Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Michel Rubini, The Reds

Manhunter (Łowca)

(1986)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 15-04-2007 r.

Zanim Anthony Hopkins zafascynował i zaszokował cały świat swoją kreacją Hannibala Lectera, pięć lat wcześniej jeden z mniej (wtedy) znanych, ambitnych reżyserów amerykańskich, Michael Mann zrealizował własną ekranizację „Czerwonego smoka” Thomasa Harrisa. Chociaż „Łowca” (tytuł polski) do dziś stanowi obraz kultowy, prawdziwą klasykę kina lat 80-ych i inteligentnej sensacji, tak naprawdę chyba bardzo mało osób wie o istnieniu tego psychologicznego thrillera, podobnego w wyrazie do „Gorączki”, który klimatem bije zrealizowany prawie 20 lat później remake Bretta Rattner na głowę. Podobnie jak w swoich wcześniejszych filmach kinowych („Wieżyca”, „Złodziej”) oraz serialach kryminalno-policyjnych („Miami Vice”, „Crime Story”), Mann szuka złotego środka pomiędzy elektroniczno-ambientowym scorem a zestawem stylowo dobranych piosenek.

Ciekawa jest historia muzyki z Manhuntera. Pierwotnie zaplanowano wydanie ścieżki dźwiękowej równocześnie na formatach CD i LP, jednak do obiegu wprowadzono na krótko tylko wydanie winylowe. Powód: klęska filmu w amerykańskim box-office’ie. Wersja kompaktowa nawet nie została wydana (!), a wydanie LP szybko znikło z półek i jak dotąd nigdy więcej się nie ukazało. Tak więc w przypadku „Manhuntera” mamy do czynienia z pozycją poza „podziemiem” muzyki filmowej praktycznie nie osiągalną. Co więc znajduje się na oryginalnym wydaniu? Znaleźć tam można prawdziwy miks muzyczny Manna: połączenie klimatycznych piosenek oraz elektronicznego underscore’u, za który odpowiada mało znany amerykański twórca Michel Rubini oraz zespół The Reds.

Ten pierwszy obok „Manhuntera” na swoim koncie ma w zasadzie jeden godny uwagi tytuł („Zagadka nieśmiertelności” T.Scotta); drudzy to kompletni naturszczykowie na filmowym polu. Rola muzyki Rubiniego na soundtracku jest bardzo ograniczona (tylko jeden utwór) i w zasadzie mniej lub większym odbiciem tezy, że oryginalny score dla reżysera jest tylko jedną z wielu form muzycznego „ulepszania” swoich filmów. Napisany przez niego Graham’s Theme to absolutny styl lat 80-ych z mocną linią melodyczną, skąpany w syntezatorach i okolicznościowych giatrowych riffach, przypominający choćby twórczość Giorgio Morodera i jego kompozycję z „Człowieka z blizną”. Troszkę więcej do powiedzenia mają The Reds, gdzie elektronika jest już zupełnie ciężka i przygnębiająca, ale równocześnie dość dobrze oddająca charakter morderczego upośledzenia i potworności, które dokonuje na ekranie psychopatyczny morderca (Leed’s House). Czy też osobowość jego mentora – Lectera (Lector’s Cell)…

Jak widzimy, muzyka oryginalna to bardzo silny, atmosferyczny ambient, poruszający się na granicy słuchalności. Co w takim razie z piosenkami? Jak przystało na produkcje Manna, są utrzymane w podobnym stylu i klimacie. Są tu mocno melodyczne rockowe kawałki (Heartbeat, Prime Movers), zdominowane przez typowe (ale jakże kultowe – choć zależy jak dla kogo….) brzmienie lat 80-ych. W pamięci zapada The Big Hush formacji Shriekback, pełne erotycznego napięcia, asystujące dość niecodziennym, ale unikanie poprowadzonym przez Manna scenom „miłosnym”. To się nazywa kapitalny dobór istniejącego materiału. Shriekback ma jeszcze bardziej rozszerzony udział na płycie poprzez dwa utwory instrumentalne, które są chyba ciekawsze od oryginalnych fragmentów duetu The Reds/Rubini. Jednak prawdziwym podsumowaniem i kulminacją soundtracku z Manhuntera jest genialne, utrzymane trochę w duchu The Doors, nagranie In-Gadda-Da-Vida zespołu Iron Butterfly. Nagranie, które Mann w iście mistrzowski sposób podłożył pod finałowe starcie antagonistów, zmieniając jego wydźwięk ze standardowego pojedynku dobrego gliniarza z psychopatycznym mordercą w psychologiczną, niemal transową próbę sił. Unikalny klimat filmu uzyskany jest właśnie dzięki takim zabiegom. Wydaje się, że nawet tempo akcji i strzelaniny jest magicznie zaaranżowane pod pulsującą muzykę. Sam utwór na soundtracku znalazł się w wersji 17-minutowej, oczywiście w filmie słyszymy tylko jego część.

Dla kogo jest muzyka z „Manhunter”? Mimo całej ciekawej otoczki i zaginionych już dziś brzmień, wyłącznie dla fanów filmu i specyficznego, niepodrabialnego klimatu kina Michaela Manna. To taka ciekawostka, by nie powiedzieć, że relikt przeszłości. Ambientowe formy podobne do tych tutaj nie raz i nie dwa zatryumfują jeszcze w projektach reżysera a najbliżej wydźwiękowi soundtracka z pewnością do kompilacyjnego albumu z „Gorączki”. W filmie znajdują się jeszcze dwa istotne fragmenty muzyki, które nie znalazły się na wydaniu oryginalnym a można spotkać je na dość rzadkich bootlegach fanowskich. Chodzi tu o kompozycje znanych speców od elektroniki – Japończyka Kitaro i Klausa Schulze. Oczywiście nie zdziwię Was gdy powiem, że świetnie pasują do klimatu ścieżki i reszty muzyki. Ten Mann to ma styl…

Najnowsze recenzje

Komentarze