Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Sean Callery

24: The Game

(2006)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

Postać Jacka Bauera ma bardzo duże szanse na zajęcie w przyszłości miejsca Chucka Norrisa w żartach. Patrząc na wyczyny jakich dokonuje w serialu 24 już po pierwszym sezonie (a warto wspomnieć, że do tej pory nakręcili ich 5) można wysnuć teorię, że jest pół-bogiem, którego nie ima się się żaden przeciwnik, ni jego kule z pistoletu. Faktem jest, że to telewizyjne przedsięwzięcie, którego akcja rozgrywa się w systemie “real-time” zdołało od chwili jego pojawienia się na kanale Fox (2001 rok) zdobyć sobie rzeszę… co ja mówię, prawdziwą armię zwolenników, a nawet wyznawców! Już pierwszy sezon uczynił z Jacka Bauera (Kiefer Sutherland) postać kultową, a pojawienie się kolejnych odcinków stało się tylko kwestią czasu. Powstała między sezonem 2 a 3 luka scenariuszowa długo nie musiała czekać na załatanie. Już po emisji pierwszych odcinków trzeciej serii studio postanowiło rozwinąć brakujące wątki pozwalając fanom samodzielnie wcielić się w kontrowersyjnego agenta CTU (jak i w jego przyjaciół) za pomocą Play Station 2. Jednakże po zapowiedziach nastał długi okres ciszy i niepewności. W końcu po ponad dwuletnim okresie oczekiwania na zakończenie produkcji (okraszonej zresztą bólem i cierpieniem niepowodzeń), w marcu 2006 roku ukazał się finalny produkt Sony Computer Entertainment – 24: The Game. Zapaleńców elektronicznych przygód i fanów serii gra raczej zadowoliła, choć krytycy nad nią się tak bardzo nie rozpływali. Ponad 100 misji jakie należy wykonać oraz system czasu rzeczywistego obowiązujący i w tym przedsięwzięciu sprawiają, że potencjalny gracz nie będzie narzekał na nudę, a fan 24 w końcu odpowie sobie na wszystkie pytania jakie zrodziły się w jego głowie pomiędzy drugim a trzecim sezonem.

Rzecz jasna do pracy nad grą zaangażowano ludzi z serialu, tudzież scenarzystów, aktorów udzielających głosu własnym postaciom oraz uhonorowanego Złotym Globem za ilustrację do serialu 24 Seana Callery. Ponieważ większość gry zaopatrzono już wcześniej w muzykę pochodzącą z drugiego sezonu serii, Callery nie mógł narzekać na nawał pracy. Łącznie więc w animacje i misje wrzucono blisko 3,5 godziny wszelakiej maści under i action score, a uzupełnienie pozostałych luk zlecono muzykowi. Środki przeznaczone na ten cel i warunki pracy były nieporównywalnie lepsze niż te z którymi dotychczas zmagał się młody kompozytor. W przeciwieństwie bowiem do telewizyjnego przedsięwzięcia, gdzie co tydzień w poniedziałek dostawał taśmę demo z nowym odcinkiem, a cztery dni później musiał oddać ją wraz ze sporządzoną przez siebie elektroniczną ilustracją muzyczną, tym razem zyskał dwa cenne atuty: większy budżet i czas na realizację zadania. Budżet spożytkował należycie, trzeba mu to przyznać, zainwestował bowiem w orkiestrę symfoniczną, co w przypadku 24 było swoistego rodzaju ewenementem. Skomponował więc 17 minutowy score, udał się do studia na Abbey Road w Londynie i zlecił miejscowej Nimrod Studio Orchestra odegranie tego pod batutą Jonathana Williamsa (nie, nie tego Johna zza oceanu, tylko brytyjskiego dyrygenta i orkiestratora soundtracków do gier). Efekt tej pracy można podziwiać na albumie wydanym przez Fox Music. Dosyć zresztą nietypowo obeszli się z tym materiałem wydawcy. Nie wypuścili go na rynek w tradycyjnej formie tylko udostępnili do ściągnięcia via net za wniesieniem odpowiedniej opłaty, a dokładnie 6,99$.

