Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Paolo Buonvino

N. Io e Napoleone (Ja i Napoleon)

(2006)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Wudarski | 15-04-2007 r.

Gdyby Paolo Buonvino tworzył w USA miałby łatwiej. Nawet najgorsza, rzemieślnicza „partyturka”, jaką by wyprodukował, cieszyłaby się zapewne atencją fanów, tak jak jest z „dziełami” uczniów Zimmera, kompozycjami w dużej przecież mierze odrywającymi kupony od stylu mistrza, które mimo to sprzedają się całkiem nieźle. Niestety Buonvino tworzy do filmów europejskich, tym samym skazuje się na marginalizowanie, które bezskutecznie stara się zmienić garstka pasjonatów. Nie chcę tutaj wcale pisać, iż to co komponuje Włoch to jakaś wielką sztuka przez duże SZ, sztuka która jest w USA niezrozumiała, bo jest intelektualna, zbyt europejska etc. Absolutnie nie. Buonvino pisze muzykę łatwą i przyjemną, idealnie nadającą się do niezobowiązujących komedyjek europejskich. Mimo to potrafi zakląć w swych dokonaniach dużą dozę świeżości i własny styl tak ceniony przez fanów i krytyków muzyki filmowej. W mojej opinii kompozytorowi udało się bowiem znaleźć receptę na ciekawe, niebanalne ilustrowanie komedii, także romantycznych („Ecco Fatto”, „Come te Nessuno Mai”), ilustrowanie pozbawione mdłego posmaku Hollywoodu, który paradoksalnie zbudował swój romantyczny styl na doświadczeniach Ennio Morricone.

Najnowsza partytura Buonvino doskonale zdaje się potwierdzać moje słowa. Lekka komedyjka nakręcona przez Paolo Virzì’ego, której akcja toczy się w czasach Napoleona i roi się od współczesnych odwołań politycznych (problem Berlusconiego) dała kompozytorowi miejsce na pokazanie swych umiejętności. I choć krytyk dostrzeże w partyturze wiele wad (oryginalność…) muzyce po raz kolejny nie można odmówić dwóch rzeczy, które Buonvino opanował do perfekcji: słuchalności i dynamiki.

Ale po kolei. Początkowo przy projekcie zatrudniony był Juan Bardem, twórca rodem z Hiszpanii, lecz w wyniku różnic artystycznych jego muzyka została odrzucona. Bardem w wywiadzie skarżył się zresztą, że reżyser potraktował go bardzo nie fair, bowiem bardzo długo go zwodził, ostatecznie rezygnując z usług. Miejsce Bardema zastąpił Paolo Buonvino, tworząc muzykę współczesną, choć wepchniętą w XIX – wieczny kostium.


Wydany przez Sony BMG album jest wydaniem dwupłytowym. Pierwszy krążek zawiera oryginalną partyturę Włocha, podczas gdy drugi prezentuje źródłową muzykę klasyczną (w większości XIX wieczną), którą częściowo słychać w filmie (są tu także utwory nie występujące w obrazie, jednak w fazie postprodukcji służyły jako podkład tymczasowy, więc producenci zdecydowali się je zaprezentować szerszej publiczności).

Jak zwykle w przypadku Buonvina otrzymujemy niezwykle chwytliwy i co najważniejsze pełen zabójczej wręcz dynamiki temat główny – energetyzujący walc, przy którym aż chce się wyrwać partnerkę na parkiet i tańczyć bez opamiętania… Na bazie tego walca zbudowana jest cała ścieżka, której jednym z głównych bohaterów są instrumenty smyczkowe. To w nich Buonvino szuka mocy do opisania obrazu. Skrzypce, wiolonczele, altówki mistrzowsko prowadzą słuchacza przez kolejne utwory. Już w Io e Napoleone dostajemy pełne wirtuozerii skrzypcowe popisy, przy których tylko największy malkontent będzie kręcił nosem. Nie znaczy to, że Włoch ograniczył się jedynie do tego rodzaju instrumentów. Tło stanowi fortepian i w niektórych miejscach koloryzująca sekcja dęta (jak choćby w finałowym N).

Warte podkreślenia jest to, iż Buonvino z wielką łatwością wszedł w XIX wieczny kostium będący echem Czajkowskiego, a nawet Beethovena (Emilia, La mia Waterloo, Mirella), jednak każdy bez trudu odnajdzie tu też, tak charakterystyczne dla stylu Buonvina, muzyczne sygnatury (m.in. budowane za pomocą wiolonczel agresywne tło, na które narzucony jest temat Sparate).

„N. Io e Napoleone” słucha się wyśmienicie. Choć album nie poraża może zbytnią różnorodnością, to jednak materia muzyczna którą tak ciekawie kształtują smyczki, a także optymalna długość (38 minut) wynagradzają ten mankament. Niestety krytyk musi przyczepić się do jednej bardzo ważnej sprawy, a mianowicie do kwestii oryginalności. Tutaj bowiem partytura Buonvina wypada bardzo marnie. Nie tylko mamy do czynienia z dużą ilością „selfplagiatów” (całe passusy przepisane z „Ferrari”), ale także zbyt silne moim zdaniem nawiązania do dzieł innych twórców muzyki filmowej. W głównym temacie każdy kto tylko bliżej się przyjrzy usłyszy zapewne czytelne odwołania do williamsowskiego „Harry Pottera”, odwołanie zbyt silne by mogły być totalnie przypadkowe. Główny temat przypomina też nieco „Neda Kelly” Klausa Badelta (piłujące smyczki), choć akurat skłonny jestem uwierzyć, iż to podobieństwo jest dziełem przypadku.

Patrząc na płytę numer 2 zauważymy, iż jest ciekawą składanką klasycznych utworów. Składanką, która wyróżnia się przede wszystkim świetnym wykonaniem muzyki przez wybitne światowe orkiestry (Nicolaus Esterhazy Sinfonia, Ukraine National Symphony Orchestra, czy Drezdeńscy Filharmonicy). Oprócz orkiestr możemy usłyszeć też światowej sławy solistów, pośród których na szczególne wyróżnienie zasługuje, tragicznie zmarły, bułgarski pianista Anton Dikov, wykonujący tutaj Koncert Fortepianowy nr 5 Ludwiga van Beethovena.

Czy warto sięgnąć po „N. Io e Napoleone”? W mojej opinii tak. Choć nie powali Was ta muzyka na kolana, choć nie wdrąży się w Wasze mózgi niczym świder, choć nie będzie Was trzymała za gardło, i tak warto po nią sięgnąć. Bo najnowsza partytura Buonvino to po prostu 38 minut dobrej zabawy, muzyki która udowadnia, że można napisać do komedii ciekawą i nie wpadającą w banał oprawę dźwiękową.

Najnowsze recenzje

Komentarze