Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Elmer Bernstein

Ghostbusters (Pogromcy Duchów)

(2006)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

Dobry pomysł potrafi zdziałać cuda, szczególnie gdy mówimy o amerykańskim rynku filmowym. Nowatorskie eksperymenty w łączeniu konwencji, a nawet konfrontowania ze sobą gatunków filmowych zawsze znajdowały widownię, nie koniecznie przychylnie nastawioną do powstałego dzieła, ale ciekawą efektu końcowego. Pomysł Ivana Reitmana na prześmiewcze potraktowanie tematu o duchach znalazł nie tylko swoich widzów, ale i bardzo pozytywne opinie krytyków. Nakręceni za przysłowiowe grosze, Pogromcy Duchów, zrobili fenomenalny pochód po kinach całego świata, zarabiając prawie dziesięciokrotnie więcej niż wynosił budżet. Historia czterech parapsychologów, którzy postanowili stawić czoła wszelkiego rodzaju niematerialnym plugastwom pętającym się po Nowym Jorku, zaabsorbowała prawdopodobnie kinomanów w takim samym stopniu jak efekty specjalne zdobiące obraz Reitmana, a które to były wówczas szczytem możliwości technicznych.

Chociaż Elmer Bernstein znany był powszechnie z komponowania do filmów westernowych i dramatów, Pogromcy Duchów nie byli pierwszą komedią nad jaką pracował. Pracował nad nimi już wielokrotnie i trzeba przyznać, że za każdym razem udowadniał, że bardzo dobrze czuje się i w tym jakże luźnym gatunku. Wystarczy tylko przypomnieć sobie zwariowaną komedię i równie pokręconą jak bohaterowie tam występujący partyturę do Czy Leci z Nami Pilot?, Menażerię lub Szarże. Nawiązana przy okazji tego ostatniego tytułu, dosyć interesująca współpraca Bernstein-Reitman skłoniła dwa lata później obu panów do podjęcia kolejnego wspólnego projektu, Pogromców Duchów. Choć w porównaniu do Szarż nowsza partytura Elmera wypadła nieco słabiej, dalej potwierdzała dobrą formę kompozytora.

Aż dziw, że przez tyle lat nikt nie pokwapił się by wydać Pogromców Duchów na płycie, rozpowszechniając z kolei tzw “songtrack” z dwoma tematami Elmera nań zawartymi. W sieci, zresztą tak jak w przypadku wspomnianego wyżej Airplane!, pojawiły się w końcu bootlegi, ale dla prawdziwych entuzjastów muzyki Bernsteina, lub kolekcjonerów było to tylko skromne pocieszenie i nadzieja na przyszłość. Wreszcie po ponad 20 latach oczekiwania wytwórnia Varese zdecydowała się na śmiały krok wydając w ramach swojego klubu limitowaną do 3 tysięcy egzemplarzy kompletną, remasterowaną partyturę z Pogromców Duchów z dodatkami w postaci niewykorzystanych lub alternatywnych utworów. Wszystko dobrze, wszystko pięknie, tylko czy płyta trafia w gusta i potrzeby słuchacza? Trudne pytanie ale trzeba je sobie zadać. Owszem jest to dobry prezent, ale zdecydowanie dla wąskiego grona społeczności. Społeczności, która żywiła do kompozycji lub jego twórcy coś więcej niż tylko sympatię podczas mierzenia się z obrazem Reitmana. Niemalże 70 minutowy materiał zawarty na dysku nie jest do końca tak inwazyjny jakbyśmy się tego spodziewali wynosząc wrażenia z filmu.

Mimo, iż jest tu wiele ciekawych utworów, Pogromcy Duchów błądzą gdzieś pomiędzy filmową ilustracją, a eksperymentalną próbą łączenia wielu konwencji muzycznych, co nie najlepiej odbija się na słuchalności partytury. Benstein lawiruje pomiędzy typowo orkiestrowymi brzmieniami, miejscami schodzącymi na tory tak popularnego w latach osiemdziesiątych pop-jazzu, okraszając to gęsto i często bardzo szerokim wachlarzem elektronicznych sampli. Właściwie to elektronika kształtuje specyficzny, groteskowy nastrój partytury, która mieni się całą tęczą dźwiękową, począwszy od bardzo prostych, komicznych wręcz sampli, aż po wspierające orkiestrową grę syntezatory. Sama orkiestra ogranicza się tu głównie do sekcji dętej wygrywającej melodie grozy, czasami wspieranej smyczkami, harfą oraz organami kościelnymi. Tak popularne w Ameryce lat osiemdziesiątych orkiestrowo-popowe konwencje znajdują swoje miejsce również w tej partyturze, kształtując w znacznej mierze swobodną w brzmieniu muzykę akcji. Równie swobodnie prezentuje się fortepianowy temat przewodni powracający kilkakrotnie na całej długości ścieżki.

Pogromcy Duchów, to dobra partytura, choć nie wybitna, przyzwoicie radząca sobie w obrazie, poza nim także nie najgorzej. Problem nie leży w samej muzyce, tylko w sposobie jaki powinna być ona zaprezentowana na płycie. Właściwie dobrze, że tworząc ten “complete score” Varese zdecydowała włączyć go do wydań klubowych, limitowanych. Znajdzie on bowiem swoich adoratorów tylko wśród prawdziwych zapaleńców. Ja, jako osoba tylko zaabsorbowana, czekam na inne wydanie, nieco krótsze i bardziej konkretne, bez przewijającego się obok ilustracyjnego underscore nijak potrafiącego mnie przekonać do siebie. Polecam umiarkowanie.

Inne recenzja z serii:

  • Ghostbusters (2016)
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze