Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Różni wykonawcy

Stealing Beauty (Ukryte Pragnienia)

(1996)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Wudarski | 15-04-2007 r.

Muzyka filmowa to nie tylko „scory”. Są filmy w których instrumentalne popisy kompozytorów schodzą na plan dalszy, będąc zupełnie marginalizowane. Nie mam na myśli głupawych komedyjek romantycznych, gdzie popowe wypociny pseudogwiazdek formatu Shakiry lub Britney Spears, wpychane są jedynie w celach marketingowych. Chodzi mi o filmy w których piosenka traktowana jest na równi z partyturą kompozytora filmowego. Na rynku muzycznym można odnaleźć kilka tego typu płyt (dobrymi przykładami mogą tu być ścieżki dźwiękowe z filmów Quentina Tarantino, lub Wima Wendersa). Moja recenzja poświęcona będzie jednak soundtrackowi z obrazu Bernardo Bertolucciego, zatytułowanego „Ukryte Pragnienia”. Włoski reżyser niejednokrotnie pokazywał swoją wielką wrażliwość muzyczno – wizualną („Ostatnie Tango w Paryżu”, „Mały Budda”, „Ostatni Cesarz”, czy niedawni „Marzyciele”). Bertolucci w specyficzny sposób myśli o muzyce. Stara się znaleźć wyważona linię porozumienia między niezwykle bogatą sferą obrazu (kreowaną przez znakomitych mistrzów w rodzaju Vittorio Storaro), a ilustracją dźwiękową. W tym celu korzysta nie tylko z usług oryginalnych kompozytorów (Ruichi Sakamoto), ale także wykorzystuje utwory wcześniej już powstałe (i to zarówno klasyczne, jak i popularne).

„Ukryte Pragnienia” to film pełen wysmakowanych kadrów (dzieło Dariusa Khondji’ego), które umiejętnie pokazują archetypiczne piękno pejzażu środkowej Toskanii (Siena), piękno ilustrowane przez równie ciekawą oprawę dźwiękową. Oryginalną muzykę napisał Richard Hartley (którego ostatnim osiągnięciem była muzyka do telewizyjnej wersji „Lwa w Zimie”), lecz z przykrością muszę stwierdzić, że to nie partytura Hartley’a gra tutaj najważniejszą rolę. Owszem istnieje, gdzieś tam sobie pomrukując w tle, ale nikt jej nie słyszy, nikt jej nie zauważa. Trzeba to jasno powiedzieć: pierwsze skrzypce grają w „Ukrytych Pragnieniach” piosenki i pewna ilość muzyki klasycznej. O ile zupełnie nie żałuję, że na soundtracku nie umieszczono muzyki Hartley’a, o tyle strata świetnych utworów Mozarta troszkę boli. Ale z braku laku recenzujemy to co mamy.

Pierwsze trzy piosenki wprowadzają niemal mistyczny klimat czegoś niepoznawalnego, a zarazem nieuchronnego. Mam tu na myśli zarówno świetne „Glory Box” zespołu Portishead, jak również udaną przeróbkę słynnego hitu Jimi Hendrixa „If 6 Was 9”. Potem nastrój się zmienia. Robi się zdecydowanie bardziej radośnie i imprezowo (ale jest to impreza z klasą). „Annie Mae” (czyż nie jest to genialna gra słów?) John Lee Hookera, „Suprestition” Wondera, i „My Baby Just Care For Me” Niny Simone. Wszystkie te utwory to prawdziwe muzyczne perełki (których przemyślny układ psuje jedynie wepchnięty pomiędzy rockowo wtórny „Rocket Boy”). Szczególnie godne polecenia są: dynamiczne „Superstition” (wręcz genialnie nadaje się na poranne rozbudzenie największego nawet śpiocha), a także idealny na wysoce kulturalną imprezę „My Baby…” Niny Simone. Jej zachrypnięty, mocny, namiętny głos to najlepsza rekomendacja.
Piosenkę „I’ll Be Seeing You”, można uznać za łącznika między drugą, a trzecią częścią płyty, częścią w której robi się zdecydowanie smutno i bardzo poetycko. Intymne „Rhymes Of An Hour” i pełen emocji poemat „Alice” (grany na strunie eterycznego głosu Elisabeth Fraser) to najlepsze tego przykłady. Ostatnia część (zamykająca płytę) to 9stosując terminologię Artura Andrusa) utwory „rozpędzające”. Choć nie tworzą jakiegoś specjalnego zgrzytu z resztą kompilacji, nie są godne omawiania. Muzyka jakiej wszędzie pełno.

Chcąc podsumować soundtrack z „Ukrytych Pragnień” muszę uczciwie zaznaczyć, iż jest to jedna z najciekawszych kompilacji z piosenkami jakie są dostępne na naszym rynku muzycznym. Nie tylko ma ona przemyślaną konstrukcję (utwory dobrane nie wg chronologii pojawiania się, lecz wg klimatów które reprezentują – z małym zgrzytem w postaci „Rocket Boy”), ale także naładowana jest klasykami w rodzaju genialnego „Superstition”., czy „My Baby Just Care For Me”. Co więcej piosenki doskonale spełniają swą rolę w filmie. Nie są na siłę wepchniętym chwytem marketingowym, który ma zmusić frajerów do wysupłania ostatnich złotówek na płytę, lecz stanowią świadomy wybór. Ilustrują, a jednocześnie doskonale się ich słucha. Polecam zatem wszystkim miłośnikom dobrej muzyki, miłośnikom pozbawionym uprzedzeń.

Niniejszy tekst jest poprawioną i uzupełnioną wersją recenzji opublikowanej na portalu www.moviemusic.pl

Najnowsze recenzje

Komentarze