Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Peter Gabriel

Long Walk Home: Music From the Rabbit-Proof Fence (Polowanie na króliki)

(2002)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 15-04-2007 r.

kontemplacyjna podróż w głąb Outbacku

Obraz ”Polowanie na króliki” (oryg. ”Rabbit-Proof Fence”) przeszedł w 2003 roku bez echa przez kina naszego kraju, jednocześnie będąc wydarzeniem filmowym na świecie. Opowiada historię historię ucieczki trojga aborygeńskich dzieci ze specjalnego obozu, w którym szkoli się je w celu sprawniejszego dopasowania do białego społeczeństwa i oczywiście wymazania z pamięci swoich rdzennych korzeni kulturowych (ofiary tego przejawu australijskiej czystki rasowej zostały nazwane „straconym pokoleniem”). W historii opowiedzianej przez Philipa Noyce’a, znanego twórcę z Antypodów, nie byłoby nic niezwykłego gdyby nie to, iż trójka dzieci idzie do domu i tropiona jest przez 1500 mil… Tak niezwykły projekt zasłużył sobie na niezwykłego „oprawcę” muzycznego. Jest nim jeden z najważniejszych twórców muzyki popularnej, Peter Gabriel. Muzyk ten słynie z nie szablonowej twórczości, również w świecie filmu miał dotąd dość ciekawe dokonania – min. ”Ptasiek” Alana Parkera i słynne ”Ostatnie kuszenie Chrystusa”. Podobnie jak w przypadku tego ostatniego, album z muzyką nazwany został inaczej niż sam film – ”Long Walk Home”. Ta zmiana w istocie jest świetnym pomysłem, gdyż zdaje się znacznie klarowniej, za pomocą jednego stwierdzenia obrazować historię opowiedzianą w filmie.

Gabriel w „Long Walk Home” roztacza przed słuchaczem na niemal godzinnym wydaniu potężne, ekspansywne tło brzmieniowe wykreowane głównie przez syntezatory i instrumentację etniczną, choć nie rezygnujące również z brzmień klasycznych i wokalnych. Pierwszy z tych środków muzycznego wyrazu kreuje przede wszystkim atmosferę melancholii oraz kontemplacji, równocześnie mając za zadanie pogłębić wrażenie oglądania (i przeżywania) w filmie przepastnych krajobrazów australijskiego Outbacku. Twórca zarejestrował również i przefiltrował przez komputer odgłosy australijskiej przyrody, które budują niecodzienną otoczkę tej kompozycji. Można powiedzieć, że Gabriel stara się imitować swoją muzyczną paletą odgłosy natury. Ilustrację stanowi przeważnie leniwy ambient, przegradzany utworami z rytmicznym, zwykle perkusyjnym tłem. Dużo tu tzw. sound design’u a sam proces tworzenia underscore jest niezwykle ciekawy. Długie czasy utworów pomagają z kolei bardziej wgłębić się w klimat ścieżki. Score nie jest on już tylko efektem dźwiękowym, jaki można przeważnie spotkać na nowoczesnych, podrasowanych muzycznym new-age’m soundtrackach do kina komercyjnego, lecz stanowi go jakaś myśl twórcza. Osobiście uważam, że elektroniczna muzyka ma zwykle mniejsze szansę na osiągnięcie emocji, które rodzą się przy muzyce instrumentalnej. Jednak tu jest trochę inaczej. Nawet mimo dość długich sekwencji będących zwyczajnym tłem brzmieniowym, praca Gabriela zabiera nas w unikalne brzmieniowe światy, pełne ciekawych doznań i właśnie emocji.

Na szczęście, biorąc pod uwagę tematykę i miejsce osadzenia filmu, twórca oszczędza nam wydatnej, wydawałoby się, mogącej być solennie przeszarżowaną etniki. Elementy ludowe/etniczne przejawiają się przede wszystkim w użyciu typowego dla kultury Aborygeńskiej instrumentu didgeridoo, długiej drewnianej tuby z drewna eukaliptusowego, wyżartego przez termity. Niezwykły to instrument, kreujący dziwaczne, świergocząco-wibrujące brzmienia. W pewnym stopniu nasyca muzykę mistyką i tajemnicą, dokładnie tym, z czym kojarzy nam się kultura rdzennych mieszkańców Australii. Gabriel korzysta także z innych, równie egzotycznych (i takowo brzmiących z nazwy) dla przeciętnego melomana instrumentów, takich jak surdo, dhol czy organy Hammonda i oczywiście wszelakiego rodzaju bębny. Miejsce znalazło się również dla znanego ostatnio solisty Shankara ze swymi skrzypcami.

Po drugiej stronie ”Long Walk Home” znajdują się kontemplacyjne śpiewy, bardzo klimatyczne, wibrujące nad elektronicznym tłem tak, jak rozgrzane powietrze nad wysuszonymi przestrzeniami piątego kontynentu. Śpiewy te z początku albumu występują pojedynczo a dopiero w finałowych, oględnie mówiąc bardziej w nurcie muzyki popularnej utworach, bardzo ciekawie i satysfakcjonująco zostają zmiksowane z troszkę „gospelującym” chórkiem The Blind Boys of Alabama (Cloudless – pojawiającym się również na pochodzącym z tego samego roku, solowym krążku Gabriela „Up”). W tych momentach czuć wyrywającą się żyłkę Gabriela, która pcha go ku jego tanecznym aranżacjom pod muzykę popularną. Sam Gabriel oczywiście nie odmówił sobie przyjemności pośpiewania…

Jeżeli dochodzimy już do muzyki instrumentalnej, autor przy pomocy sekcji smyczkowej London Session Orchestra zaprezentował jedyny, klasycznie pojęty temat kompozycji: przepiękne, tragiczne adagio, pojawiającego się po raz pierwszy w utworze „Running to the Rain” (potem jeszcze powracające kilka razy na albumie). Chociaż sama melodia nasuwa skojarzenia z niejednym smyczkowym adagio wykorzystywanym w muzyce filmowej czy klasycznej, posiada potężną dawkę emocji. Jest sercem tej kompozycji. Swego czasu została użyta jako podkład pod zwiastun Pasji Mela Gibsona, wywarła na piszącym wielkie wrażenie i tak o to znalazł ten soundtrack…

”Long Walk Home” nie jest prostą w odbiorze muzyką. Wymaga skupienia i wyciszenia. W odpowiednich momentach naciska na odpowiednie klawisze związane z emocjami, w innych przedstawia obce muzycznie brzmienia i tekstury. Jest mimo swoich 59 minut trwania i wspomnianych czasami bardzo rozległych oraz skromnych brzmieniowo fragmentów cały czas zajmujące, zmienne i świeże. Ale przecież po twórcy pokroju Petera Gabriela nie mogliśmy tak naprawdę oczekiwać przeciętnego produktu. To podróż do zapomnianego, fascynującego świata Australii. Kompozycja ta była nawet nominowana w 2003 roku do Złotego Globu. Przypomina tak jego album ”Passion” jak i min. dokonania Lisy Gerrard i Pietera Bourke z filmów Michaela Manna – ”The Insider” oraz ”Ali” czy Davida Julyana (”Memento”). Nowoczesna muzyka filmowa jednym słowem. Fani klasycznych kompozycji instrumentalnych mogą się bać sięgnąć po tą pozycją. Wydaje mi się, że tak naprawdę nie ma czego się bać – warto czasami odsapnąć od typowego symfonicznego brzmienia… Tym bardziej dla czegoś takiego. Bo ”Long Walk Home” to dzieło wysokiej klasy.

Najnowsze recenzje

Komentarze