Cena niezbyt wygórowana jak na obecne standardy, szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę bonus jaki otrzymujemy zakupując ten album. Wykorzystując fakt pracy z orkiestrą Callery pozwolił sobie na zaaranżowanie suity tematycznej na instrumenty symfoniczne, suity znanej nam z oryginalnego wydanego przez Varese albumu. Oczywiście nie sposób było zastąpić w 100% elektronikę orkiestrą, wszak muzyka Seana opiera się w głównej mierze na stylistyce Media Ventures. Sample chcąc nie chcąc musiały pojawiać się pomiędzy żywymi instrumentami. Niemniej jednak wspomniana wyżej suita robi naprawdę spore wrażenie. Dosyć sterylnie brzmiące dźwięki jakimi zdobiony był serial przybierają tu bardziej naturalnego kształtu dzięki wytężonej pracy silnej sekcji dętej i smyczków, których emocjonalność nijak odzwierciedlają nawet najwymyślniejsze sample.

Pomijając już samą suitę warto przybliżyć sobie pozostałe 7 utworów jakie znalazły się w albumie. Zestawiając je z płytą wydaną wcześniej przez Varese można znaleźć wiele punktów spornych między nimi, szczególnie w sferze klimatycznej. 24 w porównaniu do agresywniejszego i mroczniejszego 24: The Game jest swobodną muzyczną przygodówką, niezbyt oryginalną ale fajną. Czyżby tak bardzo zmienił się styl Callery’ego, czy może gra Sony odstaje nieco od serialu? Ani jedno ani drugie. Sean nie zrewolucjonizował zbytnio swojego warsztatu na potrzeby 24: The Game. Varese wypuściło po prostu zgrabnie przemontowany, złośliwi mogliby rzec, zakłamany zestaw muzyczny gdzie skutecznie powycinano tak powszechny w serialu, a nużący bez niego suspence i ambient przemieszany z nie zawsze ślicznie jak na albumie brzmiącą muzyką akcji. Pierwiastek tego rzemiosła ilustracyjnego noszą w sobie Nagrane przez Nimrod Studio Orchestra kawałki, dosyć ciężkie klimatycznie, z kolei jak ulał pasujące do muzyki z drugiego sezonu pojawiającej się zresztą w grze.

Materiał na albumie 24: The Game nie jest ułożony w kolejności chronologicznej, co w tym przypadku jest zaletą a nie wadą. W animacjach i misjach został on pokrojony i wciśnięty pomiędzy muzykę dobraną już wcześniej. Odpowiedzialni za mixing ludzie nie popełnili bynajmniej żadnego głupstwa robiąc to. Zarówno na albumie jak i w grze radzi ona sobie znakomicie budując tak potrzebne w “odpowiednim przeżyciu” gry napięcie u gracza/słuchacza. Pierwsza minuta Storiming The Cargo Ship wpleciona jest w animację wprowadzającą nas w zaistniałą sytuację. Cały utwór natomiast towarzyszył nam będzie podczas wykonywania naszej pierwszej misji, przejmowania okrętu. Oprócz budującego napięcie underscore, standardowo już dla muzyki spod znaku 24 pojawiają się tu militarystyczne formy wyrażone w często dochodzącej do głosu sekcji perkusyjnej i blaszanych dęciakach powracających często z patetycznym tematem Bauera. Pełna sekcja dęta idzie w ruch ilekroć na ekranie dzieje się coś ciekawego. Na brak wrażeń nie będziemy narzekać słuchając na przykład CTU Takover ilustrujący wtargnięcie terrorystów do CTU. Występujący po nim chronologicznie Sean Is Shot rytmicznymi smyczkami przypomni nam początek utworu The Ferry Scene z Wojny Światów Williamsa. Spora część muzyki napisanej przez Callery’ego, a wydanej przez Fox Music służy nam jako background podczas wykonywaniu misji. Taką rolę pełni przykładowo bardzo żywiołowy, elektroniczno-orkiestrowy CTU Shootout podczas którego staramy się ujarzmić terrorystów oblegających CTU. Inny, Jack At The Base Part 2, towarzyszy nam w eliminowaniu kolejnych przeciwników stających nam na drodze w dotarciu do głównego sprawcy problemów – Petera Madsena.

Partytura do 24: The Game nie wprowadza w gatunek nic nowego, wiele natomiast z niego wynosi. Innymi słowy otrzymujemy 22 minutową niezobowiązującą rozrywkę, która ucieszy niejednego fana serialu i gry. Dla całej reszty nijak związanej z 24 lub nie spędzającej romantycznych wieczorów z konsolami, syntetyczno-symfoniczna kompozycja Callery’ego okaże się zwykłem, sztampowym rzemiosłem jakich w dobie coraz bardziej rozpowszechniającego się stylu Media Ventures dużo.

Inne recenzje z serii:

  • 24
  • 24 season 4 & 5
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze