Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
W.G. Snuffy Walden

Stand, the (Bastion)

(1994)
3,0
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 15-04-2007 r.

Pójdziecie na zachód. Nie zabierzecie ze sobą jedzenia ani wody. Pójdziecie jeszcze dziś, tak jak tu stoicie. Pójdziecie pieszo. Wyjawiono mi, że jeden z was nie dotrze do celu. Nie wiem kto z was upadnie (…) Wyruszycie w drogę i będziecie niezłomni niczym Bastion, ponieważ ramieniem swoim wspierać was będzie Pan Nasz, Bóg Wszechmogący.

Matka Abigail

Co byłoby gdyby cała ludzkość wyginęła za sprawą supernowoczesnej broni biologicznej a nieliczna grupa wybrańców, która przeżyłaby pomór, zwodzona osobliwymi snami musiałaby opowiedzieć się po stronie dobra lub zła, walczących w finałowej, apokaliptycznej batalii? Takie rozważania snuje epicka, mieszająca wiele gatunków powieść Stephena Kinga ”Bastion” oraz jej adaptacja w formie 6-godzinnego mini-serialu telewizyjnego, nakręconego przez bardzo często przenoszącego prozę pisarza na ekran Micka Garrisa. Oczywiście zadaniem niemożliwym było wierne oddanie pieczołowicie nakreślonych (jak zawsze!) przez Kinga charakterów kilkunastu jego bohaterów oraz całej złożoności świata rozpisanego i wykreowanego na ponad 1300 stronnicach, ale serial ów stanowi dość wierną (mimo wielorakich skrótów) adaptację oryginalnej wizji. Telewizyjna struktura filmu odbiła się również w muzycznej mikroskali osobą kompozytora, bardzo doświadczonego na polu amerykańskiego przemysłu telewizyjnego, W.G. Snuffy Waldena. Większość z czytelników zapewne kojarzy jego nazwisko z bardzo popularnym w naszym kraju serialem ”Cudowne lata” . Jak mniemam potężna większość jego filmowej pracy nigdy nie ujrzała światła dziennego, tak więc projekt pokroju ”Bastionu” jest być może jedynąz w ogóle szansą dostrzeżenia tego twórcy na ogromnym rynku kompozytorów muzyki filmowej.

”Bastion” traktuje o sprawach najważniejszych, jest pełen symboliki, religijnych odniesień a i nierzadko zapuszcza się w rejony epickiego rozmachu. Jednakowoż tak jak inne dzieła Kinga, pod przykrywką elementów nadprzyrodzonych tak naprawdę traktuje o ludziach i stanowi studium ludzkich zachowań oraz postaw. W tym też kierunku poszedł kompozytor, wcześniej gitarowy muzyk sesyjny. Jego muzyka jest intymna, refleksyjna, ale nie rezygnuje z różnych ozdobników, które moim zdaniem wynoszą ją ponad dziesiątki przeciętnych kompozycji (w tym muzyki telewizyjnej). Wydanemu przez Varèse Sarabande albumowi przewodzi gitara, co nie powinno dziwić biorąc pod uwagę muzyczne pochodzenie Waldena. O taką muzyczną barwę poprosił sam Stephen King, który wyobrażał sobie ścieżkę dźwiękową jako „blue jeans music”, krzyżówkę Ry Coodera z Johnny Handsome’m. Ścieżka tak więc zdominowana jest przez gitarowe blues’y oraz subtelne zaplecze elektroniczne i instrumentalne. Wybór gitary jako środka przewodniego wyrazu można zinterpretować w przynajmniej kilku warstwach. Idea ta pasuje zarówno do elementów filmu drogi, które posiada książka (jak i obraz), do amerykańskiego charakteru opowiadanej historii, do kameralnych (bo przecież umarł cały świat!) relacji między bohaterami, jak i opustoszałych scenerii z często zapadłego amerykańskiego zachodu i południa. Również jedna z najważniejszych postaci opowieści, ponad 100-letnia matka Abigail, która pojawia się w snach i jest przewodniczką ocalałych z pomoru, gra sobie na ganku swojego domku…na banjo. Wreszcie mamy w kompozycji zamysł kompozytora, by samych bohaterów charakteryzować przez różne typy gitarowych wcieleń.

