Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
David Arnold

Stargate – The Deluxe Edition (Gwiezdne Wrota)

(2006)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

Gwiezdne Wrota, to jedna z produkcji, która otworzyła przed Rolandem Emmerichem wrota reżyserskiej sławy, dając opinię i fundusze na kolejne widowiskowe dzieła jak: Dzień Niepodległości, czy amerykański remake Godzilli. Opowieść (którą ponoć Emmerich bezczelnie ukradł pewnemu egiptologowi) o tajemniczym znalezisku archeologicznym – Gwiezdnych Wrotach – poprzez które można w mgnieniu oka przenieść się na planetę umieszczoną w całkiem innej galaktyce, zaabsorbowała co prawda widownię, ale nie porwała jeszcze w takim stopniu jak serial telewizyjny bazowany na tym obrazie, a powstały trzy lata później. Starożytny wątek kulturowy przemieszany z pierwiastkiem fantastycznym stworzył piorunującą mieszankę, której smak doprawiła nieprzeciętna realizacja, znakomita gra aktorska oraz fenomenalna oprawa muzyczna.

Kiedy David Arnold zabierał się za pisanie oprawy muzycznej do Gwiezdnych Wrót był jeszcze laikiem, mając za sobą zaledwie pojedynczy epizod w branży muzyczno-filmowej. Aż dziw, że Emmerich zaryzykował i zwrócił się właśnie do niego w tej sprawie, mając do dyspozycji wielu bardziej obeznanych z problematyką ilustracji kompozytorów. Decyzja, mimo wielu czarnych prognoz jakie przed premierą wypływały od strony krytyki, okazała się jak najbardziej trafna. W efekcie otrzymaliśmy elektryzującą i porywającą muzykę, która w bardzo krótkim czasie zjednała sobie wielu wielbicieli. Nie muszę chyba rozwodzić się nad tym, w jakim stopniu Gwiezdne Wrota wpłynęły na dalszy rozwój kariery tego utalentowanego Brytyjczyka. Faktem jest, że dzieło to stało się początkiem współpracy na linii Emmerich – Arnold, która w przyszłości miała zapisać jeszcze kilka kultowych ścieżek w filmografii tegoż kompozytora. Wymarzony początek kariery, nieprawdaż?

Pomimo tylu słów pochwał jakie przelały się pod adresem Davida Arnolda. nie zrewolucjonizował on swoją partyturą gatunku. Nie stworzył nic na tyle oryginalnego, by rozpływać się nad jego inwencją twórczą. Ot rzemiosło nie wyłamujące się z założeń i kryteriów ilustracyjnych w Hollywood. Idąc w drugą stronę można nawet zauważyć tu pewnego rodzaju tendencyjność i schematyczność, której ze względu na skromny bagaż doświadczeń Arnoldowi wytykać nie należy. Atrakcyjność tej partytury tkwi w jej prostej formie. Wciągająca tematyka oraz melodyjnie prowadzona, nie narzucająca się słuchaczowi zbytnimi „pląsami dźwiękowymi” epicka orkiestra po raz kolejny w historii muzyki filmowej okazały się najlepszą receptą na sukces. Sukces, który przełożył się na ilość sprzedanych płyt z soundtrackiem i rosnących z roku na rok apetytów na większą dozę materiału, który poniekąd miało zaspokoić Varese wypuszczając rozszerzone wydanie „Deluxe” tej kultowej w niektórych kręgach ścieżki. Różnica pomiędzy podstawowym wydaniem z 1994 roku, a tym najnowszym jest tak na dobrą sprawę bardzo znikoma. Owszem, pojawia się tu 7 nowych utworów dających niespełna 10 minut nie słyszanego wcześniej materiału, jednakże nie rewolucjonizują one w większym stopniu ścieżki. Właściwie pierwotne wydanie wyczerpywało dostatecznie możliwości oryginalnej partytury i dla przeciętnego miłośnika muzyki filmowej mogło wydać się nawet bardziej atrakcyjne, wszak krótsze i treściwsze.

