Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Masamichi Amano

Batoru Rowaiaru (Battle Royale)

(2001)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

Jakże ciężko człowiekowi z zachodu niekiedy pojąć wschodnie kino. Ma ono to do siebie, że obok naprawdę wyjątkowych obrazów zdolnych zaciekawić ogół zarówno historią jak i formą realizacji, pojawia się cała gama “produktów” ginących zdawać by się mogło w przeroście formy nad treścią. Dotyczy to zarówno kina autorskiego jak i ekranizacji, a za przykład tych drugich niech posłuży bestsellerowa powieść Koushuna Takami, “Battle Royale”, którą to w 2000 roku Kinji Fukasaku przeniósł na taśmę filmową. Japońska Akademia Filmowa nie omieszkała obsypać obraz Fukasaku seriami nagród, zarówno dla reżysera jak i aktorów. Lokalny rynek również zdawał się być zachwycony, ale im dalej na zachód tym bardziej głosy krytyków dzieliły się. Osobiście stanąłbym po drugiej stronie barykady, by rozwinąć transparent bojkotujący tego typu filmy, gdzie wymyślne formy zabijania i chęć pokazania za wszelką cenę brutalnej walki o przetrwanie stoją de facto wyżej niźli spójność scenariusza.

Historia jest prosta jak drut. W niedalekiej przyszłości co roku przeprowadzane jest losowanie w wyniku którego wybiera się klasę z jednej ze szkół, która ma zagrać w brutalną grę Battle Royale na opuszczonej wyspie. Każdy z uczniów otrzymuje torbę z ekwipunkiem i bronią, by w ciągu trzech dni wykonać następujące zadanie: wyeliminować konkurentów i wygrać zawody. Jeżeli do tego czasu nie wyłoni się zwycięzca, wszyscy pozostali “zawodnicy” po prostu zginą. Cóż, ostateczna ocena obrazu pozostaje sprawą otwartą, zależną od upodobań gatunkowych widza. Jaki by ten film w naszych oczach nie był, sposób realizacji, a nade wszystko klimat budowany przez ścieżkę dźwiękową pojawiającą się w nim zwrócą naszą uwagę.

Masamichi Amano, to raczej “drugoligowy” kompozytor na japońskiej arenie filmowej, którego kariera od jej zarania obracała się głównie wokół anime, zarówno w odsłonach kinowych jak i telewizyjnych. Większego wrażenia filmografią nie robi, choć funkcjonuje w branży już od ponad 20 lat. Niemniej jednak znajdziemy i tam pozycje, świadczące o potencjale drzemiącym w Amano. Będą to między innymi: muzyka do dramatu historycznego Omcha, omawianego w tym tekście Battle Royale oraz jego sequela. Styl jakim posługuje się Amano oscyluje pomiędzy epicką, niekiedy przerysowaną hollywoodzką pompą orkiestrową, a wyrafinowanym dramatem dźwiękowym tak charakterystycznym dla europejskich kompozytorów klasycznych i współczesnych filmowych. Zderzanie ze sobą pozornie podobnych, ale jakże różnych kulturowo metodologii pracy twórczej sprawia, że partytury Japończyka, choć nie do końca oryginalne jakbyśmy sobie tego życzyli, z pewnością zainteresują nas swoją stroną techniczną. Zaliczyć go można bowiem do grona “muzycznych kameleonów” zdolnych przystosować swój warsztat do zaistniałych warunków i wymogów. Mimo giętkiego jak plastelina warsztatu, Amano zdaje się porywać modnym ostatnio wśród azjatyckich kompozytorów falom fascynacji europejskimi korzeniami kulturowymi. Wywlekanie na wierzch dziedzictwa muzycznego wybitnych twórców i ustawiczne epatowanie nimi, to tylko jeden z przykładnych elementów tej fascynacji. Modne stało się również angażowanie europejskich orkiestr do sesji nagraniowych, czemu Amano hołduje współpracując od lat z warszawską Orkiestrą Filharmonii Narodowej i jej chórem. Na marginesie dodam tylko, że Battle Royale jak i jego sequel nagrywane były właśnie w Polsce.

