Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Sean Callery

24 season 4 & 5 (24 Godziny: sezon 4 i 5)

(2006)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

Premiera DVD trzeciego sezonu jednego z najpopularniejszych współczesnych seriali akcji, 24 stworzyła pod koniec 2004 roku okazję do wydania nagrodzonej już Złotym Globem oprawy muzycznej autorstwa Seana Callery’ego. Zgromadzony na jednej płycie godzinny materiał, schludnie przemontowany i technicznie dopieszczony stanowić miał esencję tego, co najlepsze w muzyce pierwszych trzech sezonów. Reakcje na ten wydany przez Varese krążek były skrajnie różne. Podczas, gdy jedni zachwycali się i delektowali tym co mają inni cierpieli na wyraźny syndrom rozburzonych apetytów, domagając się więcej. Zarówno jednych jak i drugich można zrozumieć, bo o ile dysk ten był dobrym zestawieniem tematycznym i action-score, to jednak zostawiał poza sobą całkiem pokaźną ilość dobrej muzyki. Zakończenie emisji sezonu piątego i planowane wydanie go pod koniec roku 2006 na DVD stworzyło dogodną okazję do zmontowania kolejnej płyty. Kompilacja stworzona pod kierownictwem Callery’ego objęła tematycznie materiał pochodzący z ostatnich dwóch serii, tudzież czwartej i piątej, a jej charakter z założenia pozostał ten sam – zaprezentować krótko i zwięźle to co najlepsze. Niestety udało się to tylko częściowo.

Zanim jednak w moje ręce wpadł ów krążek targały mną wielkie obawy. W przeciwieństwie bowiem do pierwszych trzech sezonów, gdzie muzyka wybijała się niejako spoza ram obrazu, czwarty i piąty nie zachwyciły mnie zbytnio pod tym względem. Potężna dawka supsensu i ambientu swoją monotonnością i wtórnością skreślała ów produkt z grona tych, które z chęcią usłyszałbym poza obrazem. Pierwsze odcinki sezonu piątego stały wręcz pod znakiem niekończących się pętli suspensowych sampli przerywanych tylko od czasu do czasu wstawkami akcji. Tak przedstawiająca się sytuacja stawiała pod wielkim znakiem zapytania sens umieszczania owej muzyki na CD, wszak zdawać by się mogło, że kompozytor nie będzie miał czym zainteresować słuchaczy. Płyta jednak się ukazała, a efekt po jej przesłuchaniu, no cóż, jest nawet zaskakujący. Okazało się bowiem, że sprawnie przeprowadzony proces montażowy może zdziałać cuda z pozornie mało interesującym materiałem, czyniąc zeń nawet strawny kąsek nie tyko fanów 24, ale i pewnego grona osób poszukujących łatwej rozrywki w gatunku muzyki filmowej.

Kluczem do uatrakcyjnienia ścieżki było przeprofilowanie jej z typowo ilustracyjnego, tendencyjnego tła do bardziej żywiołowego i progresywnego miszmaszu obfitującego w różnego rodzaju eksperymenty na samplach. Płyta nie jest jednym wielkim blokiem action-score. Zupełnie jak w przypadku poprzedniej Callery równomiernie kładzie na siebie warstwy akcji i underscore wychodząc co jakiś czas z nowymi propozycjami tematycznymi. Na pierwszy rzut oka wygląda to całkiem schludnie i porządnie, aż się chce powiedzieć, że mamy kolejną dobrą kompilację z serialu. Pod lśniącą się i błyszczącą powierzchnią jest jednak sporo brudu, brudu który co jak co szpeci ten krążek. Zanim jednak przedrzemy się do do tej ponurej sfery muzycznego banału, nacieszmy się póki możemy tym blaskiem niezobowiązującej rozrywki. Takowej bowiem 24 season 4 & 5 serwuje nam na pęczki.

