywszy, że połowa z nich nie żyje :P to owa stara gwardia nic już nie pisze oczywiście. Ale i tak wolę odkurzać zapomniane prace Ennio, Johna W., Basila czy Jerry'ego, czy też po raz n-ty słuchać ich arcydzieł niż szukać namiastek geniuszu w pracach Giacchino, Desplata, Marianellego czy nie daj boże któregoś z ulubieńców Akademii typu Gustavo S. :P Zgadzam się z Markiem. "Lust, Caution" to niewątpliwie kolejna próba Francuza w szukaniu własnych, nieszablonowych dróg. Jego styl pomału się zarysowuje, Desplat stara się pisać muzykę nietuzinkową i chwała mu za to. Oczywiście nie wychodzi mu to jeszcze doskonale ale jest już na bardzo dobrej drodze do osiągnięcia gigantycznego sukcesu.
"Lust, Caution" może zachwycić, to ścieżka, która zaskakuje, zdumiewa. Może trochę monotonna (szczególnie w środkowej części) i niekiedy niezrozumiała, ale jako całość prezentuje się bardzo dobrze. Filmu nie widziałem, ale wierzę, że muzyka Francuza spisuje się w nim wybornie! Jeśli ktoś jest zainteresowany, to uzupełniłem tekst o krótkie spostrzeżenia z tego, jak Desplat radzi sobie w połączeniu z obrazem. Obraz Anga Lee - rekomenduję bardzo mocno. Nie, nie jesteśmy, ale miło, że dałeś znać. ;):D:) Osobiście kompozycję Desplata w filmie oceniam na bardzo mocne pięć gwiazdek, gdyż moim zdaniem francuski artysta ilustrując obraz Lee wykazał się niezwykłą inteligencją i wyczuciem, o czym napisałem w swojej recenzji. A żeby stworzyć muzykę do tak specyficznego, wielowymiarowego filmu, jak "Lust, Caution" - w dodatku tak wabiącą - trzeba być naprawdę mistrzem. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że urzekający temat Wong pojawia się zbyt rzadko. Gdyby było inaczej, pewnie nie oddziaływałby już tak silnie. I nie porównywałbym też utworów Desplata do form minimalistycznych, z którymi nie mają one nic wspólnego. Z resztą jak najbardziej się zgadzam :) Chyba napisałem coś, o co nie do końca mi chodziło:D Dzięki za zwrócenie uwagi, już poprawione. Natomiast jeśli chodzi o muzykę w filmie, to może dlatego nie przekonała mnie w 100% (choć oczywiście jest bardzo dobra, czemu nie przeczę), że miejscami underscore Desplata czy poboczne temaciki działają trochę konwencjonalnie i jest parę scen, gdzie nie za wiele wnoszą do obrazu. Przynajmniej takie mam wrażenie. A temat Wong Chia Chi - hmm trochę to trwa, zanim pokazuje się on w pełnej krasie i jak dla mnie jest w filmie miejsce na ze 2 jeszcze jego wersje, pełniejsze prezentacje. I tyle;) Jedna z najciekawszych partytur 2007 roku. To samo dotyczy utworu "Wong Chia Chi's Theme". Inteligentnie i stylowo. Plus za Brahmsa. Desplat bez nominacji do Oscara?! Do tej recenzji istniej? jeszcze 4 komentarze. Chcesz zobaczyć wszystkie? » pokaż wszystkie |
![]() Kompozytor:
Dyrygent:
Orkiestrator:
Soliści:
Wydawca:
Producent:
|
|||||||||||||||||
Strona hostowana przez www.twojastrona.pl |
Copyright © 2005-2021 FilmMusic.pl. Wszelkie materiały multimedialne wykorzystane na tej stronie służą jedynie celom informacyjnym. |
Projekt i wykonanie |