Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Alan Silvestri

Witches, the [2020] (Wiedźmy)

(2020)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 30-11-2020 r.

Robert Zemeckis to jeden z najbardziej lubianych i cenionych twórców kina familijnego… Tak przynajmniej było do pewnego czasu, bo ostatnie lata, delikatnie rzecz ujmując, nie należą do najbardziej udanych w jego wykonaniu. Kreatywność zamienił na pęd ku technologicznej doskonałości, czego skutkiem są tak przestrzelone projekty, jak Witajcie w Marwen. Mimo sromotnej porażki finansowej, reżyser nie poddaje się i próbuje dalej. Tym razem udał się więc w bezpieczne rejony literackich bestsellerów i przedstawia nam historię grupki czarownic… Brzmi znajomo? Cóż, Wiedźmy (The Witches), to kolejna próba przeniesienia na duży ekran powieści Roalda Dahla. Próba, która słynnemu reżyserowi z kilku powodów nie do końca wyszła. Tym najbardziej prozaicznym była szalejąca na świecie pandemia koronawirusa przekreślająca zapowiadaną na 16 października 2020 roku kinową premierę. Film ostatecznie trafił na platformę streamingową HBO Max, co w moim odczuciu było słuszną decyzją. Efekt końcowy daleki jest bowiem od zadowalającego. I choć nie ma tu mowy o totalnym blamażu, to jednak trudno zrozumieć intencję autora. Jako widowisko familijne wydaje się zbyt posępny i mroczny, natomiast dorosłego widza stręczyć może infantylność w przedstawieniu historii i prowadzeniu narracji. Mimo wszystko warto było sięgnąć po tą produkcję przynajmniej z jednego powodu. Dla muzyki.



Nazwisko Zemeckisa od lat kojarzy się tylko z jednym kompozytorem, który właśnie u boku tego reżysera popełniał swoje najlepsze partytury. Mowa oczywiście o Alanie Silvestrim, dla którego współpraca z Robertem od zawsze była swego rodzaju odskocznią od rutyny i okazją do świętowania niczym nieskrępowanej swobody twórczej. I choć jakość ilustrowanych obrazów systematycznie spadała, to jednak warstwa muzyczna zawsze była tym elementem, który bronił filmy Zemeckisa przed totalnym zapomnieniem. Nie inaczej jest w przypadku Wiedźm. Choć wielu miłośników muzyki filmowej zastanawiało się, czy Silvestri pozwoli sobie tutaj na ukłon w stronę Johna Williamsa tworzącego ilustrację muzyczną do poprzedniej adaptacji bestsellerowej książki, to jednak nic takiego nie nastąpiło. Zresztą od początku wiadomym było, że projekt odcinał się będzie od wcześniejszych ekranizacji. Alan Silvestri pozostał więc sobą. I chwała mu za to.



Jeżeli ktokolwiek wątpił ostatnio w potencjał twórczy amerykańskiego kompozytora, to ścieżką dźwiękową do filmu Wiedźmy mógł się przekonać w jakim jest błędzie. Choć Silvestri absolutnie nie odkrywa tu żadnych nowych kart w swoim warsztacie, to jednak robi z niego doskonały użytek. W ruch idą przede wszystkim klasyczne, orkiestrowe środki muzycznego wyrazu, które ubierane są w pasjonujące aranże łatwo nawiązujących kontakt z odbiorcą, tematów muzycznych. Kwestię ich „świeżości” pozostawię do indywidualnych refleksji, co nie zmienia faktu, że w filmie Zemeckisa wykonują one świetną robotę. Tak samo zresztą jak cała ścieżka dźwiękowa szczelnie wypełniająca filmowe kadry.


Najbardziej rozpoznawalnym elementem tej pracy jest motyw tytułowych wiedźm ubrany w rytmiczne szaty walca. Kreowana wokół niego muzyczna akcja prezentuje się wybornie, aczkolwiek nie tylko w jej ramach daje o sobie znać potencjał tej melodii. Proste aranże w bardziej suspensowych odsłonach ścieżki dźwiękowej również wpływają na szeroko rozumianą atrakcyjność tej pracy. I choć sama wymowa filmu odcięła tutaj kompozytora od nadmiernego epatowania liryką skojarzoną z młodym chłopcem i jego babcią, to jednak te braki skutecznie rekompensuje przygodowy ton, w jakim zanurzone są sceny z podejmowanymi przez nich działaniami. Dorzucając do tego wszystkiego typową dla Silvestriego dramaturgię oraz nadające rytm całej ścieżce, osinata i perkusjonali, otrzymujemy świetnie skonstruowaną i dobrze odnajdującą się w obrazie muzykę.



Podobne wrażenia mógłby zostawić po sobie album soundtrackowy, który ukazał się w „digitalu” w dniu premiery filmu. Mógłby, gdyby nie proponowana nam przez wydawców ilość materiału. 72-minutowe doświadczenie jakiekolwiek podniosłe by nie było w swojej treści, w pewnym momencie po prostu wywołuje poczucie przesytu. I szkoda, że, by rozsmakować się w najlepszych kąskach, musimy wziąć na przeczekanie kilka niezbyt frapujących fragmentów. Tradycyjnie najlepszymi utworami jakie znajdziemy na soundtracku do filmu Zemeckisa będzie uwertura otwierająca oraz muzyka towarzysząca napisom końcowym. Okazale zaaranżowane tematy zyskują również na sposobie ich prezentacji. Nie deprecjonowałbym jednak pozostałej części albumu, gdzie znaleźć możemy wiele innych perełek, takich jak sekwencja „meldowania się” tytułowych czarownic w ekskluzywnym hotelu, czy też sceny pościgów rozgrywające się w jego korytarzach. I choć większość miłośników muzyki filmowej może zakręcić nosem, że nic nowego nie przewija się w treści tych utworów, wcale nie odbiera to przyjemności ze słuchania.



I chyba w takich kategoriach należałoby zamknąć całą ścieżkę dźwiękową do Wiedźm – przyjemnego doświadczenia soundtrackowego, do którego zawsze można wrócić. Owszem, lepiej by się wracało czerpiąc większą przyjemność z obcowania z fizycznym wydaniem na płycie CD. Nie zmienia to faktu, że Silvestrii wykonał kawał świetnej roboty przy tym projekcie, udowadniając przy okazji, że mimo upływu lat, dalej potrafi fascynować i elektryzować uwagę odbiorcy swoją muzyką. Czekam na więcej…


Najnowsze recenzje

Komentarze