Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Michael Giacchino

Lost – Season 2 (Zagubieni)

(2006)
-,-
Oceń tytuł:

Z każdym kolejnym odcinkiem przybywa Zagubionym tylu samo miłośników co i przeciwników. Ze świecą można szukać drugiego takiego serialu, który w takim stopniu wzbudzałby emocje. Kobiety wzdychają na myśl o zawiązujących się romansach, mężczyźni prześcigają się w rozwiązywaniu łamigłówek (i na odwrót); ogólnie rzecz ujmując, ludzie zdają się kochać rozbitków jak swoich bliskich. Z drugiej zaś strony istnieje pokaźne grono malkontentów narzekających na akcję pędzącą tempem kolejki wąskotorowej, na niekonsekwencje w fabule czy też na otwieranie nowych wątków bez uprzedniego zamykania wcześniejszych. To co nie pozostawia większych wątpliwości, to muzyka. Ilustracja autorstwa Michaela Giacchino w pierwszym sezonie była bardzo ciepło przyjęta zarówno przez fanów jak i przez krytykę. A jak sprawa ma się w drugiej odsłonie Zagubionych ?

Od razu zaznaczmy, że Michael Giacchino trzyma się sprawdzonej w pierwszym sezonie stylistyki. Jest to bardzo dobre, o tyle, że nie zmienia się czegoś, co działa świetnie. Słyszymy już to w bardzo brutalnym Peace Through Superior Firepower, ilustrującym początek drugiego sezonu. Znowu atonalna, desperacka wręcz muzyka akcji (doskonale pokazująca związaną z tymi scenami dezorientację bohaterów) oparta na świetnie obmyślonych efektach orkiestracyjnych. Właśnie tak naprawdę to jest wielką siłą wykreowanej przez młodego kompozytora konwencji. Brzmienie to jest charakterystyczne i z wyjątkiem małych nawiązań (można by się zastanawiać, czy przypadkiem nie słychać tutaj trochę eksperymentów Jerry’ego Goldsmitha z lat 60.), całkiem oryginalne. Odpowiada to na wszelkie wątpliwości, co do tego, czy Michael Giacchino posiada własny styl, czy też nie. Można było zadawać takie pytania, ponieważ, poza ilustracją kultowego serialu J. J. Abramsa, najpopularniejszymi partyturami Giacchino była czerpiąca garściami z dokonań Johna Williamsa muzyka do serii gier Medal of Honor oraz oparta na Bondowskiej stylistyce Johna Barry’ego ilustracja Disneyowskich Iniemamocnych.

Drugi sezon wzbogacił partyturę o nowy temat, przedstawiony po raz pierwszy w Hurley’s Handouts. Jest on naprawdę śliczny, nie pozbawiony klasycznego zacięcia. Wydaje się także, że album jest bardziej zróżnicowany od poprzedniego. Większą rolę otrzymuje gitara akustyczna, nie tylko, jak w przypadku przezabawnego I’ve Got a Plane to Catch z poprzedniego albumu. Wspomniane Hurley’s Handouts to utwór bardzo emocjonalny i pełen ciepła, nie mówiąc o tym, że sama nowa melodia jest przepiękna, chyba ładniejsza od obu tematów z poprzedniego sezonu. Poza gitarą prym wiedzie solowa wiolonczela, co także pasuje do stworzonej stylistyki. Mimo tego, brakuje drugiej z głównych melodii pierwszej serii (tej z chociażby Life and Death). Pierwsza z nich jest obecna, nawet z lekkim dysonansem, jak w Ana Cries. Można mówić także o „jednorazowych” motywach, tak jak bardzo emocjonalne (i nieco w stylu Jamesa Hornera) The Gathering, czy późniejszy temat miłosny dwojga starszych bohaterów serialu – Bernard and Rose.

