Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Jerry Goldsmith

Mummy, the (Mumia)

(1999)
5,0
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

Kino klasy B w pierwszej połowie XX wieku wychodziło z wieloma ciekawymi pomysłami. Widzieliśmy olbrzymie małpy terroryzujące miasta, szalonych naukowców wskrzeszających zmarłych, a nawet zbudzone, zabalsamowane i owinięte w bandaże zwłoki karcące naszą planetę plagami Egipskimi. Nakręcona za śmieszne pieniądze przez Karla Freunda w 1932 roku Mumia zrobiła sporo zamieszania na ówczesnym, amerykańskim rynku filmowym, budząc zainteresowanie tematyką egipską. Nie dziwne, że przez kilkadziesiąt następnych lat wałkowano tą tematykę na wiele sposobów. Ale “świat poszedł na przód”… a wraz z nim możliwości techniczne kinematografii. Czemu więc nie wykorzystać tego? Pytanie to musiało maltretować we snach Stephena Sommersa do tego stopnia, że pokusił się o swoją wersję przygód zabandażowanego żywego trupa. Podszedł do tego jednak w nieco nietuzinkowy sposób. Obok kłócącej się na każdym kroku z realiami historycznymi postaci kapłana Imhotepa, okazującej swą potęgę dzięki wysokoprężnym maszynom ze studia IL&M, Sommers dorzucił również wątki humorystyczne, które odwróciły pierwotny charakter obrazu Freunda o przysłowiowe 180 stopni, czyniąc zeń coś na modłę komicznej odmiany Indiany Jonesa. Przepis Sommersa okazał się jednak dobry, a ciasto które z tego wyszło posmakowało ludziom do tego stopnia, że producenci nie nadążali w liczeniu zysków.

Myśląc kategoriami rynkowymi, partytura do Mumii odniosła miarodajny sukces podług obrazu. Bardziej komercyjny niż artystyczny. Dla odpowiedzialnego poniekąd za ten sukces Jerry’ego Goldsmitha epatowanie rytmiczną muzyką akcji i straszenie słuchacza mrocznymi partiami chóralnymi, było wszak od dobrych kilkudziesięciu lat chlebem powszednim. Sommers przekonał się o tym, podejmując z nim współpracę przy okazji Deep Rising. Zdawać by się mogło, że Mumia jako remake klasyku grozy idealnie trafia w możliwości kompozytora. Pomijając jednak suchą przynależność gatunkową, obraz Sommera pozostawił jeszcze jeden problem, z którym Goldsmith nie do końca zdołał sobie poradzić. Problem groteski.

I tu wypływa jeden z mankamentów Mumii. Luz z jakim podszedł Sommers do swojego filmu nie przekłada się w 100% na owoc pracy Goldsmitha. Jest on bowiem w całej swej patetyczności bardzo stanowczym i mrocznym dziełem, co miejscami kolidowało z rozrywkową naturą bohaterów. Specyfikę obrazu zrozumiał w pełni Alan Silvestrii pracując nad kontynuacją Mumii, trzymając swoją pracę w swobodnym, przygodowym, a nade wszystko niezobowiązującym tonie. Myśli tej nie należy jednak interpretować jednoznacznie. Goldsmith nie spaprał roboty. Rozminął się tylko nieco z wizją Sommersa. Odkładając problem funkcjonalności muzyki w filmie, a skupiając się jedynie na albumie Decca, nie sposób odmówić mu wybitnej słuchalności. Zawarta nań muzyka jest godzinną ucztą dla uszu, świetnie skonstruowanym orkiestrowo-chóralnym scorem przeszywającym słuchacza niezwykłym dynamizmem, siłą ekspresji i fantastycznym “przygodowo-wisielczym” klimatem umiejscowionym muzycznie w rejonach etniki wschodniej.

Wszystkie te cechy łączą w sobie już pierwsze dwa utwory jakie usłyszymy na krążku: Imhotep i The Sarcophagus, oba otwierające film tragiczną historią Imhotepa. Oprócz pasjonującej orkiestrowej gry i nieco stereotypowej etniki wyrażanej za pomocą instrumentów perkusyjnych (kotły, bębny oraz tamburyna) i strunowych (mandoliny, gitary), usłyszymy tam pierwszy z dwóch tematów budujących linię melodyjną Mumii. Siedmionutowy temat Imhotepa, tu jeszcze liryczny, podkreślający miłość kapłana do Anck Su Namun, w dalszej części kompozycji stanie się zwiastunem nieszczęść siejącego grozę wśród ludu, obarczonego klątwą Imhotepa. Szczególne wrażenie zrobią na nas utwory pokroju Crowd Control, gdzie w towarzystwie tematu pojawi się epicki, mroczny jak cień diabła chór, przywołujący nam w pamięci inne dzieła Goldsmitha: Omen i The Ghost and the Darkness. Chóry pełnią nieocenioną rolę w partyturze rozpościerając nad nią obłoczek mistycyzmu i mroku. Napięcie i strach budują dysonanse pomiędzy smyczkami i dęciakami oraz sample elektroniczne. Owe zabiegi ilustracyjne usłyszymy na przykład w: The Crpyt, czy Discoveries.

Na równi z tematem tytułowej mumii, Goldsmith stawia heroiczny temat akcji przypisując go O’Connellowi oraz jego towarzyszom “węszącym” w Mieście Umarłych. Na płycie zetkniemy się z nim po raz pierwszy w dynamicznym Tuareg Attack. Właściwych kształtów nabiera dopiero w utworze Night Boarders formując melodię na kształt żywiołowego, patetycznego marszu. Pomimo stosunkowej schematyczności muzyki akcji, przejawiającej się w ustawicznym powracaniu do motywu O’Connella przy wykorzystaniu identycznego instrumentarium, godzina obcowania z albumem nie zanudzi nas ani trochę. Wszystko dzięki wspaniałym orkiestracjom i niesamowitej pasji przelewającej się przez każdą nutę. Pasji ożywiającej i nadającej nowego blasku nawet stale wałkowanym tematom.

Oryginalność, obok funkcjonalności partytury w filmie, to jeden z nielicznych problemów dotykających Mumii, nie tak wielki z kolei, by rozdzierać nad nim szaty. Goldsmith nie poprzestał bowiem tylko na adaptowaniu sprawdzonych schematów ilustracyjnych wprowadzając w kompozycję nutkę świeżości. Kombinacja instrumentalna Mumii oraz styl posługiwania się niektórymi z nich (np. instrumentami strunowymi) Jerry wykorzysta kilka miesięcy później pisząc w pośpiechu oprawę muzyczną do 13 Wojownika. Mumia to z pewnością jedna z ciekawszych, przygodowych ścieżek dźwiękowych w karierze Goldsmitha. Prosta technicznie, ale w swej prostocie bardzo magnetyczna i zdumiewająco porywająca. Polecam gorąco!

P.S.: W wydaniu specjalnym Mumii na DVD, na płytach regionu 1 zamieszczona została cała partytura wyizolowana z filmu, dzięki czemu widz ma okazję delektować się muzyką Goldsmitha bez karcących uszy SFX’ów. Ot wspaniały prezent dla tych, którym standardowe wydanie Decca nie wystarcza.

Inne recenzje z serii:

  • The Mummy – Expanded Edition
  • The Mummy Returns
  • The Mummy Returns – Expanded Edition
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze