Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Nino Rota

Romeo & Juliet (Romeo i Julia) 1

(1968/2002)
-,-
Oceń tytuł:
Marek Łach | 15-04-2007 r.

Lista absolutnych klasyków muzyki filmowej byłaby, wbrew pozorom, stosunkowo krótka. Surowe wymagania stawiane możliwym kandydatom pozbawiłyby zapewne szans wiele legendarnych dziś partytur, choć niejednej trudno odmówić kompozycyjnego geniuszu. Gdyby jednak lista taka powstała obecnie, wśród kilku pewniaków, takich jak Ben-Hur, The Mission, czy E.T. , znaleźlibyśmy ponad wszelką wątpliwość inny z wielkich, ponadczasowych score’ów – napisany do jednej z najgłosniejszych szekspirowskich adaptacji filmowych, Romeo i Julia Nino Roty. Film Franco Zeffirellego z 1968 roku wszedł już na stałe do historii kinematografii i do kanonów światowej kultury i do dziś uznawany jest przez wielu za najlepszą ekranizację arcydzieła angielskiego dramatopisarza. Podobne opinie, ale dotyczące już bezpośrednio kompozycji Roty, usłyszeć można równie często, nie tylko z ust krytyków, ale również zwyczajnych widzów, dzięki którym właśnie muzyka Włocha stała się tak szeroko rozpoznawalna. Partytura Roty stała się być może najdonioślejszym jego dziełem i chociaż jeszcze większy sukces czekał go przy okazji Ojca Chrzestnego (Oscar za część drugą), Romeo i Julia przewyższa i to dokonanie, będąc jednocześnie jedną z najpiękniejszych, kto wie czy nie najpiękniejszą, muzyczną opowieścią o miłości…

Film Zeffirellego nie mógłby już istnieć bez oprawy muzycznej wybitnego włoskiego kompozytora. Kinematografia „szekspirowska” również. Rota, podobnie jak nie tak dawno Patrick Doyle, i to nie pierwszy raz w swojej karierze, zdołał ducha adaptowanej literatury uchwycić perfekcyjnie. Romeo i Julia to partytura, której chciałoby się słuchać czytając dzieło Szekspira, która dzięki nieprawdopodobnemu ładunkowi emocjonalnemu i zachwycającemu autentyzmowi, idealnie wpasowuje się w klimat, epokę i realia dramatu, w relacje między tytułowymi bohaterami, wreszcie w tragiczny finał całości. Nawet w najbardziej wstrząsających scenach nie uświadczymy symfonicznego monumentalizmu, gdyż opisane są one albo prostym, złowrogim, powoli wzrastającym motywem – bez przepychu, bez patosu, bez zawodzących smyczków – albo kolejną, piękną aranżacją tematu przewodniego. Doskonałe wyważenie emocjonalne i brzmieniowe tych utworów robi wrażenie znaczące, poziomem sięgając miejscami epickim finałom ze Złotej Ery Hollywoodu.

O ile jednak dla ucha wyćwiczonego na kompozycjach twórców amerykańskich fragmenty dramatyczne mogą wydawać się potraktowane po macoszemu (tak jak suspense w przypadku Morricone), to ocena warstwy lirycznej partytury Roty nie powinna nikomu sprawić większych problemów. Romeo & Juliet w tym aspekcie przewyższa niemal wszystko, co w muzyce filmowej można usłyszeć, czego dowodem może być fakt, jak blado wypada w porównaniu z Włochem dzisiejsza królowa muzyki romantycznej, Rachel Portman. Oscarowa kompozytorka brzmieniowo, choć nie orkiestracyjnie, co trzeba zaznaczyć, w olbrzymim stopniu opiera się na dokonaniach Roty, niestety jej muzyka pozatematyczna prezentuje się na ogół nadzwyczaj nużąco i tym, co czyni jej prace tak atrakcyjnymi są wyśmienite melodycznie motywy główne. Rota tymczasem, aczkolwiek był niedoścignionym mistrzem tematów muzycznych, z równym pietyzmem starał się tworzyć fragmenty poboczne, underscore. Jednocześnie, swoje melodie potrafił wykorzystać maksymalnie, nie nużąc słuchacza, i co chwilę urozmaicając kompozycję czymś atrakcyjnym dla ucha, intrygującym i pamiętnym. Jego Romeo & Juliet jest przykładem tej właśnie techniki, pojawiający się od czasu do czasu underscore pod żadnym pozorem nie przeszkadza, a motyw przewodni ścieżki genialnie wprowadza nas, towarzyszy nam, i kończy historię nieszczęśliwej miłości dwojga kochanków z Werony.

Niewiele można napisać o sławetnym Love Theme, gdyż jest to utwór, którego wielkości słowa nie oddadzą, a tragiczną wymowę wyrazić mogą jedynie dźwięki muzyki… Wzruszająca sekcja smyczkowa, flet, subtelna gitara w tle, tworzą jeden z najpiękniejszych tematów w historii, temat przy którym głośny Titanic Hornera brzmi jakoś bez wyrazu… Ale i obok Love Theme pojawiają się utwory wybitne. Pogodny temat Romea, początkowo refleksyjny, a potem radosny i dynamiczny temat Julii (być może ilustrujący również dom Kapuletich), wreszcie krótki, aczkolwiek chwytający za serce temat sceny balkonowej, to perły, jakimi poszczycić się może jedynie garstka kompozytorów. Nie zagłuszają one naszych myśli, one je wzmacniają. Oto jak pisze się mądrą, głęboką muzykę. Niezwykłego autentyzmu dodatkowo nadaje im nieco barokowe brzmienie, na jakie zdecydował się kompozytor, eksponowane przede wszystkim przez gitarę, wzbogacone ponadto przez wyśmienicie stylizowane tańce, czego doskonałym przykładem jest The Moresca (nazwa mauretańskiego tańca, który w tym przypadku skrzyżowany jest nieco ze skocznym włoskim saltarello). Sceny ślubu wprowadzają śpiewający po łacinie chór, organy i śliczny wokal Anny Polakovej. Nie codzień słyszy się tematy przewodnie w wersjach kościelnych…

Trudno uniknąć superlatyw opisując arcydzieła tego pokroju, trudno też doszukać się jakichkolwiek wad. Prawodpodobnie jedynym mankamentem genialnej partytury Roty jest dość kiepska fanfara książęca kończąca pierwszy utwór, słabiutka melodycznie i technicznie, na szczęście bardzo krótka i szybko zapomniana. Razi ona głównie z powodu niedopasowania brzmieniowego do poprzedzającego ją niesamowitego prologu, który niejako ustanawia klimat całej kompozycji. Opisywane tu wydanie pochodzi z 2002 roku, z wytwórni Silva Screen i można je niewątpliwie uznać za jeden z najlepszych re-recordingów na rynku. Wkład pracy orkiestratora Mike’a Townenda w całe przedsięwzięcie jest olbrzymi (nie znaleziono bowiem zapisu nutowego), a wykonanie Orkiestry i Chóru Filharmonii w Pradze pod batutą Nica Raine to popis precyzji i profesjonalizmu. Rota musi być zadowolony.

Najnowsze recenzje

Komentarze