Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Elliot Goldenthal

Batman & Robin (Batman i Robin)

-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

Hollywood rządzi się jednym prawem – prawem papierowych banknotów. Taki wniosek można wyciągnąć przyglądając się serii Batmanów, a dokładnie temu co zaczęło się w niej dziać po odejściu z projektu Tima Burtona i jego ekipy. Batman Forever był niczym kubeł pomyj wylanych na twarze fascynatów powieści Boba Kane. Film jednak zarobił trochę pieniędzy, więc Warner postanowił odciąć kolejne kupony. Wypuszczony dwa lata później Batman i Robin stał się katem, który zez skrupułów uśmiercił wszystko to, co z wielkim trudem wykreował Burton. Tendencja spadkowa towarzysząca dwóm ostatnim projektom nierozerwalnie wiązała się z ciągłymi zmianami w ekipach realizatorskich oraz co najważniejsze w kadrach aktorów. Val Kilmer zajęty pracą nad Duch i Mrok oraz Święty odrzucił propozycję Schumachera na ponowne założenie gumowo-plastikowego kostiumu, co z chęcią uczynił George Clooney (ponoć nawet zjawił się raz w nim na plan zdjęciowy Ostrego Dyżuru). Po raz kolejny skompletowano zatem plejadę gwiazd ze Schwarzeneggerem na czele (jako zły Mr. Freeze) ale nic konkretnego przez to nie osiągnięto, już nawet znane nazwiska nie przyciągnęły wystarczającą ilość ludzi do kin by zwrócić koszty produkcji. Z filmu bowiem emanowała głupota fabularna przejawiająca się w łamaniu podstawowych założeń komiksu Kane’a (np.: Batgirl w rzeczywistości była córką komisarza, a nie siostrzenicą Alfreda jak to pokazuje BiR) oraz całkowity “freestyle” klimatyczny, świadczący o tym, że obraz starano się ukierunkować na jak najmłodszą widownię.

Proces rozkładu, choć w znacznie mniejszym stopniu dotknął również sfery muzycznej. Pierwszym jej etapem było odejście po Powrocie Batmana Dannego Elfmana. Zaangażowany do trzeciego filmu Elliot Goldenthal stworzył swoją wizję muzycznego świata człowieka-nietoperza, dosyć oryginalną i nieszablonową ale bez specyficznej klimatyki i siły oddziaływania jaką epatował wcześniej Elfman. Kreatywność Goldenthala trzymała jednak jego partyturę do Batman Forever na stosunkowo wysokim poziomie. Czemu więc pisząc muzykę do czwartej części nie obrał podobnej drogi? Trudno powiedzieć. Elliot poczynił brzemienny w skutkach błąd zatracając ciekawe rozwiązania dźwiękowe na rzecz ilustracyjności. Poprawiło to co prawda nieznacznie funkcjonalność muzyki w obrazie ale z drugiej strony oddzieliło ją od potencjalnego słuchacza.

Polityka Warnera też na pewien sposób odseparowała słuchacza od partytury Elliota. Decydując się na czysto komercyjny zabieg wytwórnia wydała soundtrack skupiający w sobie cała masę praktycznie niezwiązanych (poza kilkoma wyjątkami) z obrazem piosenek wciskając pomiędzy nie jeden jedyny utwór pochodzący z “original score”, A Batman Overture. Cóż, dla miłośników gatunku była to jawna kpina, więc imano się różnych metod by pozyskać partyturę Goldenthala. Najłatwiejszym i najtańszym jest oczywiście zgranie materiału z płyty DVD, gdzie ścieżka dźwiękowa jest odseparowana od dźwięków FX. Jakość tego fanowskiego tworu pozostawia wiele do życzenia ale przynajmniej stworzyła jakąś możliwość zapoznania się z muzyką Elliota. Jakie wrażenia pozostawia? 126-minutowa, niezwykle solidna ściana dźwięku – oto jak w skrócie mógłbym zamknąć tą recenzję. Dbając o poziom strony powiem jednak coś więcej. 😉

Jeszcze nigdy przesłuchawszy zaledwie trzech pierwszych utworów nie udzieliło mi się tak spore zmęczenie. Pozytywnie spoglądając na ten fakt, mogę być pewny, że prędko nie zapomnę tego przeżycia. 🙂 Tak jak w Batman Forever podstawowymi elementami wyrazu są tu orkiestra z wybijającą się sekcją dętą na czoło, oraz elektronika. Goldenthal jednak w niespotykany wcześniej, ordynarny sposób napastuje nimi słuchacza. Orkiestra zdaje się odbywać z elektroniką dziką orgię atonalności siejąc straszne spustoszenie w umyśle osoby temu się przysłuchującej. Nieustanna akcja budowana jest na dysonansach pomiędzy potężną sekcją dętą blaszaną, a świdrującymi smyczkami. Często te a-słuchalne wariacje przerywane są podniosłymi fanfarami budowanymi na tematach, bądź to na luźnych melodiach sytuacyjnych. Trudne początki rekompensuje dalsza część, gdzie muzyka akcji przybiera bardziej wyrafinowanego kształtu, a kompozytor na nowo zaczyna zaskakiwać swoją kreatywnością.

Na tą wpływ miało na przykład wprowadzenie nowego tematu – Bluszczu (Poison Ivy / Mr. Freeze’s Plan. Jest to spokojna melodia zakrawająca miejscami o styl jazzowy, lecz głównie charakteryzująca się etnicznym, afrykańskim brzmieniem bazowanym jest na trąbkach i bębnach. W partyturze funkcjonuje również motyw Mr. Freeze. Trudno zresztą mówić o tym jako o motywie, gdyż najczęściej jego obecność na ekranie usłana jest spora dawką dysonansów i metalicznych samplów elektronicznych. Pomimo tych drobnych niuansów kompozycją dalej trzęsie temat główny z Batman Forever. Goldenthal bazuje na nim gro swojej muzyki akcji.

Mimo pewnych ciekawostek jakie wypływają z muzyki do Batman i Robin pozycja ta kierowana jest głównie dla miłośników nietuzinkowej twórczości Goldenthala i w ogóle fascynatów atonalnych form wyrazu. Omawiany przeze mnie bootleg na pewno nie wprawi ich w nieokrzesaną radość, bowiem specyfika muzyki i pozostawiająca wiele do życzenia jakość dźwięku tworzą razem mieszankę wybuchową, która przypadkowo może zaszkodzić potencjalnemu słuchaczowi. W najlepszym przypadku skończy to się tylko drobnym bólem głowy. 😉 Gdyby jednak jakaś wytwórnia wzięła na warsztat partyturę Goldenthala, odpowiednio dobrała materiał, przemontowała go w jakiś 45-minutowy zestaw i umieściła na dysk, kto wie, czy nie wyszłoby z tego coś atrakcyjnego?

Inne recenzje z serii:

  • Batman
  • Batman Returns
  • Batman Forever
  • Batman Begins
  • The Dark Knight
  • Batman: The Animated Series
  • Batman: Mask of the Phantasm
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze