Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Hans Zimmer

Black Rain expanded (Czarny deszcz)

-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 15-04-2007 r.

Jako, że na pierwszym wydaniu soundtracku z Czarnego deszczu, muzyki Hansa Zimmera było tyle, co kot napłakał, fanom przyszło czekać na wydanie rozszerzone. Niestety nigdy nie ukazało się ono oficjalnie, a jedynie w formie bootlega. Jakkolwiek słowo „bootleg” nie zawsze musi oznaczać kiepską jakość nagrania, to w tym wypadku niestety tak właśnie jest. Większość ścieżek najprawdopodobniej została zripowana prosto z filmu, a z trudem usunięte dialogi i dźwięk zostały zastąpione przez irytujące szumy. I to jest niestety pierwsza i największa wada tego albumu.

Kolejną jest jego długość. Ponad 70 minut muzyki z filmu musi oznaczać niemałą ilość underscore’u i wybitnie ilustracyjnych fragmentów. Na Black Rain Expanded jest tego pełno i w dodatku z takiego właśnie atonalnego brzmienie składają się najdłuższe ścieżki na płycie. 6-minutowe „The Restaurant/Sato” i „The Yakuza Codex” to typowa muzyka tła, oparta na nieciekawej, mrocznej elektronice urozmaicanej w pierwszym przypadku krótkim fragmentem muzyki akcji oraz dźwiękami w stylu Terminatora 2, a w drugim japońskim instrumentarium. Najgorszy moment płyty to chyba jednak ścieżki od nr 16 do 20, dające razem 12 minut (z tego 9 przypada na „Sugai/The Deal„) nudnej, nic nie przekazującej poza obrazem, elektronicznej ściany dźwięku. Narzekam na najdłuższe utwory, ale niewiele dobrego można powiedzieć też o tych najkrótszych. Jaki jest bowiem sens egzystencji na płycie takich ścieżek, jak niespełna półminutowy „Black Rain„, który nie przedstawia żadnej melodii? A to nie jedyny taki przypadek.

Zacząłem od dwóch głównych wad, to teraz wreszcie pora na zalety. Największą są tematy. Wprawdzie fantastyczny „Nick and Masa” (tu w innej, mniej urozmaiconej wersji) oraz spokojną, smutną aranżację tejże melodii („Sorrow„, „Nick’s Confession/Waiting„) można było usłyszeć już na oficjalnym wydaniu, jednak znajdziemy tu kilka równie ciekawych fragmentów, wcześniej pominiętych. Na początek mamy krótki, ale bardzo klimatyczny utwór „Osaka” łączący w sobie azjatyckie klimaty z industrialnymi. Nic dziwnego, bo Zimmer ilustruje nim panoramę przemysłowej części japońskiego miasta. Kolejna interesująca melodia to temat Joyce. Choć portretowana nim bohaterka jest Amerykanką, to jednak melodia ma wyraźnie japońskie brzmienie.

Najciekawszy „nowy” utwór dostajemy niemal na sam koniec. Mowa o „The Final Confrontation” – przebojowym, dynamicznym fragmencie akcji, opartym o elektronikę i perkusję. Bardzo udanie wplata w to Zimmer motyw z filmowej piosenki (nieobecnej na tej wersji soundtracku) w mocnej, dynamicznej aranżacji. W przypadku tej ścieżki warto podkreślić dwie rzeczy. Po pierwsze w przeciwieństwie do większości, tą na szczęście cechuje zupełnie dobra jakość dźwięku – nie ma drażniących szumów. Po drugie, utwór ten niemal nie został wykorzystany w filmie. W scenie, którą sądząc po tytule miałby ilustrować, mieliśmy najpierw perkusyjne solo podczas pościgu na motocyklach po plantacji, a następnie właśnie krótki fragment utworu (melodia z piosenki) już w momencie rozstrzygającej walki Nicka z Sato. Warto też zwrócić uwagę na rozwinięcie świetnego, elektronicznego motywu ze scen śledzenia kochanki Sato. Tutaj występuje on w dwóch utworach: „The Overshadow” i „Chase to the Steel Plant„.

Zimmer podobno nie przepada za Czarnym deszczem. Traktuje ten score jako stary, niedoskonały i niedojrzały twór, który dziś zrobiłby zupełnie inaczej. Trochę racji w tym jest, bo są momenty, w których elektronika Zimmera brzmi nieco archaicznie, ale są też momenty bardzo dobre, których Zimmer raczej nie mógłby zrobić lepiej. A na pewno nie mógłby zrobić ich lepiej teraz, gdy tego typu partytury tworzy jedna podobna do drugiej, byle tylko głośniej zmiksować orkiestrę z elektroniką. Jest też w Czarnym deszczu kilka pomysłów, które Zimmer później skopiuje. Choćby temat Joyce (w Millennium), sposób prze-aranżowania tematu heroicznego na smutny (w Gladiatorze) czy wreszcie dynamiczne, mroczne dźwięki z „Charlie Loses His Head” (w Królu lwie).

Wydanie Complete wbrew nazwie wcale nie jest kompletnym zbiorem muzyki z Czarnego deszczu, bo kilku fragmentów jednak brakuje. Najbardziej – krótkiego motywu z piosenki, który na oficjalnym wydaniu, poza utworem śpiewanym przez Allmana, można było usłyszeć jeszcze w ostatniej części instrumentalnej suity. Tutaj spotkamy go tylko w dość odmiennej aranżacji w „The Final Confrontation„. Poza tym kolejność utworów nie jest do końca zgodna z ich występowaniem w filmie. Album nie może więc w pełni zadowolić fanów filmu/muzyki Zimmera. Wprawdzie nadrabia spore braki oficjalnego soundtracku, ale niestety fatalne wydanie marnuje szansę na znakomitą płytę. Zarówno bardzo kiepska jakość dźwięku, jak i niepotrzebne wrzucanie na album nie mających racji bytu poza filmem fragmentów, często bezsensownie krótkich, a także pominięcie otwierającej i zamykającej film skomponowanej przez Zimmera piosenki, mają istotny wpływ na ocenę końcową. Co prawda niektóre fragmenty są fantastyczne, mamy tu więcej tematów, albo więcej ich aranżacji niż na wydaniu Virgin, ale to wciąż nie jest to, co można uzyskać z muzycznego materiału Zimmera, skomponowanego na potrzeby Black Rain. Może kiedyś doczekamy się udanego wydania, póki co trzeba cieszyć się tym co jest. Mało muzyki, za to dobrej jakości (oficjalne wydanie), czy dużo ale jakości złej (ten bootleg) – wybierzcie sami.

przeczytaj również recenzję oficjalnego wydania.

Najnowsze recenzje

Komentarze