Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
John Ottman

X2 (X-Men 2)

(2003)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 15-04-2007 r.

Komiks o przygodach posiadających niezwykłe umiejętności superbohaterów-mutantów, przeszedł już do historii amerykańskiej kultury masowej, więc prędzej czy później pewne było iż zostanie zrealizowany na jego podstawie film. W 2000 roku znany dotychczas z raczej ambitnych produkcji reżyser Bryan Singer zrealizował nafaszerowane efektami wizualnymi widowisko X-Men, które nie rezygnowało z pogłębiania psychologii jego bohaterów. „Nadworny” kompozytor Singera, przebijający się do „pierwszej ligi” twórców John Ottman, który napisał dobrze przyjęte ścieżki dźwiękowe do filmów reżysera (Podejrzani, Apt Pupil) nie był w stanie pomóc reżyserowi, ponieważ sam pracował nad własnym debiutem reżyserskim (Urban Legends: Final Cut – oczywiście również pisząc do niego muzykę…). Singer zatrudnił więc doświadczonego Michaela Kamena, który napisał solidną, aczkolwiek dość bezbarwną muzykę. Dopiero powrót Ottmana przy współpracy z Singerem nad sequelem, pozwolił temu pierwszemu pokazać świat X-Menów w własnej muzycznej interpretacji.

Styl muzyczny Ottmana nie jest łatwy do zaszufladkowania i dobrze widać to również przy tej produkcji. X2 był dla Ottmana bez wątpienia największym projektem, przy którym do tego czasu pracował i wielką szansą na przedarcie się do pierwszego szeregu kompozytorskich sław. Co wyróżnia tą kompozycję od innych klasycznych pozycji gatunku takich jak Batman Elfmana (czy inne jego projekty dotyczące komiksowych postaci) albo Superman Williamsa? To innowacyjne orkiestracje, będące zapewne zasługą pracującego z Ottmanem często Damona Intrabartolo, większy nacisk na emocjonalną stronę muzyki oraz prawie zupełny brak patosu, który tak często „gości” w muzyce opisującej herosów. Aby nie było niedomówień, Ottman nie zrezygnował z napisania heroicznego tematu głównego, opartego na potężnych fanfarach sekcji dętej i szybkich smyczkach. Można go już usłyszeć w otwierającej, zgrabnie pomyślanej suicie oraz w kilku jeszcze bohaterskich momentach (We’re Here to Stay). Wyróżnić należy także poboczny temat, mający bardziej emocjonalne podłoże, min. wspierany fortepianem (godnym uwagi jest niemal klasyczne jego brzmienie z solówką na wiolonczelę w Cerebro). Na pierwszy plan wysuwa się jednak ciekawe użycie chóru (żeńskiego i męskiego), który nadaje muzyce potrzebnego w takich produkcjach klimatu cudowności i fantasy. Najlepszy fragment na chór znajdziemy w Storm’s Perfect Storm, gdzie wznoszące frazy bardzo dobrze asystują monumentalnym trąbom powietrznym w scenie powietrznego pościgu. Żeńskie wokale wprowadzają element egzotyki i niepokoju, a na pierwszy plan wysuwają się w Sneaky Mystique, mając niemal kusicielski oraz erotyczny charakter.

Centralnym utworem akcji z kolei jest siedmiominutowy Mansion Attack, wspierany przez kreujące suspense smyczki, „grube” brzmienie instrumentów dętych oraz paletę instrumentów perkusyjnych (właściwie standard…). Ottman interesująco porusza się w obszarze elementów perkusyjnych przechodząc od potężnego, czystego brzmienia bębnów po metaliczne uderzenia, werbel czy wykorzystanie metalowych cymbał. Bardzo dobrym tego przykładem jest Death Strikes Deathstryke, w którym również używa syntezatorów. Elektroniki jest na ścieżce bardzo mało, ale gdy już się pojawia brzmi dość intrygująco (Magneto’s Old Tricks). Kilka momentów przypomina monumentalność muzyki Elliota Goldenthala z Final Fantasy, między innymi poprzez użycie „wrzeszczących” waltorni. Większość utworów również skłania się ku bardziej wyciszonemu i delikatnemu charakterowi, gdy Ottman porzuca cały „przepych” związany z pisaniem do kina akcji/fantasy. Można wtedy w muzyce rozpoznać brzmienie jego bardziej osobistych projektów. Finałowy Goodbye zawiera w początkowej fazie rewelacyjny, budujący motyw na smyczki z żołnierską perkusją – szkoda, że nie znajdziemy go więcej w tej partyturze…

X2 to pierwsze moje spotkanie z Johnem Ottmanem. Wydaje mi się również, że będzie dość dobrym wyborem dla tych, którzy zechcą zapoznać się z brzmieniem i stylem tego kompozytora. To, co uderza, to „inność” jego muzyki w stosunku do typowego „hollywoodzkiego” brzmienia, choć oczywiście cała kompozycja zachowuje ramy gatunkowe. Godzina trwania na albumie wydaje się idealnym czasem, choć wolałbym aby umieszczono na końcu jeszcze raz otwierającą suitę, która jest bez wątpienia najlepszym utworem, świetnie reprezentując całą kompozycję. Utwory cechuje różnorodność, choć czasami przy tych bardziej nastawionych na budowanie atmosfery lub o osobistym charakterze, udzielać się może nuda. Czuję również, że jeszcze więcej ekscytacji nadałoby muzyce większe wykorzystanie werblowego podkładu. Prawdopodobnie nie od razu polubimy tą kompozycję – jest to jedna z tych ilustracji, które „rosną” w słuchaczu z każdym kolejnym przesłuchaniem. John Ottman udowadnia tą ścieżką dźwiękową, że nie na darmo przypinana jest do niego etykietka jednego z bardziej utalentowanych i oryginalnych kompozytorów amerykańskich.

Inne recenzje z serii:

  • X-Men
  • X-Men 3: The Last Stand
  • X-Men Origins: Wolverine
  • X-Men: First Class
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze