Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ennio Morricone

Yo-Yo Ma Plays Ennio Morricone (kompilacja)

-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 15-04-2007 r.

Chiński wiolonczelista światowej

sławy Yo-Yo Ma w świecie muzyki filmowej jak na razie miał dwa spektakularne „wejścia”, asystując najpierw Johnowi

Williamsowi przy Siedmiu latach w Tybecie a następnie „oscarowemu” Tan Dunowi w Przyczajonym tygrysie,

ukrytym smoku (potem jeszcze była współpraca z Philipem Glassem przy Naqoyqatsi). Oprócz powiązań

filmowych, Ma od szeregu lat uczestniczy w licznych „kolaboracyjnych” nagraniach, nie mówiąc o występach koncertowych. Jak

na przykład wspomniany Williams, który nagrał z nim pod szyldem Sony Classical album pt. Yo-Yo Ma Plays the Music of

John Williams, wykorzystujący muzykę filmową jak i klasyczną tego pierwszego, w tym specjalny koncert wiolonczelowy

napisany oczywiście specjalnie dla Ma. Kolejnym gigantem, z którym Chińczyk współpracuje, jest maestro Ennio Morricone,

który chyba postanowił iż nie będzie gorszym od swoich słynnych kolegów i również nagrał płytę z genialnym wirtuozem

wiolonczeli. Pomysł na nagranie tego typu kompilacji zrodził się w kuluarach gali oscarowej AD 2001, gdzie Ma wraz z

Itzhakiem Perlmanem wykonywali fragmenty nominowanych ścieżek dźwiękowych. Morricone nie jest żółtodziobem w tego

typu przedsięwzięciach by wspomnieć album Cinema Concerto czy Focus, na którym słynne tematy w formie

piosenek śpiewa ostatnio muza Włocha, Portugalka Dulce Pontes.

Kompilacji, składanek muzyki Morricone na rynku jest multum, jednak wyrafinowanego miłośnika muzyki filmowej mogą

zaciekawić chyba tylko te, które są sygnowane przez samą postać kompozytora – lub co jeszcze ważniejsze – gdy twórca sam

bierze udział w nagraniu. Taką sytuację mamy tutaj. Muzykę na potrzeby tego albumu nagrywała Roma Sinfonietta, zapewniając

(co chyba ważne) unikalne, niemal magiczne brzmienie muzyki Włocha. „Na tapetę” wzięto wszystkie najważniejsze (i mniej

ważne) motywy/tematy z spektakularnej kariery twórcy. Oczywiście w centrum wykonań stoi wiolonczela Yo-Yo Ma, on jest tu

główną gwiazdą i „głosem” płyty. Materiał na albumie podzielono tematycznie biorąc pod uwagę współprace kompozytora z

różnymi reżyserami. Przyjrzyjmy się zatem temu bliżej.

Wyprawę po wielkiej spuściźnie

Włocha rozpoczyna chyba najsłynniejsza jego praca – Misja. I już tutaj spotyka nas pierwsza niespodzianka, gdyż

słynny, delikatny obój z „Gabriel’s Oboe” zastępuje nam pierwszoplanowa wiolonczela. Dla każdego, kto w sercu

głęboko nosi oryginalne nagrania, może to okazać się nie małym szokiem, ale aranżacja na wiolonczelę jest poprowadzona

fantastycznie. Solówki Ma balansują pomiędzy melancholią i refleksją, dodając tej i tak niezwykle pięknej i emocjonalnej

muzyce dodatkowej warstwy emocji. Chyba jeszcze ciekawsze jest słynne „Falls”, mój osobisty faworyt z Misji.

Następny segment to kompozycje z filmów Giuseppe Tornatore, dla którego to obrazów Morricone pisał ilustracje pełne

sentymentalizmu i nostalgii. Znajdujemy tu słynne fortepianowe solo z 1900.Człowiek legenda (gdzie fortepian po

krótkim wstępie zostaje zastąpiony przez wiolonczelę), niezapomniane tematy z Cinema Paradiso i Maleny

(właściwe brzmieniowo bardzo podobne) oraz ciekawy, chyba mniej znany temat z filmu Czysta formalność pt.

„Ricordare”. Temat, który podejrzewam jest jednym z faworytów samego Morricone, bo kompozycja to może mniej

znana ale jakże piękna.

Następna grupa utworów to muzyka z filmów Sergio Leone. Dawno temu w Ameryce to klasyka, temat Deborah,

„Cockey’s Song” (fletnia pana Zamfira i tutaj zaaranżowana na instrument Yo-Yo Ma), ale raczej popisy Ma nie dodają

do tej muzyki za wiele (to oczywiście komplement dla samej muzyki!). Inaczej już słynne „Ecstasy of Gold” z

Dobrego, złego i brzydkiego. Zaskakuje nas wielce, bo oto rolę wokalu Eddy Dell’Orso i gitary elektrycznej z

legendarnego oryginału przejmuje instrument Chińczyka. Uważam, iż Ma poradził sobie z tym doskonale, chociaż taka

ekspresyjna i dynamiczna muzyka może wydać się trudna do odbioru przez słuchacz w wykonaniu solowej wiolonczeli,

dodatkowo będąc przyzwyczajonym do oryginału… Nie zabrakło również słynnego „Finale” z Dawno temu na

Dzikim Zachodzie, choć pragnąłbym usłyszeć również „Man With Harmonica”, skoro obaj panowie zdecydowali się już

„rzucić na głęboką wodę” re-aranżując opisywany kawałek z The Good, the Bad and the Ugly

Dwie ścieżki pochodzą z filmów Briana De Palmy. Najpierw elegia z Ofiar wojny (jednak nic nie pobije w sile

emocjonalnego oddziaływania suity pod napisy końcowe z pełnym chórem…) a potem słynny temat śmierci z

Nietykalnych. Wydaje mi się, że ten drugi to najbardziej emocjonalny kawałek na tej płycie pośród tylu pięknych i

poruszających arcydzieł a instrument Ma dodaje temu nagraniu dodatkowego tragizmu i bólu. Po wysłuchaniu zasadnej ilości

arcydzieł z filmów głośnych i bardzo ważnych w historii współczesnego kina, finisz albumu stanowią trochę mniej znane

fragmenty z ogólnej twórczości Morricone, pochodzące z filmów bądź seriali telewizyjnych, dla których przecież autor pisał

równie wybitną muzykę co dla szerokiego ekranu. Zaoferowana zostaje nam muzyka z Mojżesza, La Califfa i

znakomity temat z Marco Polo. O ile w Mojżeszu, po końskiej dawce emocjonalizmu i nostalgii w poprzednich

utworach, mamy po raz pierwszy do czynienia z muzyką dostojną i nobliwą, tak inspirujący charakter Marco Polo

pozwala dosłownie lśnić wiolonczeli Ma w swoich wirtuozerskich harcach.

Ten kompilacyjny album Ennio Morricone to bezsprzecznie jedno z najlepszych tego typu wydań jakie ukazały się na rynku.

Poziom talentu i twórczej myśli w zaaranżowaniu oryginalnych wersji przez Morricone jest imponujący. Lśnią, jak powiedziałem,

pełnym blaskiem nadal najsławniejsze kompozycje twórcy, które jeszcze długo zachwycać będą kolejne pokolenia fanów

muzyki filmowej. Najciekawsze chyba na tym albumie są kompozycje mniej znane, ale będące równorzędnymi rywalami tych

wielkich i sławnych: „Ricordare”, „Death Theme”, muzyka z La Califfa i przede wszystkim Marco

Polo. Cały album tak jak i muzyka zachowuje od początku do końca najwyższy poziom, przedstawiona zostaje nam z

wielkim pietyzmem ogromna spuścizna kandydata do najwybitniejszego kompozytora filmowego wszechczasów. Tym bardziej

godna jest uwagi to pozycja, gdyż kariera Morricone raczej chyli się już ku zasadnemu końcowi. Każdy, kogo zachwyciły

pasjonujące, ciepłe solówki Yo-Yo Ma na albumach z w/w Siedem lat w Tybecie lub Przyczajonego tygrysa(…),

będzie słuchając tej pozycji nadal zachwycony kunsztem tego wirtuoza. A fanów Ennio nie trzeba chyba

zapraszać.

Najnowsze recenzje

Komentarze