Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Alfred Newman

Diary of Anne Frank, the (Pamiętnik Anny Frank)

(1959/1995)
-,-
Oceń tytuł:
Marek Łach | 27-07-2007 r.

Pamiętnik napisany w czasie II wojny światowej przez nastoletnią żydowską dziewczynkę Annę Frank to jedna z ważniejszych kronik hitlerowskiej okupacji nad Europą oraz terroru Holocaustu. Upubliczniony przez ojca Anny w 1947 roku dziennik był wprawdzie na przestrzeni lat niejednokrotnie przez radykałów różnej maści oskarżany o bycie fałszywką, niemniej za każdym razem Otto Frank wygrywał sprawy sądowe i dziś nie ma większych wątpliwości, że zapiski te są autentykiem. Dziennik Anny to pozycja niezwykła, dziewczynka z perspektywy dojrzewającego dziecka opisuje kolejne lata spędzone w ukryciu, w czasie, gdy dokoła szerzy się terror, a jej rodzina z racji żydowskiego pochodzenia zagrożona jest wywózką do obozów koncentracyjnych. W kryjówce Frankowie przebywają, w ciągłym napięciu i strachu, od lipca 1942 roku do sierpnia 1944, kiedy to, zadenuncjowani przez nieznanego do dziś konfidenta, zostają odkryci i aresztowani. Pobyt w obozie przeżywa jedynie ojciec, Anna umiera na tyfus w obozie Bergen-Belsen na kilka miesięcy przed końcem wojny…


W 1959 roku Hollywood zainteresował się dziennikiem, reżyserię powierzono uznanej już w Fabryce Snów postaci – George’owi Stevensowi (Olbrzym), w tytułowej roli planowano obsadzić Audrey Hepburn (która odmówiła ze względów osobistych – pamiętała koszmar wojny), ostatecznie jednak zdecydowano się na debiutantkę, 20-letnią Millie Perkins, oprawą muzyczną zajął się zaś weteran gatunku, kończący swoją przygodę z wytwórnią 20th Century Fox Alfred Newman. Film, będący rozgrywającym się w kilku pomieszczeniach kameralnym dramatem, dawał lubiącemu i sprawdzającemu się w takim repertuarze kompozytorowi ciekawe możliwości. Newman, podobnie zresztą jak Stevens w swoim obrazie, jako najbardziej przekonującą metodę narracji wybrał, zgodnie z książkowym oryginałem, perspektywę samej Anny, perspektywę która nasycona jest liryką, choć jest to liryka podszyta sporą dawką tragizmu, czasem mniej, czasem bardziej eksponowanego, ale zawsze obecnego. Można by przeprowadzić tu pewną analogię z późniejszym o kilka lat Zabić drozda Elmera Bernsteina, również opowiadającym dramatyczną historię oczami dziecka, niemniej kompozycja Newmana siłą rzeczy nie posiada tej niewinności i prostoty (Anna to wszak już nastolatka) partytury jego młodszego kolegi. Liryka w Pamiętniku… w każdym razie w pojedynku z mrocznym momentami underscore wysuwa się na pozycję dominującą.

Praca ta jest jednym z najbardziej satysfakcjonujących pod względem tematycznym dzieł Newmana i znakomitym przykładem jego maestrii w operowaniu sekcją smyczkową i całym neoromantycznym dziedzictwem Hollywoodu. Overture zapowiada już kilka późniejszych elementów partytury, jednak to kolejny utwór, Main Title, jest od samego początku gwoździem programu. Kompozytor wprowadza tu jeden z wybitniejszych w historii muzyki filmowej tematów lirycznych, poruszający, na przemian nostalgiczny i tragiczny, kunsztowny temat przewodni ścieżki, który wielokrotnie jeszcze na przestrzeni filmu i albumu (choć nie zawsze w kulminacyjnych momentach) będzie w różnych aranżacjach i z różną mocą powracał. Jego rola w pierwszej połowie obrazu jest bardzo duża, choć Newman nie epatuje zbyt mocno muzyką i tradycyjnej hollywoodzkiej nadekpresji widz zbyt wiele nie doświadczy; rozwinięcia tematyczne miejscami zahaczają wręcz o underscore, funkcjonują zarówno na płaszczyźnie psychologicznej, jak i rodzajowej, nie popadają jednak w teatralizację i jako tło zgrabnie wpisują się w kameralność filmu.


Stopniowo, gdy narasta zmęczenie i znudzenie bohaterów, gdy ciągłe napięcie staje się codziennością, muzyka schodzi na dalszy plan i zaczyna punktować raczej istotniejsze sceny obrazu, aniżeli płynąć w formie tła. Wzrasta ekspresja, Newman włącza kolejne tematy (a jest ich kilka, wszystkie co najmniej dobre), choć nie waha się równocześnie operować ciszą. Jest tu nieco mrocznego underscore, które zahacza o suspense (typowy dla kompozytora, przytłaczający The First Day), jednak większość trzymających w napięciu scen pozbawiona została ilustracji i tym samym zyskała na autentyczności i sugestywności. Dodatkowo pojawiają się solowe partie na smyczki z lekkim zaznaczeniem żydowskiego pochodzenia bohaterów, umiejętnie wprowadzające nastrój intymności i zamknięcia do narracji, nagrany został nawet dźwięk dzwonu katedry, słyszalnego z kryjówki rodziny Franków, który na swój sposób również eksponuje powagę i tragizm opowieści. Wspomniane solówki mają tu wprawdzie rolę dość zmarginalizowaną i brakuje im indywidualności na miarę Perlmanowskich partii z Listy Schindlera, niemniej nawet jako underscore zawodzące melodie Newmana robią silne wrażenie. Jest wreszcie doskonały, wzorowany trochę na Gounodzie, idylliczny temat odnoszący się generalnie do piękna, jakiego Anna poszukuje w świecie i – obowiązkowo (już w Main Title) – piękny temat miłosny, który przekształca się w porywającego, lirycznego kolosa w najlepszej tradycji Złotej Ery i mocnym, ekspresyjnym, ale i niezwykle pogodnym akcentem kończy opowieść, mimo że scena przez niego w końcu ilustrowana zapowiada rychłą śmierć bohaterów.

Partytura ta jest przykładem Newmana właściwie podręcznikowego, Newmana u szczytu swoich lirycznych zdolności, ale nie dającego się jednocześnie łatwo zaszufladkować, bo wspomniany dramatyczny finał opisany został na zasadzie kontrastu i nie sposób zarzucić mu tak częstego w latach 50-tych lukru i przerysowania. Gdyby nie miażdżący konkurencję Ben-Hur Rózsy, autor zapewne bez większego problemu zgarnąłby kolejną statuetkę, bo choć nie jest to może kompozycja przekrojowo wybitna, to ma w sobie tyle wewnętrznego uroku (a miejscami również i inteligencji), że z powodzeniem może być godną następczynią takich prac, jak Anastasia, All About Eve, czy oscarowe Love Is a Many-Splendored Thing. Również swoista archetypiczność tej pracy, prowadząca do przeciętnej oryginalności, w zestawieniu z pięknem poszczególnych tematów, będących jednymi ze zdecydowanie najlepszych w całym okresie Złotej Ery, nie stanowi dużego problemu i czyni album ciekawą i pouczającą lekturą dla każdego, kto zaczyna dopiero swoja przygodę z epoką. Newman zainspirowany, z polotem, w dobrej formie – a zatem partytura na światowym poziomie.

Najnowsze recenzje

Komentarze