Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Mateusz Pospieszalski

Matika – muzyka z filmów Balanga i Gorący Czwartek

(1995)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Wudarski | 15-04-2007 r.

Wiele osób nie wierzy, iż muzyk na co dzień zupełnie nie związany z branżą soundtrackową może skomponować dobry score. W mojej opinii jest jednak inaczej. To właśnie tacy ludzie, nie skażeni całą ideologią pisania pod obraz zazwyczaj tworzą najciekawsze, zupełnie niezwykłe i przeważnie znacznie lepiej słuchalne ilustracje.

Mateusz Pospieszalski, bo to jego dokonania są przedmiotem recenzji, na manowce filmowe po raz pierwszy zszedł wraz z zespołem w którym gra a mianowicie z Voo Voo, przy okazji filmu Bogusława Lindy pt. Seszele. Jednak prawdziwy chrzest bojowy otrzymał pisząc muzykę do „Balangi” Łukasza Wylężałka oraz do „Gorącego Czwartku” Michała Rosy. Mimo iż obie produkcje były właściwie pierwszym poważnym kontaktem twórcy z materią ilustracyjną, kompozytor z zadziwiającą sprawnością wywiązał się powierzonego zadania. Być może nie bez znaczenia był tu fakt, iż Voo Voo jest stosunkowo nietypowym zespołem, zespołem który bardzo dużo energii przykłada do odpowiedniego spasowania tekstu z muzyką, co w pewnym sensie ułatwiło Pospieszalskiemu wczucie się w klimat opowiadanych historii i stworzenie odpowiedniej oprawy dźwiękowej.

Opisywana Matika to właśnie album z muzyką pochodzącą z tych dwóch filmów, wzbogacona dwoma utworami (Teatron: Część pierwsza i Teatron: Część druga) z jednego ze spektakli teatralnych do jakich oprawę dźwiękową stworzył Pospieszalski. Mimo iż płyta jest właściwie składanką i choć ów rozdział (mroczny klimat części pierwszej, mistyczne interludium, pełna dziecięj naiwności cześć druga) jest słyszalny, nie odczuwamy jakiegoś drastycznego zgrzytu styli. Spowodowane jest to mimo wszystko pewnym podobieństwem obu filmów, podobieństwem związanym ze swoistym umiłowaniu do klimatów o zabarwieniu turpistycznym. „Balanga” Wylężałka to nieco lynchowska, pełna wręcz drastycznych wtrętów, quasi kryminalna opowieść o zabójstwie nauczyciela. „Gorący czwartek” Rosy to z kolei tocząca się w „księżycowym krajobrazie Śląska” historia nastoletnich chłopców z biednych rodzin, włóczących się po hałdach i okradających samochody, chłopców w istocie marzących o wyrwaniu się z bagna. Oba filmy łączy właśnie specyficzny marazm głównych bohaterów, marazm który potęguje jeszcze surrealistyczna sceneria, a także niezwykła muzyka.

Pospieszalski dla obu filmów stworzył niezwykłe kompozycje, które przez swoją inność stanowiącą duży kontrast dla opowiadanej historii, wzmaga nadrealizm opowiadanych historii, z „Balangi” czyniąc misterium dziwnych charakterów, zaś „Gorącemu czwartkowi” przydaje kosmicznego wymiaru. Oglądając film Rosy zdajemy się oglądać inny świat, nieco kosmiczny, księżycowy, w czym poza muzyką utwierdza nas pełen hałd śląski krajobraz.

Stylistycznie muzyka na pewno przypadnie do gustu wszystkim lubiącym szeroki nurt word music (Soro Moi D’emu, Soro D’wa) której to szufladka jest jednak za płytka aby pomieścić Matikę. Mamy tu bowiem także ciekawy jazz z błyskotliwymi popisami saksofonu samego kompozytora (Nuda jeden, Magnum in parvo, Raki Siunou ), ocierające się o mistykę odrealnione klimaty (Przegranat), dziwaczną elektronikę (oba Teatrony), a przede wszystkim utrzymane nieco w stylu znanym z Arki Noego (której bracia Pospieszalscy byli animatorami) melodyjne miksy dziecięcych śpiewów z wietrznymi flecikami i splendorem „reagującego” zespołu. I właśnie te utwory, skumulowane w drugiej części albumu i pochodzące z filmu „Gorący czwartek” najbardziej przypadły mi do gustu. Ta dziecięca prostota, słuchalność i totalna odmienność od typowej ilustracji zachwyciła mnie już podczas projekcji filmu, utwierdzając w przekonaniu, że muszę zdobyć soundtrack. Nie oznacza to wcale, że pochodzące z „Balangi”, bardziej mroczne kawałki jakoś znacząco odbiegają jakością. Ena Ye, Adinu Zoki, Idy Sadi, Gisola to jednak takie łatwe w odbiorze majstersztyki, które urzekły także krytyków na festiwalu w Gdyni, urzekły tak mocno, iż Mateusz Pospieszalski otrzymał nagrodę za najlepszą muzykę za rok 1993.

Czy jakieś wady? No cóż niektórych konserwatystów drażnić będą zapewne zbyt agresywne jazzowe popisy w pierwszej części albumu, jak również mogą poczuć pewien dyskomfort podczas słuchania Teatronów, utworów w których czuć nieco archaiczne zabarwienie elektroniki. Wszystko to jest jednak do przejścia i druga, lżejsza cześć gwarantuje już pełną satysfakcję. Największa wada albumu w istocie nie płynie z jego muzycznych walorów, lecz z trudnej dostępności płyty. Wydany w 1995 roku soundtrack krąży gdzieś po aukcjach internetowych, lecz żeby się nań natknąć trzeba mieć dużo szczęścia. Jednak gdy już się uda, to każdy miłośnik nieco innej muzyki filmowej, muzyki pełnej wyobraźni, nie powinien się zastanawiać. Ani minuty.

Najnowsze recenzje

Komentarze