Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Eric Serra

Leon (Leon Zawodowiec)

(1994)
5,0
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

Luc Besson to człowiek o niezwykle bogatej wyobraźni, autor scenariuszy do dziesiątków filmów, od czasu do czasu staje za kamerą by osobiście nadzorować przenoszenie własnych pomysłów na taśmy celuloidowe. Z pewnością na brak takowych nie mogli uskarżać się widzowie śledzący rozwój kariery Bessona w ostatniej dekadzie XX wieku. Figurujące w filmografii tytuły: Nikita, Piąty Element, czy Leon Zawodowiec mówią same za siebie. Z całej twórczości Francuza najbardziej wyrył mi się w pamięci Leon. Historia zawodowego mordercy przygarniającego pod swój dach Matyldę, której rodzinę wybił w pień pewien skorumpowany gliniarz urzekła mnie niesamowicie. Interesujący scenariusz, wyśmienitą gra Reno i młodej Portman, to tylko jedne z wielu zalet płynących z obrazu. Wśród serii entuzjastycznych pochwał kierowanych w kierunku realizatorów należałoby docenić również twórcę ścieżki dźwiękowej.

Odpowiedzialny za nią Eric Serra, to dosyć nietypowa postać w światku kompozytorów muzyki filmowej. Nie wyrastał jak większość kolegów po fachu na “klasycznych” wzorcach. Za młodu trudnił się muzyką rozrywkową wiosłując na gitarze u boku kilku ówczesnych sław. W pewnym momencie swojego życia spotkał na drodze Luca Bessona, który zaangażował jego talent muzyczny do swojego pierwszego filmu – L’Avant-dernier. Zdolności Serry musiały mu przypaść do gustu, ponieważ po dziś dzień jest on nadwornym kompozytorem Francuza. Proporcjonalnie do kariery reżysera, Eric swój najpłodniejszy artystycznie okres przeżywał w latach 90tych. Proporcjonalnie też do jakości filmów tworzył swoje kompozycje.

Styl jakim posługuje się Serra, dla miłośnika sztampowych filmowych partytur może okazać się nieco dziwaczny, a przynajmniej lekko nietuzinkowy. Opierając swoją muzykę na schematycznej, ambientowej elektronice, wciskając weń minimalistyczne wstawki orkiestrowe (często ograniczone wręcz do instrumentalnych solówek), Serra wykreował niepowtarzalną ilustracyjną mieszankę, świetnie odnajdującą się w opisywaniu kadrów filmowych, niezupełnie natomiast bawiącą uszy słuchacza zmierzającego się z nią sam na sam. Leon jest tego wzorowym przykładem.

Otwierający płytę Noon obnaża zamiłowania kompozytora do prostych form dźwiękowych. Muzyczny background wypełniają: ambientowy podkład elektroniczny i równie syntetyczne sample, które niejednokrotnie będą jeszcze kreować rytmikę i nastrój w pozostałych utworach płyty. Na pierwszy plan, przed elektronikę, wysuwają się solowe instrumenty, w przypadku utworu Noon smyczki wygrywające temat Leona. Naszą uwagę na początku skupią jednak nie dramatyczne skrzypce, lecz pojawiające się w ich tle dzwoneczki. Kompozytor w dosyć oryginalny sposób posługuje się nimi do budowania napięcia w sekwencjach akcji, stąd też utwory ilustrujące je (np: Fatman, When Leon Does His Best, czy czteroczęściowa genialna stylistycznie suita The Fight) w mniejszym lub większym stopniu opierają się na tym instrumencie. Ów element muzycznego wyrazu zagości jeszcze kilkakrotnie w innych pracach Serry, na przykład GoldenEye.

Mrok i nostalgia to nie jedyne emocje jakie wypływają z tej partytury. Piękny, fortepianowy temat przyjaźni pomiędzy Leonem, a Matyldą, po raz pierwszy słyszany w Cute Name, skutecznie rozrzedza gęstą atmosferę narastającą za każdym razem, gdy na ekranie padają strzały. Utwory zdobiące rodzącą się emocjonalną więź pomiędzy płatnym zabójcą, a małą sierotą formowane są przez minimalistyczną grę orkiestrową, ocierającą się o charakterystyczny, europejski liryzm muzyczny. W ruch idą więc smyczki z prowadzącymi je skrzypcami i altówkami, a ponad nimi górują solowe instrumenty, wśród których najczęściej słyszymy fortepian, oraz gitary roztaczające nad kompozycją atmosferę kontemplacji i wyciszenia. Od czasu do czasu dadzą o sobie znać francuskie akcenty etniczne w postaci mandolin i akordeonu (Tony The IBM, How Do You Know It’s Love ?). Płytę wieńczy niezbyt wysokich lotów piosenka Hey Little Angel z dialogami filmowymi.

Bez wątpienia Leon jest jednym z największych osiągnięć w karierze Serry. Na pewno jest to ścieżka doskonała pod względem ilustracyjnym, wyśmienicie koegzystująca z obrazem, z rzemieślniczą wręcz perfekcją wciskająca się w problematykę dzieła Bessona. Płyta z kolei, to już inna para kaloszy. Najogólniej można określić ją mianem sennej z chwilowymi przebłyskami pasjonującego materiału. Owa ilustracyjność, która zbawiennie wpływa na film, w wyizolowanej od obrazu muzyce jest przekleństwem ciążącym nań bardzo. Wina leży w głównej mierze po stronie ambientu wydłużającego i tak obszerny jak na charakter partytury czas odsłuchowy płyty. Pozycja dla zagorzałych miłośników muzyki filmowej, kompozytora i oczywiście Leona. 🙂

Najnowsze recenzje

Komentarze