Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Philippe Sarde

Quest for Fire (Walka o ogień)

(1981/1987)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 20-05-2007 r.

Jean-Jacques Annaud w ciągu swojej kariery miał szczęście współpracować z kilkoma naprawdę znakomitymi kompozytorami, takimi jak John Williams, James Horner, Gabriel Yared a także Philippe Sarde. Ten ostatni, rodak reżysera, napisał muzykę do dwóch, być może najpopularniejszych filmów francuskiego twórcy – Niedźwiadka oraz opowiadającej o naszych prehistorycznych przodkach Walki o ogień. Co ciekawe zarówno jeden, jak i drugi obraz minimalizują rolę dialogów. O ile w The Bear pojawiali się myśliwi, którzy od czasu do czasu wymieniali między sobą parę zdań, o tyle w La Guerre du feu bohaterowie – praludzie, wydają z siebie co prawda całą masę dźwięków, ale trudno nazwać to mową. Mogłoby się wydawać, że w takim przypadku, to muzyka, niczym w pierwszej pół godzinie Conana Barbarzyńcy lub we francuskich paradokumentach ilustrowanych ścieżkami Bruno Coulaisa przejmie na siebie ciężar przekazywania emocji i uczuć, zastępując język mówiony. Annaud jednak poszedł inną drogą, pozostawiając to zadanie aktorom, czy to zwierzęcym, czy to ludzkim, wykorzystując ekspresję ich ciała i wszelkie dźwięki, jakie mogli z siebie wydawać. Tym samym rola muzyki w Niedźwiadku, nawet mimo posiadania cudownego tematu głównego, została zmarginalizowana do jedynie poprawnie komponującej się z obrazem ilustracji. Nieco więcej dzieło Sarde’a miało do powiedzenia w Walce o Ogień, gdzie nie tylko ilustrowało sceny, ale i skutecznie budowało nastrój, dodawało opowieści klimatu, świetnie współgrało ze zdjęciami plenerów a momentami odgrywało pierwszoplanową rolę w tworzeniu kluczowych scen filmu.

Sarde należy do kompozytorów, którzy próbują swoją muzyką skutecznie oddać czas i miejsce akcji filmowych zdarzeń. O ile w przypadku przeniesienia fabuły w czas i miejsce, które posiadają swoje charakterystyczne muzyczne elementy i style, zabieg odpowiedniej stylizacji ścieżki dźwiękowej nie wymaga może wielkiej inwencji twórczej, o tyle w Walce o ogień twórca musiał zwyczajnie użyć wyobraźni, gdyż w czasach prehistorycznych o żadnej muzyce mowy być nie może. Kompozytor postanowił więc tak dobrać środki wyrazu, by wywołać wrażenie z czymś maksymalnie starodawnym, barbarzyńskim, dzikim i wyobcowanym. Połączył więc swoje ulubione londyńskie orkiestry z brzmieniem etnicznych bębnów, fletni Pana, fletu basowego oraz specyficznym, odrealnionym, niepokojącym śpiewem mieszanego chóru Ambrosian Singers.

Efekt tych działań bardzo dobrze sprawdza się w filmie, świetnie oddając charakter tamtych, nieprzyjaznych czasów, w których niebezpieczeństwo naszym przodkom groziło zarówno ze strony przyrody, jak i przedstawicieli innych ras i plemion. Już jednak oglądając dzieło Annauda można nabrać przekonania, że pozafilmowy odbiór ścieżki dźwiękowej będzie dużo trudniejszy i mniej przyjemny. I tak jest w istocie. Na wydanym przez Milan albumie, pod angielskim tytułem filmu Quest for Fire, znalazło się 45 minut muzyki, wśród której niewiele jest tematycznych rozwinięć, czy miłych dla ucha brzmień. Ponura kompozycja, już od pierwszych minut, gdy Sarde w instrumentalny sposób wykorzystuje wznoszące się na przemian żeńskie i męskie wokale do budowania napięcia i atmosfery mroku i tajemnicy, może raczej zniechęcić, niż zachęcić przeciętnego słuchacza do reszty. Także swoiste lejtmotywy grane przez sekcję dętą, w stylistyce zbliżone do golden-age’owych fanfar ani charakterystyczne zaciąganie instrumentów dętych w muzyce akcji, które kompozytor powtórzy także w Niedźwiadku, rozsiane pomiędzy sporą ilość materiału ilustracyjnego i underscore’owego, nie są atrakcyjne w odbiorze poza filmem. Owszem, słuchacze, którzy z niejednego pieca chleb jedli, czy może nie jeden score słyszeli, mogą być zainteresowani i zaintrygowani odmiennym podejściem Sarde’a, jego technikami etc. Ale nawet oni zbyt często wracać do tego score nie będą, a przynajmniej do jego większej części.

Są tu jednak fragmenty, do których wracać można bardzo chętnie. Sarde potwierdza bowiem w Quest for Fire, że jest bardzo dobrym tematykiem i nawet jeśli znaczna część jego partytury to ciężka w odbiorze ilustracja, to i pośród niej znajdziemy jedną fantastyczną melodię, tytułowaną tutaj jako Thème d’Amour, a więc temat miłosny. Faktycznie jego zastosowanie w filmie jest dużo szersze, bo w rozmaitych aranżacjach (zwłaszcza na fletnie Pana) dzięki swemu epickiemu charakterowi świetnie komponuje się z dalekimi ujęciami dzikiej przyrody (kręconymi od północnej Szkocji aż po Kenię). To też raczej ten temat w swym najwspanialszym rozwinięciu (kapitalna ósma ścieżka!), o ile mnie pamięc nie myli, został wykorzystany w scenie spotkania z mamutami, a nie, jak sugerują tyuły, utwór dziesiąty.

Pozostaje zadać podstawowe jak zawsze pytanie: czy warto sięgnąć po ten album? Odpowiedź nie może być jednoznaczna, bo choć muzyka to ciężka, nieprzyjemna, to jednak w żadnym wypadku nie jest zła. Jej styl i charakter skutecznie jednak pozbawia ją większości atutów, które soundtracki czynią świetnymi także w oderwaniu od obrazu. Quest for Fire to album dla tych, którzy czują potrzebę sięgnięcia po coś „innego”, po coś niekoniecznie łatwego i przyjemnego i przede wszystkim dla tych, którzy widzieli już film Annauda. To zresztą zapoznanie się z muzyką w zestawieniu z obrazem polecam w pierwszej kolejności. Potem natomiast można spróbować poszukać przyjemności w obcowaniu z płytą. Spróbować, myślę, warto choćby dla takiego utworu, jak La Guerre Du Feu (Thème d’Amour), klasycznego romantyczno-epickiego tematu w starym, dobrym stylu.

Najnowsze recenzje

Komentarze