Urok muzycznej strony Gwiezdnych Wrót wypływa przede wszystkim z tematyki, która od pierwszych minut aż do końca dyktuje swoje warunki. Wielobarwność muzyczna jaką się ona charakteryzuje przyciąga uwagę i czyni ze ścieżki twór na wskroś atrakcyjny. Wsłuchując się można dojść do wniosku, że w partyturze ścierają się ze sobą tak jakby dwa nurty muzyczne: melodii o podłożu kulturowym (bądź etnicznym) oraz mistycznym. Nurt kulturowy związany jest bezpośrednio z tytułowymi, magicznymi wrotami. Tworzą go dwa tematy będące budulcem większości muzyki słyszanej w kompozycji: jeden opisujący fenomen samych wrót; drugi bardziej uniwersalny, na którym Arnold buduje linię melodyjną scen pośrednio dotyczących urządzenia, tudzież odległego od Ziemi miejsca w jakim toczy się większość akcji filmu. Z obiema pokrótce zapoznajemy się już w rozpoczynającej płytę uwerturze, jednakże pełnię walorów pierwszego przyjdzie nam dopiero odkryć podczas odsłuchiwania chóralno-orkiestrowej aranżacji w Giza 1928, drugiego z kolei, gdy nasi bohaterowie zapoznają się z tubylcami. Ów liryczne, zakrawające miejscami o lekką etnikę melodie, pomimo olbrzymiej częstotliwości występowania, nie spowodują u nas większego uczucia znużenia. Zaaranżowane na podłoże dynamicznej i ekspresyjnej muzyki akcji w drugiej połowie soundtracku przeżyją swój renesans.

Tematyka jaką Arnold przypisuje Ra oraz całej jego rasie Goa’uldów nie jest już tak entuzjastyczna i lekka jak ta wcześniej nadmieniona. Posępna atmosfera, ciężko posuwająca się do przodu orkiestra bazowana na silnie rozwiniętych sekcjach dętych blaszanych i perkusyjnych oraz apokaliptyczny chór od czasu do czasu zrywający słuchacza na nogi, to główne cechy charakteryzujące ten zbiór melodii. Tak jak w przypadku wrót, tak i tutaj kompozytor pozwala sobie na pewnego rodzaju rozdrobnienie. Z jednej strony serwuje nam mroczny, powolny motyw odnoszący się do bezwzględnej natury „bogów” (np: Ra – The Sun God), z drugiej podkreśla ich majestat poprzez monumentalne frazy okraszone podniosłym chórem, jak to ma na przykład miejsce w Procession oraz w jednym z ostatnich tracków, Kasuf Returns. Warto zaznaczyć, że zarówno tematy prezentujące Wrota jak i Goa’uldów fenomenalnie uzupełniają się między sobą w muzyce akcji, szczególnie pod koniec partytury, gdzie opisywane jest ostateczne starcie grupy O’Neila z gwardią Ra (Battle at the Pyramid, Transporter Horror). Błądząc jeszcze w klimatach wojskowych warto wspomnieć o motywie militarnym jaki przewijał się będzie przez kilka początkowych utworów. Standardowo w ruch idą tu instrumenty perkusyjne oraz sekcja dęta, blaszana.

Pomimo tak olbrzymiego zaangażowania tematyki w formowanie struktury melodyjnej Gwiezdnych Wrót, Arnold nie uniknął niestety spowalniającego tempo ścieżki underscore o charakterze czysto ilustracyjnym. Najwięcej takowego doświadczymy mniej więcej w połowie albumu. Nie stanowi to oczywiście poważniejszej przeszkody w dotarciu do końca krążka, mimo tego wydłuża w odczuciu słuchacza czas przy nim spędzony. Analogicznie problem ten przekłada się w stosunku do wydania „deluxe”.

Gwiezdne Wrota to ścieżka dobra, z pewnością jedna z ważniejszych w filmografii Arnolda. Czy również jedna z ważniejszych w gatunku? Tak śmiałych wniosków bym raczej nie wyciągał, bo poza fenomenalną tematyką nic nowatorskiego stąd nie wypłynie. Trudno nie dostrzec w tej partyturze nutki eksperymentalnego podejścia, poszukiwania poprzez pryzmat dotychczasowych dokonań w gatunku jakiegoś swojego języka porozumiewania się z widzem. Jak na poważny, międzynarodowy debiut, trzeba przyznać, że Arnold spisał się należycie. Niemałą w tym wszystkim rolę odegrał również orkiestrator, Nicholas Dodd, który począwszy od tej ścieżki rozpoczął wieloletnią współpracę z Brytyjczykiem. Efekty tego debiutu oprócz zaznajomienia się z całkiem wciągającym filmem, najlepiej chyba ocenić samemu, sięgając po płytę. Biorąc jednak pod uwagę już raczej szczątkową obecność pierwotnego wydania Milan na naszym rynku, sądzę że „przeciętny zjadacz chleba” nie powinien sobie połamać zębów posilając się wydaniem „deluxe” od Varese. Polecam.

Inne recenzje z serii:

  • Stargate – wydanie podstawowe
  • Stargate SG-1: Children of the Gods
  • Stargate: Atlantis
  • Stargate SG-1: The Best of
  • Stargate: The Ark of Truth
  • Stargate: Continuum
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze