Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Jan A. P. Kaczmarek

Kto nigdy nie żył

(2006)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Wudarski | 15-04-2007 r.

Idąc na „Kto Nigdy Nie Żył” bardzo chciałem by był to film dobry. Napisałbym wtedy piękny, pochwalny pean na temat odradzającego się z popiołów polskiego kina, które pod wpływem zastrzyku finansowego „Polskiego Instytutu Filmowego” zmienia się na lepsze. Już nawet w myślach miałem fajny wstęp… Po wyjściu z seansu musiałem jednak szybko zweryfikować swoje poglądy. Obejrzałem bowiem produkcję, która choć zrobiona nieźle od strony technicznej (zdjęcia, plenery), po raz kolejny obnażyła to, co w rodzimym kinie kuleje od dawna – mankamenty scenariuszowe. Paradoksalnie pomysł na film był całkiem niezły (czego dowodem świetny, dający duże nadzieje początek). Ksiądz pomagający trudnej młodzieży narkomańskiej, to temat gdzie aż się prosi o kontrowersyjne rozwiązania, dynamiczne zwroty akcji, w których z pewnością byłoby miejsce na zwątpienie, nadzieję, wiarę i miłość. Jednak scenariusz Macieja Strzembosza po początkowym dynamizmie i pełnych realizmu scenach (kamera z ręki) zwalnia i zaczyna się wlec tempem ślimaczym. Do tego pojawiają niedopracowania fabularne, które nie powinny mieć miejsca w profesjonalnym filmie (bohaterowie z Poznania do Torunia jadą 3 dni… samochodem!!!). Najgorzej jednak wypada zakończenie. Banalne, nieprawdziwe i wnerwiajaco sztuczne, utrzymane w stylu tego co głosi Ojciec Dyrektor…

Zaskoczeniem dla wielu, na co dzień niezwiązanych z muzyką filmową, może być fakt, iż autorem muzyki do tego kiepskiego filmu, jest laureat Oskara, Jan A.P. Kaczmarek. Opromieniony sukcesem twórca, wybrał ciekawą drogę rozwoju swej kariery. Nie poszedł za ciosem i nie zaczął tworzyć muzyki do hollywoodzkich, bezwartościowych gniotów. Nieco bezinteresownie wybrał kino polskie, w którym zapewne spodziewał się znaleźć inspirację i niebanalny temat, filmy gdzie można byłoby popisać się subtelnym wschodnioeuropejskim podejściem, za jakim nasz rodak chyba się już stęsknił ilustrując obrazy wielkich reżyserów zza oceanu. Niestety wybór twórcy „Marzyciela” nie był zbyt fortunny. Ani muzyka, ani tym bardziej film nie powalają na kolana. Po zdobywcy Oskara można byłoby się spodziewać czegoś więcej, niż tylko typowej, rodzimej partytury, posiadającej wprawdzie kilka ładnych momentów, których jednak w żadnym wypadku nie można uznać za elementy wybitne.

W „Kto nigdy nie żył” otrzymujemy partyturę prostą, minimalistyczną w wyrazie, opartą o wyraźne partie fortepianowe, na których tło Kaczmarek wrzuca subtelną, acz mocno dla siebie charakterystyczną, małą orkiestrę. Miłośników tego typu brzmień na pewno zaciekawią skromne w formie, lirycznie: Preludium Miłosne, Spotkanie, Jan i Marta, czy przejmująca Niemożliwa Miłość. Poza tymi niezwykle prostymi (brzmiącymi wręcz jak wprawki dla uczniów) tematami na fortepian, Kaczmarek korzysta także z pomocy orkiestry, przede wszystkim do opisania momentów życia klasztornego (Klasztor, Ogród Warzywny, Życie Zakonu). Ponieważ film jest dramatem nie mogło zabraknąć też kompozycji zabarwionej tragiczną nutą. (Jan, Ogień i Ucieczka). Oba związane są z postacią księdza Jana i opisują jego dwie ucieczki: jedną do, drugą od Boga (ta druga, dzięki zastosowaniu niepokojących perkusjonaliów jest w istocie bardziej sugestywna). Co ciekawe nie stanowią one głównej osi spinającej partyturę. Tak jakby muzycznie Kaczmarek zdecydowanie wolał wydobywać liryzm bohaterów, a nie ich dramatyzm.

Poza stworzeniem oprawy ilustracyjnej kompozytor napisał także trzy piosenki (do słów autora scenariusza Macieja Strzembosza). Śpiewane są one przez Roberta Janowskiego, który w filmie wciela się w rolę wielkiej gwiazdy muzyki rozrywkowej. Tym samym kompozycje te mają istotny związek z fabułą. Co ciekawe początkowo rola owego gwiazdora została zaproponowana samemu Kaczmarkowi, który wyraził nawet wstępną zgodę na tymczasową zmianę profesji… Jednak w wyniku napiętego terminarza (praca nad dziełami niefilmowymi) kompozytor pozostał przy swoim dotychczasowym zawodzie…

Chcąc spojrzeć obiektywnie na partyturę do filmu „Kto nigdy nie żył” należy stwierdzić, iż eufemistycznie rzecz ujmując jest to kompozycja nad wyraz średnia. W warstwie ilustracyjnej dostajemy ładne, w niektórych miejscach ciekawie konweniujące się z obrazem (Jan i Marta, Niemożliwa Miłość) tematy, które jednak w żadnym wypadku nie zaskakują (pani Agnieszka Kopacka, nie potrafi z prostych nut Kaczmarka wydobyć tej głębi którą dodawał od siebie Leszek Możdżer). Cała pozostała ilustracja również bazuje na znanych z wcześniejszych dzieł artysty rozwiązaniach („Całkowite Zaćmienie”, „Plac Waszyngtona”, „Quo Vadis”), których nie jest w stanie przysłonić całkiem ciekawe wykorzystanie fletów (Jacek Urbaniak).

Osobną krytykę pozostawiam piosenkom. Wydaje mi się dużym błędem, że do ich zaśpiewania wybrany został Robert Janowski, tak negatywnie kojarzący się z teleturniejem „Jaka to melodia”, programem propagującym kicz i tandetę. Bo co z tego, że aktor ten ma ciekawe możliwości wokalne, skoro barwa jego głosu jednoznacznie kojarzy się z plastykowym krawatem, białym fortepianem i całym tym chałowatym blichtrem. Jak teraz taki facet ma być wiarygodny w środowisku narkomanów i współczesnej, wojującej młodzieży, ludzi których można posądzić o upadek wszelkich wartości, ale nie o bezguście muzyczne. Janowski zaś przy pomocy Kaczmarka śpiewa zbyt dużo dopowiadające do fabuły piosenki (widzowie nie są idiotami żeby im tłumaczyć naiwnym tekstem, co dzieje się w głowie księdza Jana), piosenki które brzmią jak wyjęte z festiwalu „Song of Songs”. Nic więc dziwnego, że w świetle fabuły i problemów jakich ona dotyka, utwory brzmią niewiarygodnie. W tym miejscu wyrażam głęboki żal, że Kaczmarek nie poszedł w kierunku świetnego songu jaki wygrywają młodzi narkomani, na samym początku filmu („Uśmiech się” zespołu Pogodno), piosenki która jako jedyny zastosowany w produkcji utwór (nie zawarty na albumie) nie brzmi sztucznie. Z drugiej strony, proszę mnie nie zrozumieć opacznie. Stworzone przez Kaczmarka i Strzembosza (przy współudziale Janowskiego) kompozycje nie są złe (szczególnie bardzo ciekawe Kto nigdy nie żył), jednak w tym filmie rażą swoją naiwnością, i zdecydowanie zbyt dewocyjną pretensjonalnością.

„Kto nigdy nie żył” to partytura jedynie dla miłośników tego typu, melancholijnych, minimalistycznych dokonań, dzieł które przypominają Preisnera, niektóre kompozycje Lorenca, Koniecznego. I choć nie jest to żadne osiągnięcie wybitne to jednak teraz będę komplementował. Dlaczego? Otóż uważam, że Instytutowi Rozbitek należą się największe brawa. Ponieważ od dłuższego czasu w Polsce nie wydawało się zupełnie płyt z klasycznie brzmiącą, ilustracyjną muzyką filmową. I to warte jest największych pochwał, gdyż może w końcu doczekaliśmy się w kraju wydawcy, który będzie w stanie promować tak pogardzany przez innych gatunek muzyczny.

Najnowsze recenzje

Komentarze