Wysłanników sił zła, któremu przewodzi ‘Mroczny mężczyzna’ – Randall Flagg, ilustrują bądź klimatyczne blues’y wsparte mrocznym, ambientowym tłem (trochę w stylu ”Klucza do koszmaru” Edwarda Shearmura), quasi-rockowe gitarowe riffy lub też dynamiczny hardrock (nie pozbawiony jednak poczucia humoru…) – muzyczna sygnatura dla szalonego Śmieciarza. Taka muzyka dla prawdziwych, amerykańskich, bezwzględnych ‘twardzieli’… Refleksyjne, tworzące melodyjne tło gitary stanowią również elementy muzyki kina drogi (On the Road to Kansas). Bohaterowie „pozytywni” – co logiczne – scharakteryzowani zostali przez Waldena z kolei muzyką tematyczną. To na tym polu autor muzyki pokazuje, że jego umiejętności sięgają dalej niż tylko sprawne gitarowe solówki i aranżacje. Zaskakuje niebanalny i wbijający się swoją liryką w pamięć temat główny, który można interpretować również jako temat miłosny/‘nadziei ludzkości’. Chociaż pojawia się w szeregu utworów, na szczęście nie nudzi ponieważ jest różnorodnie interpretowany – harmonijką, obojem, skrzypcowymi solówkami czy też żeńskimi, tlącymi się wokalami (Mother Abigail). W tym kontekście kompozytor stylistycznie zbliża się do muzyki Thomasa Newmana, który przecież również z sukcesem muzycznie budował klimat prozy Kinga przy ”Skazanych na Shawshank” . Elementem, który nawiązuje do Newmana i tamtej ścieżki są również bardzo charakterystyczne, amerykańskie skrzypce hurdy-gurdy, grające pomniejszy temat czwórki bohaterów, którzy stanowią tytułowy bastion. Innym „drugoplanowym” tematem jest wzorowana na Ericu Claptonie mroczna, muzyczna personifikacja nieszczęśliwej Nadine (utwór 5).

Prawie 50-minutowy score Waldena jest muzyką akustyczną, jednak znalazło się miejsce również dla symfonicznej orkiestry, która pojawia się w dwóch najdonioślejszych i chyba najbardziej atrakcyjnych miejscach partytury. Kulminacyjny The Stand to popis połączenia pełnej chwały muzyki orkiestrowej i chóralnych „rajdów”, które – wierzcie lub nie – nie ustępują wiele choćby fantastycznemu finałowi ”Otchłani” Silvestriego. Dramatyczna i wzniosła orkiestra wraz z religijnym-fantasy chórem pojawiając się w finale płyty stanowi jej „przysłowiowy” deser, choć stylistycznie (mimo równoczesnego zaangażowania gitar i w tym utworze) wyodrębnia się na tle dość spokojnej i eleganckiej partytury. Drugi orkiestrowy akcent to finałowe Ain’t She Beautiful, gdzie ciężar tematu głównego przejmuje wreszcie spory zastęp smyczek – chyba ku uciesze każdego słuchacza. Z pewnością W.G. Snuffy Walden i twórcy nie planowali pierwotnie jakiegoś dużego, orkiestrowego zaplecza (pewnie i skromny budżet na muzykę był innego rodzaju barierą) i mimo, że tak naprawdę nie potrafię sobie wyobrazić muzyki orkiestrowej w kontekście samego serialu, te orkiestrowe rodzynki jawią się jako świetny smakołyk. „Bastion” to muzyka ciekawa, mająca charakter, nie narzucająca się ani zaawansowaną techniką muzyczną ani potęgą brzmień, bardzo słuszna w kontekście filmowej adaptacji. Nie zawodzi również jako „komentarz audio” i chyba dość dobrze oddaje klimat pióra Stephena Kinga. Do minusów zaliczyłbym troszkę monotonny środek płyty, gdzie kilka utworów zachowuje podobny refleksyjno-spokojny styl. Jednakowoż selekcja materiału z tak długiego tworu filmowego jest dość zadowalająca. Głównie przez to, że większość utworów cechuje odrębność oraz zwarta struktura, tematyczna bądź brzmieniowa. Z pewnością ”Bastion” nigdy nie znajdzie się na szczytach list popularności fanów muzyki filmowej, bądź pewnie nawet na nie się nie dostanie, ale gdzieś, kiedyś, gdybyście mieli okazję czy możliwość – zachęcam.

Najnowsze recenzje

Komentarze