Jak wspomniano wcześniej, muzyka akcji trzyma się stworzonej konwencji. Eksperymentalne orkiestracje, brutalne wykonanie, a także naprawdę kompleksowe i znakomite rytmy, które stanowią chyba jedną z największych składowych stylu Michaela Giacchino w ogóle. W Just Another Day on the Beach pojawia się jeszcze wyjątkowo dramatyczne wykonanie głównego tematu z pierwszego sezonu (znanego jako Credit, Where Credit is Due). Przedstawiona dezorientacja jest świetnie widoczna w The Tribes Merge, w filmie ilustrująca jedną z najważniejszych scen początku sezonu. Nie ma co zdradzać fabuły, wystarczy powiedzieć, że emocje zostają precyzyjnie odwzorowane. Brutalność oparta jest w dużej mierze na specyficznym brzmieniu dętych blaszanych. Smyczki często grają wysokie rejestry, wykorzystując także opisany już w recenzji poprzedniego sezonu charakteryzujący w dużej mierze wizję Giacchino efekt „zjeżdżania” i „wjeżdżania” dźwięków, zwany glissando. W tej serii już zmniejszono rolę słynnych krótkich „zejść” puzonów, które w dużej mierze oznaczały… przerwę na reklamę.

Tak jak na poprzednim albumie, otrzymujemy również solidną dawkę underscore. To niestety nie przydaje ścieżce słuchalności, chociaż funkcjonalność w obrazie jest tak dobra, jak w przypadku reszty elementów ścieżki – po prostu buduje świat przedstawiony i oddaje emocje bohaterów. Serial Abramsa można określić jako przygodowy thriller. Poza ilustracją scen akcji trzeba wspomóc budowanie napięcia. Na szczęście underscore raczej nie zajmuje całości utworu, z reguły raczej stanowiąc dłuższe lub krótsze preludium do akcji. Wydaje się, że Giacchino zwiększył rolę elektroniki, która w poprzednim sezonie była tylko obecna jako swoisty puls (choćby początek Hollywood and Vines). Tutaj pod tym względem wyróżnia się początek Charlie’s Dream, będący bardzo ciekawą grą między syntezatorem a skomplikowanym fortepianem, które budują brutalny utwór akcji, by potem znowu się „uspokoić”. Ciekawe, że po serii utworów tematycznych mamy serię opartą w dużej mierze na underscore – Mapquest, czy – trochę wbrew zapowiedziom – Claire’s Escape. Na zakończenie wypada jeszcze wspomnieć o ciekawym motywie dla postaci Henry’ego Gale’a wprowadzonym w McGale’s Navy i Bon Voyage, Traitor.

Album zamyka End Title, którego do pełni szczęścia brakowało na poprzednim wydaniu. Niby drobnostka, a cieszy… szczególnie tych, którzy oglądają serial z torrentów (tam nie ma napisów końcowych). Michael Giacchino utrzymał tu również ironizującą charakterystykę nazewnictwa poszczególnych utworów. Niestety na minus należy zapisać spoiler, jaki można znaleźć w jednym utworze. Zatem jeśli nie oglądałeś/aś sezonu drugiego do końca, nie przyglądaj się zbyt szczegółowo trackliście. Podsumowanie wypada tak naprawdę zamknąć w jednym stwierdzeniu: jeśli pierwszy album przypadł wam do gustu, bez obawy możecie sięgnąć i po ten. Kończąc rozważania na temat tego wydawnictwa można ponownie pokusić się o stwierdzenie, że w przyszłym roku należy oczekiwać płyty opatrzonej etykietką ‘Season 3’. Tymczasem wielkie słowa uznania za bardzo dobrą robotę wykonaną przez Michaela Giacchino. Bez niego Lost nie byłby taki dobry. Oby ta tendencja została podtrzymana w kolejnych sezonach.

Inne recenzje z serii:

  • Lost (Season 1)

    Polska (nieoficjalna) strona serialu Lost

  • Najnowsze recenzje

    Komentarze