Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ennio Morricone

El Greco / Giordano Bruno

(1992)
-,-
Oceń tytuł:
Marek Łach | 15-04-2007 r.


Stając naprzeciw setek dotychczasowych projektów Ennio Morricone trudno uniknąć swoistego zawrotu głowy. Na pytania: co wybrać oraz jakie kryterium przyjąć przy wyborze za decydujące, nie sposób nieraz udzielić prostej, jednoznacznej odpowiedzi, włoski kompozytor bowiem w każdym właściwie gatunku filmowym pokazywał swoje mistrzostwo. Wybór utrudnia dodatkowo polityka wydawnicza w Europie, niezwykle hojna dla Morricone, stawiająca fana przed licznymi dylematami, ale pozwalająca jednocześnie zdobyć coraz liczniejsze pozycje płytowe, także z zamierzchłej przeszłości, czego najlepszym przykładem jest niedawne wypuszczenie na rynek przez Digitmovies wznowienia Il Federale. Istny raj dla kolekcjonerów. Wydanie dwóch opisywanych przeze mnie partytur: El Greco (rocznik 1966, zaledwie pięć lat po debiucie Morricone w filmie, ale w czasie gdy wyrobił już sobie markę spaghetti-westernami) oraz Giordano Bruno (1973), zasługuje na wielkie brawa, jest to bowiem muzyka na wysokim, jak zwykle, poziomie, a przy tym muzyka świeża, pozbawiona powszechnego znamienia wtórności – muzyka prawdziwego włoskiego mistrza.

El Greco wart jest zapamiętania, i godzien ważnego miejsca wśród dokonań Morricone, przede wszystkim dzięki tematowi przewodniemu. Film ów, przedstawiający dzieje wybitnego przedstawiciela manieryzmu (działającego głównie w Hiszpanii, ale będącego z pochodzenia Grekiem), okraszony został przez włoskiego kompozytora muzyką niewątpliwie piękną i przejmującą, jednocześnie mocno osadzoną w stylistyce Włocha, ale też mocno różniącą się od jego współczesnych dokonań. Ową indywidualność widać na przykładzie sposobu budowania muzycznego dramatyzmu, a dokładniej dyscypliny, zachowawczości, z jaką Morricone podchodzi do warstwy emocjonalnej. Kompozytor ten znany jest z silnej, osiąganej środkami symfonicznymi ekspresji; zwłaszcza film historyczny takie podejście może sugerować. W przypadku El Greco Włoch stara się unikać emocjonalnych wybuchów, balansuje niezwykle umiejętnie między biegunami muzycznego ciepła i chłodu. A jednak sfera emocji pozostaje tutaj bardzo silna i wyrazista. Kluczowe znaczenie ma tutaj wspaniały temat przewodni, który niesprawiedliwie nie zmieścił się wśród najszerzej znanych klasyków Morricone, a stanowi kwintesencję stylistycznego uroku muzyki Włocha. Problemem jest co prawda mała ilość wariantów, w jakich temat ów jest prezentowany – zwłaszcza gdy zestawić ją z częstotliwością jego występowania na albumie i wagą pełnionej przez niego funkcji fabularnej – ale wszystkie obecne aranżacje jawią się rzeczywiście wybornie, zwłaszcza z subtelnym akompaniamentem chóru. Znakomitym przykładem niewinnego, delikatnego piękna jest najlepszy utwór na całej płycie, Madness & Love, który wprowadza nowy, zachwycający temat liryczny (melodycznie utrzymany nieco w stylistyce tematu Reagan z Egzorcysty II), pełen porywów uczuć, pełen pozytywnych emocji. Podobnie jednak jak większość partii chóralnych także i on wobec tematu głównego pełni jedynie funkcję poboczną i jest ciekawym, ważnym dla akcji, ale wciąż tylko i wyłącznie epizodem. El Greco zatem stanowi bardzo interesującą i piękną kompozycję, zbudowaną na tradycyjnych dla Morricone schematach, ale niezwykle atrakcyjną melodycznie i delikatną w stopniowaniu ekspresji. Dzięki swej urodzie staje się wręcz muzyką relaksacyjną…


