Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
James Newton Howard

Devil’s Advocate (Adwokat Diabła)

(1997)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

Gdyby szatan postanowił zrobić karierę reżyserską w Hollywood, z pewnością na liście kandydatów do ilustrowania jego projektów znalazło by się miejsce dla Jamesa Newtona Howarda. Cóż, jest to po prostu piekielnie dobry kompozytor zdolny zabrać się za wszelakiej maści gatunkowej obrazy. Pracował już przy komediach, dramatach, filmach sensacyjnych, czemu więc nie miałby popracować nad czymś innym? Takie pytanie zadawał sobie zapewne Taylor Hackford, gdy zatrudniał Howarda do skomponowania ścieżki dźwiękowej do Adwokata Diabła. Ów amerykański reżyser, który do roku 1997 pozostawał w głębokim cieniu Hollywood tworząc ambitne kino dla wąskiego grona odbiorców, popełniając Adwokata poprawił nieco swój standard życiowy, a nade wszystko udowodnił, że potrafi dotrzeć do większej liczby ludzi. Pomysł nakręcenia filmu o szatanie prowadzącym kancelarię zrzeszającą najlepszych prawników w kraju znalazł mniej więcej tyle samo zwolenników co i przeciwników. Ale to chyba specyfika gatunkowa, bo ilekroć porusza się za oceanem tematykę władcy piekieł, krytycy dzielą włos na czworo doszukując się “artystycznego kiczu”. Co by jednak nie mówić o Adwokacie Diabła, jest to obraz dobrze nakręcony, dobrze obsadzony i posiadający swój niepowtarzalny klimat. Klimat, którego współautorem stał się sam James Newton Howard.

Nieraz kompozytor ten zaskakiwał swoimi wypowiedziami, w których przyznawał się, że pisząc niektóre partytury podchodził do niech w eksperymentalny sposób. Było tak w przypadku Ściganego, Wyatt Earpa… pierwiastek eksperymentu nosił w sobie również Adwokat Diabła. Eksperyment ten, polegający na ścisłym połączeniu ze sobą typowych, ilustracyjnych brzmień orkiestrowych, często zakrawających o atonalne formy wyrazu oraz elektronicznego ambientu i suspense’u, wytworzył w efekcie bardzo klimatyczną, mroczną mieszankę muzyczną, rozpościerającą nad obrazem Hackforda atmosferę niepokoju i grozy. Nowa, nie do końca jeszcze uformowana stylistyka operowania dźwiękiem jaką nadkłada tu kompozytor okaże się wkrótce istotnym preludium do tak wspaniałych muzycznych dzieł jak chociażby Batman: Początek. Przykładowo głosy na tle nieznośnych, atonalnych sampli powrócą w utworze Tadarida ze wspomnianego wyżej Batmana. Bardzo trafnie skomponowana muzyka potęguje oczywiście wrażenia jakie widz wynosił będzie z filmu. Na tym jednak jednak rola ścieżki dźwiękowej do Adwokata Diabła niestety się kończy…

Kino grozy to od dawna ciężki orzech do zgryzienia dla wydawców soundtracków. Piętno gatunkowe mocno odciska się na partyturze przez co nie zawsze jest ona na tyle autonomiczna, by zachwycić poza obrazem jakiemu służy. Skrajnie mroczne, gotyckie brzmienia budowane na atonalnym kolarzu dźwięków i samplach dotrą tylko do wąskiego grona odbiorców. Wydawcy ratują się zatem jak mogą wrzucając pomiędzy “original score” utwory o nieco odmiennym zabarwieniu. Politykę taką przedsięwzięło TVT Soundtrax konstruując album z Adwokata Diabła. O ile monologi Paciono otwierające i zamykające album, oraz nieco dziwnie przerobione “Ave Maria” słyszane w utworze Air on the G-String ciekawie komponują z ponurą atmosferą płyty, to taki całkowicie luźny, trzymany w konwencji jazzowej Rendevous tworzy zbyt duży kontrapunkt w stosunku do dzieła Howarda. Oczywiście w porównaniu do innego problemu jakim nosi się ta płyta, jeden spalony utwór zdaje się być mało znaczącą pomyłką wydawców. Najwięcej krwi napsuje słuchaczom czas jaki będą musieli przy niej spędzić. 40 minut (wyłączywszy już wyżej wymienione dodatki) mozolnie poruszającego się do przodu underscore przesianego tylko do czasu do czasu epickimi frazami zdaje się być tu wiecznością. Kielich goryczy przelewa jeszcze rozmieszczenie owego materiału, który w pierwszej połowie płyty narobi apetytu, a z kolei w drugiej rozczaruje.

Wpływ na wątłą atrakcyjność ścieżki być może miała także skąpa paleta tematyczna jaką wprowadził doń James Newton Howard. Paleta ograniczona została raptem do stale powtarzającego się na całej długości płyty zestawu akordów słyszanych po raz pierwszy w trackach: Main Ttile, New York, oraz Lovemaking. Kompozytor napisane przez siebie motywy wyraźnie podporządkowuje underscore, który bezsprzecznie dźwiga ciężar ilustracyjny ścieżki. Przelewający się przezeń mrok zawdzięcza swój byt minimalistycznej grze orkiestrowej i samplom elektronicznym. Te wprowadzają do partytury raz szczyptę chaosu (Barzoon), innym razem odrobinę melodyjności za pomocą beat’u wkomponowanego w chór (Apartment Building), co przypomni nam trzy lata później Zimmer w swoim Hannibalu. Chór oraz solowy sopran, to bardzo ważne środki muzycznego wyrazu do jakich ucieka się w Adwokacie James Newton Howard, nie wiem czy nie ważniejsze nawet od samej elektroniki. Wchodzące w skład niemalże każdego utworu partie wokalno-chóralne z początku mogą przypaść nam do gustu. W miarę jednak jak poruszać się będziemy wgłąb ścieżki, stale eksploatowany tekst “aaa-aaa” zacznie przechodzić koło naszych uszu bez większych emocji. Wyjątek stanowić będą monumentalne frazy na pełną orkiestrę, gdzie “piekielne”. podniosłe chóry obudzą nas z letargu. Przerywniki owe stanowią oazę, na której słuchacz będzie mógł nabrać sił do dalszego mierzenia się z miejscami jałowymi ilustracjami muzycznymi. Największe wrażenie zrobią na pewno: dramatyczny Lovemaking oraz apokaliptycznie brzmiące utwory akcji: Geddes/Weaver i Fire.

Czy jednak dla tych kilku utworów warto wydać pieniądze na płytę z soundtrackiem? Jeżeli jesteś zagorzałym miłośnikiem mrocznych ścieżek do filmów grozy lub fanatycznym wielbicielem muzyki Howarda możesz próbować szukać szczęścia w tym albumie. Osobiście jednak polecałbym na to konto zaopatrzyć się w DVD z filmem. Pomijając skromny fakt, że zapłacimy mniej niż za soundtrack, o wiele więcej przyjemności dostarczy nam podziwianie dzieła Jamesa Newtona Howarda jednak w kontekście obrazu…

Najnowsze recenzje

Komentarze