Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Basil Poledouris

Misérables, Les (Nędznicy) [1998]

(1998)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 27-04-2007 r.

Ekraznizacji „Nędzników”, prozy Wiktora Hugo, było już wiele. Jedną z najnowszych, choć od jej premiery minęła prawie dekada, jest obraz w reżyserii wybitnego duńskiego filmowca Bille Augusta. Międzynarodową obsadę filmowców i aktorów uzupełnia amerykański „klasyk” Basil Poledouris, dla którego „Les Miserables” jest w pewnym sensie ukoronowaniem jego trwającej dwie dekady kariery, do momentu, w którym postanowił, że zarzuca pisanie do tak zwanego „dużego kina”. Sam kompozytor podkreśla wagę tego projektu dla samego siebie, kiedy wymęczony potężną orkiestrową nawalanką w postaci „Żołnierzy kosmosu”, zapragnął napisać muzykę o ludziach i…dla ludzi. „Nędznicy” wpisują się w nurt tzw. epickich projektów Poledourisa, pełnych rozmachu, nienagannego prowadzenia orkiestry i wielu zachwycających muzyczną urodą momentów. Jednocześnie intrygująco zapowiadają jako jedna z pierwszych ścieżek dźwiękowych (obok powstałej w tym samym roku „Cienkiej czerwonej linii” Zimmera) trendy, które będą panować w pierwszej dekadzie nowego millennium.

Partytura z filmu Augusta jest jednym z flagowych osiągnięć epickiego, hollywoodzkiego melodramatu, przywołując szerokie brzmienia takich tytułów jak „Wichry namiętności” Hornera, „Wiek niewinności” Bernsteina, „Wichrowe wzgórza” Sakamoto czy „Sommersby” Elfmana. Brzmienie jest klasyczne, rzekłbym „wytrawne” i z pewnością zadowoli wszystkich miłośników muzyki filmowej. Tej wytrawnej oczywiście… Basowy, tak charakterystyczny dla Poledourisa pogłos, jest obecny tutaj praktycznie bez przerwy – daje o sobie znać nawet w momentach nastawionych na kontemplację i wyciszenie, czym według mnie nadaje muzyce splendoru. Poledouris nie byłby Poledourisem gdyby nie stworzył znakomitego tematu głównego, takiego prawdziwie majestatycznego, na miarę choćby „Pożegnania z królem”. O ile tamten geniusz nosił w sobie rozmach i emocjonalny oddźwięk, ten z „Nędzników” podszyty jest dodatkowo znamieniem straty i tragedii. Kompozytor dozuje go na przestrzeni 50-minutowej kompozycji dość często, a biorąc pod uwagę jego poruszający wydźwięk, słucha się tego znakomicie. Ponieważ muzyka ma taki powolny, dramatyczny charakter, w pewnym sensie zapowiadając dzisiejsze dokonania w muzyce dramatycznej, szczególnie momenty kiedy główny temat rozwija się i buduje by wybuchnąć wielkim, epickim wykonaniem (nie rzadko poruszającym w wyrazie), z pewnością przykują uwagę wszystkich złaknionych klasowej, orkiestrowej muzyki filmowej.

Złożona struktura samego tematu pozwala autorowi sięgać do jego fragmentów, które same w sobie niejednokrotnie tworzą takie małe mikro-tematy i rozwijać je w obrębie poszczególnych utworów soundtracka. To z pewnością świadczy o klasie kompozytora, który dzięki takim zabiegom nie przyczyni się do znudzenia słuchającego. Duża część muzyki, tak jak wspomniałem, posiada kontemplacyjny, „podskórny” charakter, przeważnie prowadzona przez instrumenty strunowe. Najciekawszym jednak aspektem „Nędzników” są naleciałości minimalizmu, który zapowiada współczesne dokonania kolegów pana Basila. Poledouris dodatkowo wzorem Philipa Glassa tworzy proste, opadająco-wzrastające progresje na grającą intensywnie sekcję smyczek. Kreuje to fantastyczny, trzymający napięcie kontrapunkt dla prowadzonych równolegle melodii wykorzystujących główny temat(y). Podobną „nerwową” technikę stosuje choćby Danny Elfman w jego ostatnich pracach czy tylko wspomnieć elegialne utwory „The Thin Red Line”.

Dość ciekawa jest muzyczna interpretacja dwóch głównych postaci dramatu – Jeana Valjeana (Liam Neeson) oraz inspektora Javerta (Geoffrey Rush). Fragmenty w ramach suit znajdujących się na soundtracku (o tym za chwilę) związane z tym pierwszym prezentują przeważnie emocjonalne, prowadzone z rozmachem wykonania tematu głównego, również z wykorzystaniem wspomnianych minimalistycznych progresji na smyczki. Kulminacja to „Valjean Saves Marius”, gdzie grające w wysokich rejestrach meandrujące smyczki osiągają z basową orkiestrą artyzm na miarę The Gravel Road z soundtracka do „The Village”. Utwory poświęcone z kolei temu drugiemu są bardziej mroczne, również z doskonałą „militarystyczną” aranżacją tematu głównego, wykorzystującą typową, potężną perkusją znaną z wcześniejszych dokonań kompozytora choćby do kina akcji. Tworzą prący do przodu rytm, który własną kulminację osiąga w The Barricades. Jak tytuł wskazuje – znamionuje najbardziej dynamiczną muzykę na płycie, czym jest w istocie. Wrażenie robi końcówka (Javert’s Suicide), gdzie tlące, bardzo niemrawo zaznaczone w takim herrmannowskim stylu instrumenty orkiestrowe kreują przygnębiający klimat, zakończony jeszcze jednym wejście znakomitego tematu głównego, który jawi się jako ostatni oddech umierającego człowieka.

Dla kogo jest muzyka z „Les Miserables”? Na pewno dla wszystkich szukających ambitniejszych emocji w muzyce filmowej. Poledouris udowadnia tu swoją klasę dramaturga wysokich lotów. Emocje są mocne i prawdziwe, na pewno nie podpadające pod kicz, co czasami zdarza się głównemu „melo-dramaturgowi” Hollywood, Jamesowi Hornerowi. Z pewnością partytura wymaga cierpliwości a na samym początku skupienia. Muzyka jest często stonowana, ocierająca się o underscore, ale wynagradzają to słuchaczowi znakomite rozwinięcia tematyczne – warto jednak w tym przypadku poczekać. Czy są tu wady? Niewątpliwie jest nim wydanie płyty, które w zamierzeniu twórców, poprzez połączenie wielu fragmentów w dłuższe sekwencje suitowe, miało pewnie znacząco podnieść słuchalność. Moim zdaniem udało się to połowicznie. Popieram suity w wszelkiej postaci, gdy stanowią jakąś jedną, spójną całość lub gdy są umiejętnie zaaranżowane na podstawie istniejącego materiału – wtedy to ma sens. Ale w Nędznikach po prostu posklejano kolejne utwory… Bynajmniej, dzięki jednolitej, spójnej wizji muzycznej kompozytora, nie możemy tu w żadnym wypadku mówić o chaosie, jednak wyczuwa się pewne sztuczne łączenie fragmentów. Tą małą niedogodność niweluje o kilka minut dłuższy bootleg z pełną partyturą z filmu. „Nędznicy” to prawdopodobnie najbardziej dojrzała i dorosła partytura w karierze Basila Poledourisa. Ważna z dwóch przyczyn: 1 – skoncentrowaniu się od tej pory przez kompozytora na kameralnych filmach z ludzkim przesłaniem, 2 – będąca zwiastunem współczesnej muzyki filmowej. Ale oczywiście, to co najważniejsze, czyli muzyka – jest znakomita i imponująca. I ją przede wszystkim polecam!

PS. Płyta jest dedykowana pamięci wieloletniego współpracownika Poledourisa, legendarnego orkiestratora Greiga McRitchie.

Najnowsze recenzje

Komentarze