Wspomniałem wcześniej, że score w filmie Fukasaku zwróci naszą uwagę. Owszem, zwróci, ale nie znaczy to, że od razu nas zachwyci. Sprawuje się dobrze, ale w osiągnięciu miana wzorowej ilustracji przeszkadza jej parę ułomności. Są nimi: nadmierna, teatralna wręcz ekspresyjność w podkreślaniu niektórych scen i zbyt śmiałe lawirowanie pomiędzy skrajnymi nurtami muzycznymi, począwszy od mrocznych, minimalistycznych zagrywek wywołujących ciarki na plecach, poprzez bardzo dynamiczną akcję, a skończywszy na lirycznych, wręcz naiwnie romantycznych melodiach, wyłamujących się ostro z posępnego klimatu jaki stara się utrzymywać reżyser na całej linii filmu. O ile w obrazie przeskoki te mogą napsuć nieco krwi, wyjęte z ciężaru ilustracji tworzą ciekawy melanż stylistyczny opasany ciekawymi technicznymi zabiegami kompozycyjnymi. Przesłuchawszy pierwszy utwór przekonamy się o prawdziwości tych słów. Masamichi Amano otwiera swoją partyturę jednym z najsłynniejszych fragmentów muzyki klasycznej, Dies Irae z “Requiem” Verdiego. Nie było by w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie sam koncept wykorzystania tegoż fragmentu. Amano potraktował go jako temat otwierający, a cały utwór Prologue jako uwerturę tematyczną, gdzie po króciutkim wejściu Dies Irae rzucani jesteśmy na początku w wir wgniatającej w fotel muzyki akcji, potem nieco spokojniejszych motywów. Fascynujące jest przejście pomiędzy klasykiem, a muzyką Amano, tak płynne i jednostajne, że dla osoby niezorientowanej wydałoby się po prostu zwartym i tym samym ciągiem muzycznym. Na całej długości płyty wielokrotnie usłyszymy jeszcze fragmenty utworów klasycznych (Straussa, Bacha, czy Schuberta), pełniących w filmie rolę muzyki źródłowej. Nie mają one tak świetnych pasaży jak w Prologue, ale ubarwiają w znacznej mierze całość materiału płytowego.

Klasyka, to tylko jedno ze źródeł inspiracji autora jakie miało swój głęboki wpływ na Battle Royale. “Źródeł” tych jest rzecz jasna więcej, czasem równie śmiało wypływających na wierzch, innym razem nieco bardziej zakamuflowanych. Pomijając całą gamę ilustracyjnego pląsu, trochę nadto ekspresyjnego, wzorowanego na przestarzałym nieco, zachodnim modelu, Amano w ciekawy sposób odwołuje się do goldsmithowych wątków militarystycznych, kształtując underscore i przygotowując grunt pod muzykę akcji. Dowodem na skuteczność tych zabiegów są: Student Battles, Kiriyama Attack i The Third Man. Warto zwrócić jeszcze uwagę na The Game Begins, gdzie w uroczy sposób muzyk serwuje nam wyciąg z tematu łowców wampirów Draculi Kilara. Napięcie kreowane jest tu za sprawą przypominającej temat bondowski melodii (Slaughters). Kpiną i totalną ignorancją byłoby jednak stwierdzenie, że na całej partyturze zalega sztampowy underscore i co najmniej skserowany action-score. Amano wprowadza więcej liryki i dramatu niźli problematyka filmu mogłaby to zagwarantować. Po niespokojnym i pełnym mroku wstępie kierowani jesteśmy wgłąb emocji jakimi zaczynają nosić się główni bohaterowie Battle Royale. Emocji co prawda plastikowych na ekranie, ale bardzo efektywnych na kartach partytury. Motywy przyjaźni odżywają w lirycznych melodiach, gdzie prym wiodą solówki fortepianowe, lub smyczkowe. Friendship daje nam gwarancję, że z bólem głowy na pewno nie wyjdziemy skończywszy słuchać tego albumu. Kawada’s Theme oraz Yukie and Nanahara – Poison swoim nostalgicznym wydźwiękiem rozpościerają nad prozaiczną historią płaszcz dramatu. Istotny udział zarówno w kreowaniu strachu jak i emocji ma chór, który choć dawkowany oszczędnie pojawia się tam gdzie akurat jest potrzebny. Najczęściej eksploatowana jest sekcja męska, towarzysząca militarystycznym werblom, cały chór natomiast stanowi kartę przetargową Amano do nadawania partyturze w odpowiednich momentach jeszcze bardziej epickiego rozmachu. Kontrapunktem do tych form jest temat zwycięstwa w formie anielskiego chorału z Teacher And Students, po wysłuchaniu którego na myśl nasunie nam się przykładowo Tajemniczy Ogród Preisnera. Płytę wieńczy seria romantycznych utworów opartych na tym właśnie temacie.

Całkiem nieźle jak na niszowego kompozytora. Battle Royale permanentnie dowodzi, że w Masamichi Amano drzemią ukryte pokłady talentu, które tylko czekają ażeby je wydobyć. Kserokopie i naśladownictwo do jakich często się ucieka na pewno nie ułatwią zadania, jednakże pozwolą uczynić chociaż jeden krok w kierunku samorozwoju. Szkoda tylko że po Battle Royale 2 jakie popełnił w 2003 roku Amano zamilkł na rynku. Wypada tylko życzyć mu zatem wielu projektów i większej ilości pomysłów. Co do dostępności płyty. No cóż, to kolejny biały kruk osiągalny jedynie na zamówienie…

Najnowsze recenzje

Komentarze