Zgoła inaczej prezentuje się druga partytura zawarta na albumie, Giordano Bruno. Tytułowy bohater to, podobnie jak El Greco, postać historyczna, mnich i filozof oskarżony o herezję i spalony przez Świętą Inkwizycję na stosie na rzymskim placu Campo di Fiori (pamiętacie wiersz Miłosza?). Sama tematyka wskazuje zatem, iż kompozycja Morricone w tym przypadku będzie o wiele bardziej dramatyczna aniżeli jej poprzedniczka. I rzeczywiście, mniej tu piękna, a więcej niepokoju, napięcia, czy wręcz grozy; odmiennie również prezentuje się paleta orkiestralna, nie oparta już tak mocno, jak w El Greco na partiach solowych, ale silniejsza, bardziej przekonująca w wyrazie tragicznym. Chór w tym przypadku pełni funkcję ważniejszą, staje się pełnoprawnym środkiem muzycznej narracji, czego doskonałym przykładem jest orgiastyczny nieomal – a mówimy przecież o działalności Kościoła! – marsz Procession, daleki od kanonów muzyki sakralnej… Sam temat przewodni w swojej strukturze wyraźnie zapowiada, co ciekawe, obie kompozycje do biografii Jana Pawła II, do dwóch części Karola, i podobnie jak we wspomnianych młodszych partyturach, także i w Giordano Bruno ma on wymowę niezwykle dramatyczną, stanowi tutaj kluczowy element całej ścieżki dźwiękowej. Trzeba jednocześnie przyznać, że Morricone bez większego wysiłku ukazuje swoje mistrzostwo w operowaniu chórem i takie utwory jak Super Flamina Babilonis czy Hallelujah, Hallelujah, choć skonstruowane raczej schematycznie, sprawdzają się w historycznym kontekście wybornie, będąc przy tym atrakcyjnymi dla ucha, pełnymi rozwinięciami kolejnych idei. O ile jednak wszystkie wymienione fragmenty uznać można za atuty opisywanej ścieżki, to całościowo odbiór jej jest raczej przeciętnym doświadczeniem, sam temat bowiem nie wystarcza, by ograniczyć rolę nerwowego, typowego dla Włocha underscore, które wyhamowuje album, nie posiadając przy tym większych walorów artystycznych. Giordano Bruno staje się tym samym kompozycją raczej dla miłośników stylu Morricone, niż dla szerszego odbiorcy, choć klasy i jakości odmówić jej nie można.

Dodatkowym, zabawnym smaczkiem albumu dla fana gatunku będzie z pewnością intrygujący utwór Invocation, który Howard Shore, mimo że El Greco nie jest ścieżką powszechnie znaną, zdawał się słyszeć; jedna z chóralnych partii Władcy pierścieni, zapewne przypadkowo, ma tutaj swoje bezpośrednie źródło – i pomyśleć, że utwór ten powstał na czterdzieści lat przed ekranizacją trylogii Tolkiena… Jest to jednak jedyny naprawdę – choć niezamierzenie – dowcipny element na płycie, całość bowiem utrzymana jest w nastroju powagi, nostalgii, czasem wręcz grozy i okazjonalne wejścia nieśmiałego optymizmu (Madness & Love) nie są w stanie owej atmosfery zrównoważyć. Sam album wart jest zdobycia przede wszystkim z uwagi na temat przewodni El Greco, którego próżno szukać na głównych kompilacjach muzyki Włocha, a który prezentuje się niezwykle pięknie i dostojnie. I chociaż góruje on znacząco nad obiema partyturami, także i reszta materiału zawartego na płycie okazuje się być godna uwagi słuchacza, gdyż dzięki stosunkowo niewielkiej liczbie standardowych dla Morricone eksperymentów dźwiękowych, jawi się bardzo przystępnie, i dla miłośnika twórczości kompozytora, i dla przeciętnego miłośnika gatunku. Jest to bowiem muzyka emanująca ludzkimi emocjami.

Najnowsze recenzje

Komentarze