Z pewnością nie można zarzucić krążkowi braku przebojowości w niektórych jego momentach. Świadczy o tym obecność kilku całkiem przyjemnych dla ucha kawałków jak: podchodzący pod „bondowskie klimaty” temat Chloe O’Brian (The Name’s O’Brian – Chloe O’Brian), krótki, aczkolwiek bardzo wpadający w ucho fragmencik wieńczący płytę, Tonny’s Farewell, czy elektryzujące elektroniczne rozpierduchy pokroju Collet’s Arrest, Bierko Entering The Gas Company i Jack Storms The Gas Plant. Callery tradycyjnie już do tworzenia swojej muzyki zaprzęga całe bogactwo syntetycznego dźwięku stroniąc od jakichkolwiek naturalnych instrumentów. Na albumie jednak znajdziemy dwa tracki nagrane na normalną orkiestrę, a będą to: otwierająca suita 24 Main Title oraz Base Mission. Oczywiście nie usłyszymy ich w serialu, bowiem utwory te pochodzą z materiału nagranego specjalnie do gry 24 The Game, a na krążek trafiły w roli bonusów wydłużających o parę minut czas trwania całości (swoją drogą utwory te zawarte były w soundtracku z gry, który można było zamówić na stronie internetowej Fox’a). Poza czystą akcją znajdzie się również i kilka spokojniejszych tematów o zabarwieniu emocjonalnym, które w ten czy inny sposób zwrócą naszą uwagę. Zrobi to temat miłosny Audrey i Jacka zawarty w Jack’s Women. Ta liryczna, romantyczna melodia stanowi idealny kontrapunkt względem nierzadko mdłej dla osłuchanej rzeszy miłośników muzyki filmowej elektronicznej akcji. Dramatycznym zabarwieniem naznaczony jest również Lynn McGill’s Sacrifice przypominający zresztą Jack’s Humanity z poprzedniego albumu, a także smutna fortepianowa przygrywka w Logan’s Near Suicide. Trzymając się jeszcze problematyki prezydenta Logana, warto zwrócić uwagę na sześciominutową suitę zamykającą piąty sezon, Logan’s Downfall. Trzymana w mocno underscore’owym tonie melodia przesiąknięta militarystycznymi formami wyrazu świetnie sprawuje się w samym obrazie, wyrwana z jego ram natomiast gubi się w potoku nudy.

Problem funkcjonalności obija się zresztą na całej ścieżce bardzo dużym echem. Muzyka z sezonów 4 i 5 jest głęboko zakorzeniona w tym co opisuje. Z tego tytułu widz nie będzie na nią narzekał, gdyż najzwyczajniej w świecie rozpływać mu się ona będzie wraz z kolejnymi wątkami prezentowanymi na ekranie. Podziwianie tej muzyki bez swojego wizualnego odpowiednika jest zatem porównywalne do atrakcji jakich może dostarczyć widok samego korzenia jakiegoś ładnego kwiatka. Zaprawdę, żadnej większej satysfakcji laikowi nie da słuchanie klapiących, strzelających i pykających samplów połączonych w jedną całość, a takowych doświadczy tu stosunkowo często. Przykładem niech będzie temat (sformułowanie to poddałbym raczej gruntownej analizie) centrum agencji od zagrożenia terrorystycznego zawarty w C.T.U.. Nawet wybitny montaż jakim popisał się Sean nie strzepuje z partytury ilustracyjnego kurzu. Bardziej chyba od samej funkcjonalności, dołuje problem wtórności tego co proponuje nam Callery. Styl Media Ventures jakim posługuje się kompozytor – najpierwotniejszy i najprostrzy w swej postaci – jest przeżuty do granic możliwości, a sam efekt końcowy jego starań nierzadko daje nam olbrzymie pole do popisu w zgadywaniu „gdzie ja to już kiedyś słyszałem”? Wszystko to zadziała destrukcyjnie na wyobraźnię o ile słuchacz wkładając krążek do odtwarzacza wyjdzie z założenia, że chce wynieść z tej ścieżki coś nowego. Ludziom z takim podejściem od razu proponowałbym poszukanie sobie czegoś innego do posłuchania.

Łatwo zatem wywnioskować, że 24 season 4 & 5 jest produktem kierowanym do konkretnego grona odbiorców. Odbiorców przede wszystkim głęboko związanych z przygodami Jacka Bauera, również tych poszukujących w muzyce filmowej taniej rozrywki zakorzenionej w królującej na rynku elektronice. Jako kompilacja zestawiająca dorobek twórczy Callery’ego z dwóch ostatnich jego lat pracy nad oprawą serialu płyta ta prezentuje się również nie najgorzej. Do poziomu poprzedniej brakuje jej niestety wiele. Problem leży głównie w postępującym z sezonu na sezon spadku jakości kompozycji. Gdybym miał jakikolwiek wpływ na formę tego dysku, odrzuciłbym część materiału jaki się na nim znalazł, a sięgnął do niektórych niewykorzystanych w poprzednim albumie fragmentów z pierwszych trzech serii. To tylko jednak moja skromna, oparta na własnych spostrzeżeniach fantazja…

Inne recenzje z serii:

  • 24
  • 24: The Game
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze