Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Vladimir Cosma

Mondes Engloutis, les (Szagma, albo zaginione światy)

(1986/2002)
4,0
Oceń tytuł:
Łukasz Wudarski | 15-04-2007 r.

Chyba każdy z nas ma filmy z dzieciństwa na których wspomnienie wpada w rozmarzenie, w specyficzny stan nostalgii. I choć wiele z tych produkcji dziś wywołałoby zapewne na naszych ustach jedynie uśmiech zażenowania, to jednak były czasy gdy z wypiekami na policzkach śledziło się każdy gest telewizyjnych bohaterów. Co więcej, emocjonalnie wielu czuło się związanych z filmowymi herosami. I to zapewne to dziś powoduje, że 25-30-latki czują błogie łechtanie na myśl o serialach dzieciństwa (dowodem na to niech będzie internetowa strona, na której publikuje się wspomnienia dotyczące tych właśnie obrazów szczenięcych lat – www.nostalgia.pl).

Do takich filmów „nostalgicznych” bez wątpienia należy serial nadawany w połowie lat 80 w sobotę rano, w naszej, wtedy jeszcze mającej absolutny monopol TVP. Mowa oczywiście o „Les Mondes Engloutis”, czy jak kto woli „Shagma, albo zaginione światy”. Ta jedna z pierwszych francuskich anime (jej twórcą była Nina Wolmark która potem stworzyła także nadawanego i w Polsce Ulisesa – „Ulysse 31”), opowiadała historię narodu Arkadian, którzy w wyniku wielkiego kataklizmu musieli schronić się w głębi ziemi. Tam też stworzyli wielkie sztuczne słońce- Shagmę, które dawało ciepło i światło. Przyszedł jednak czas, że Shagma zaczęła gasnąć. Lud Arkadian, używając swych mocy stworzył posłannika, piękną Arkanę, która miała zanieść ludziom zamieszkałym powyżej ostrzeżenie. Arkana wraz z poznanymi przyjaciółmi rozpoczęła długą wędrówkę mająca za cel uratowanie umierającej cywilizacji. Podróż ta jest osią wydarzeń, wokół której toczy się akcja filmu.

Przyznam się bez bicia, że dziś nie wiem jak oceniłbym tę produkcję. Wiem jednak, że Shagma była jednym z pierwszych filmów w moim życiu, które zwróciły moją uwagę na muzykę. I to nie tylko za sprawą piosenek (które, jak wiadomo małe dziecko znacznie łatwiej zapamiętuje), lecz także za sprawą muzyki instrumentalnej. Sądzę, że to świadczy o jakości partytury, bo skoro kilkuletni chłopiec po tylu latach (jeszcze przed zdobyciem soundtracku) był w stanie powtórzyć temat główny, to niezwykłość muzyki nie ulega wątpliwości.

Za partyturę do „Les Mondes Engloutis”, odpowiedzialny był już wtedy (1985 rok) uznany kompozytor – urodzony w Rumuni, lecz tworzący we Francji Vladimir Cosma. Na potrzebę serialu stworzył on nie tylko muzykę stricte ilustracyjną, lecz także trzy oryginalne (naprwdę świetne) piosenki (Les Mondes Engloutis, La danse des pirates, Le Flashbic). To one są motorem tematycznym ścieżki. Choć brzmią w typowym, pełnym specyficznej elektroniki lat 80 stylu, nie przeszkadza to wcale w docenieniu ich wartości. To, co jednak jest najbardziej wartościowe na płycie Vladimira Cosmy, to prześliczny główny temat, słyszalny już w piosence, jednak dopiero w wersji orkiestrowej (Le Shagma) porusza na tyle, by móc uznać go za jeden z najciekawszych, w tak przecież bogatej karierze kompozytora. Przepełniony nostalgią z leniwym fortepianem w tle i wiodącym obojem, jest idealną ilustracją dla poczynań głównych bohaterów, którzy nie wiedzą co przyniesie przyszłość. Co więcej ma w sobie pewien taki mesjanizm, jakby zaklęte proroctwo, niemal religijną postać, które to w tak hipnotyczny sposób oddziaływały na rzesze zasiadających co sobota przed telewizorami dzieci. Temat Shagmy, jak przystało na prawdziwy soundtrack przewija się przez całą płytę. Momentami odnosimy wrażenie, że jest go już za dużo, jednak byłoby zbrodnią wyrzucać niektóre aranżację. Wzorowym przykładem niech będzie tutaj wyśmienity La loi Mogokhs przypominający nieco bernsteinowskich „Siedmiu wspaniałych”. Utwór ten pokazuj, jak wiele możliwości aranżacyjnych tkwi w stworzonym przez Cosmę temacie.

Płyta z „Les mondes…” to także przykład ciekawego, choć z dzisiejszego punku widzenia, nieco już archaicznego zastosowania elektroniki. Wyczuwamy to szczególnie w temacie Piratów, który choć niewątpliwie idealny w obrazie na płycie mocno trąci myszką. Mimo to wiele osób odnajdzie niewątpliwą przyjemność ze słuchania tych dziś może nieco śmiesznych kompozycji (szczególnie widać to w paradoksalnie bardzo słuchalnych piosenkach – moim faworytem jest La danse des pirates)

Muzyka Cosmy, mimo iż zachwyca tematami, została jednak źle wydana. Materiał prezentowany na płycie jest za długi, brakuje mu odpowiedniego montażu (widać to szczególnie w drugiej części płyty, gdzie słuchacz wyraźnie odczuwa znudzenie). Co więcej można by się pokusić o rezygnacje z niektórych nic nie wnoszących utworów – tak jak choćby będące zupełnym nieporozumieniem Le rock pirate (czy ktoś wytłumaczy temu gitarzyście, że zabawy przetwornikami wcale nie świadczą o artyzmie???). Minusem jest też wpadająca w eksperymentalny, morriconowski ilustracjonizm muzyka suspensu ( Dans le désert de Barkar, La réserve des hannis, La cour des miracles), której spokojnie można byłoby się pozbyć. Gdyby te cięcia wprowadzono w życie uzyskalibyśmy skromny 50 minutowy soundtrack, który jednak „od deski do deski mógłby” przesłuchać każdy, a nie tylko maniacy muzyki filmowej.

Choć właściwie nie powinienem tak narzekać. Dlaczego? Bo proszę państwa, ta płyta w ogóle ujrzała światło dzienne. Czy ktoś widział coś podobnego w naszym kraju, gdzie tysiące niesamowitych, dziecięcych partytur marnuje się na półkach archiwum telewizyjnego molocha mającego do nich prawa. Przecież gdyby to wydać, odpowiednio rozreklamować to mielibyśmy hit. Ale zanim mózgi rodzimych decydentów zwietrzą interes, jaki tkwi w nostalgii, wszyscy już pomrzemy. Dobrze, że Francuzi w tym względzie okazali się sprawniejsi i zaczęli wydawać tak przez wielu uwielbiane klasyczne anime („Było sobie życie”, „Był sobie człowiek”, „Był sobie Kosmos”, „Ulysse 31” i wiele innych).

Podsumowując „Shagma, albo zaginione światy” to bez dwóch zdań ciekawy soundtrack, który chociażby dla prześlicznego głównego tematu powinien znać każdy fan muzyki filmowej, nie tylko ten z nostalgicznym podejściem do nadawanych w Polsce w latach osiemdziesiątych seriali.

Najnowsze recenzje

Komentarze