Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Niki Reiser

Weisse Massai, die (Biała Masajka)

(2005)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Wudarski | 15-04-2007 r.

Biała Masajka to film powstały na podstawie autobiograficznej powieści Corinne Hofmann, film opowiadający o przedziwnej miłości od pierwszej wejrzenia, miłości Europejki do wojownika masajskiego. Gdyby nie to, iż wydarzenia te oparte są na faktach, trudno byłoby uwierzyć w tak przedziwną historię, historię kobiety, która porzuca zupełnie wszystko dla kaprysu miłości. Porzuca nie wiedząc co ją czeka.

Powieść Hofmann dawała świetny materiał na zrobienie dobrego filmu. Filmu stosunkowo oryginalnego, bo dotyczącego problemu, który można rozumieć szerzej, mianowicie kwestii komunikacji kulturowej, kwestii która w ostatnich czasach, szczególnie w pełnej emigrantów Europie, jest nader aktualna. Obraz Hermine Huntgeburth to kawał dobrego kina rodem ze starego kontynentu, kina dającego odsapnąć od ckliwych melodramatów dziejących się w klimacie afrykańskiego buszu („Pożegnanie z Afryką”). Film może przeznaczony bardziej dla kobiet, lecz jak znamy życie obejrzą go również faceci (kobiety raczej same nie chodzą do kina, same też nie kupują biletów…) Nie ma się jednak co martwić bowiem mimo babskiego scenariusza, produkcja ta okazuje się ciekawą gratką formalną. Egzotyczne pejzaże Kenii, szeroka gama barwna kostiumów, no i niezła muzyka sprawiają, że nawet najbardziej zatwardziały facet, który choć trochę zna się na muzyce filmowej, nie będzie w kinie spał.

Za ilustrację muzyczną odpowiedzialny jest, coraz lepiej radzący sobie na gruncie międzynarodowym, szwajcarski kompozytor – Niki Reiser. Można powiedzieć, że w ostatnim czasie to już druga (po nagrodzonym Oskarem za najlepszy film zagraniczny „Nigdzie w Afryce”) „afrykańska” płyta tego twórcy.

Reiser tworząc partyturę miał dosyć trudne zadanie. Musiał bowiem połączyć dwa światy: Europę i Afrykę, ale w sposób nie do końca typowy. Nie miało to być bowiem łączenie harmonijne. Muzyka miała mieć w sobie celowy zgrzyt, konflikt dwóch poetyk, który przy uważnym słuchaniu łatwo można dostrzec. Co więcej symbolicznie obie poetyki walczą o dominację, którą ostatecznie zdobywa poetyka afrykańska. Cała wysublimowana, nieco minimalistyczna koncepcja europejska musi ustąpić, tak jak ostatecznie poddaje się Carola, główna bohaterka filmu. Te walkę poetyk możemy obserwować na całej płycie, jednak w miejscach w których muzyka jest ilustratorem relacji międzyludzkich (a nie dopełnianiem otoczenia) jest ona szczególnie wyrazista (Liebe in Nairobi, Der Abschied, Liebe im Torf).

Jednak poza tymi momentami bardzo europejskimi, gdzie muzyka pełni funkcje symboliczną jest kilka wspaniałych fragmentów, mających być po prostu wyrazicielami klimatu, odbiciem pejzażu, ilustracją (Busfahrt nach Marala – przypominające żywcem dokonania naszego Voo Voo -, Lemalian fährt Jeep, Versöhnung). Paradoksalnie jednak w wypadku „Białej Masajki”, słowo ilustracja nie jest minusem. Reiser inteligentnie łącząc brzmienia (orkiestra, etniczne instrumentarium, ludowe wokalizy) osiągając rzadko spotykaną w tego typu kinie (dramat) słuchalność. Z pewnością w jakimś stopniu przyczyniają się też do niej świetny montaż płyty (utwory nierespektujące kolejności chronologicznej), oraz optymalny czas trwania (niewiele ponad 47 minut). Wszystkie te wymienione aspekty sprawiają, że „Białą Masajka” to silna pozycja, która w kilku miejscach znamionuje autentyczne przejawy mistrzostwa (Busfahrt nach Marala czy żałośnie krótkie Lemalian fährt Jeep), jakiego nikt by się nie spodziewał po stosunkowo młodym twórcy.

Jakie zatem wady? No cóż nie ma ich zbyt wiele, ale jednak jakieś tam są. Pierwszą jest oczywiście kwestia oryginalności. Gdybym nie znał wcześniejszego afrykańskiego dokonania pana Reisera, a mianowicie „Nigdzie w Afryce”, zapewne nie wskazywałbym jakichś większych problemów z oryginalnością. Chodzi jednak o to, że widoczne są tu pewne zależności w konstruowaniu, szczególnie muzyki quasi etnicznej. Bez dwóch zdań „Biała Masajka” to dokonanie dojrzalsze i po prostu lepsze, jednak, w wielu miejscach zależne od starszej kompozycji. Drugą wadą są nie do końca wykorzystane możliwości, jakie tkwiły w tematach stworzonych na potrzeby filmu. Archetypicznym przykładem może być tu choćby Lemalian fährt Jeep, które mimo swej świetnej struktury, pojawia się tylko raz, w nierozwiniętej formie i co gorsza zupełnie ginie w nawale efektów dźwiękowych. Wydaje mi się, że można było tych błędów uniknąć sprawiając, że muzyka wraz z obrazem oddziaływałby rewelacyjnie, a nie „tylko” dobrze.

Podsumowując. Biała Masajka to bardzo ciekawe dokonanie Szwajcara, dokonanie które dowodzi, że to kompozytor o niespotykanym talencie, twórca któremu można wróżyć świetlaną przyszłość także w kinie wysokobudżetowym.

Najnowsze recenzje

Komentarze