Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Elliot Goldenthal

Batman Forever

(1995)
5,0
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

Batman Tima Burtona, to chyba najpopularniejsza i jak narazie najlepsza adaptacja komiksowa współczesnej kinematografii. Ten trzymający w napięciu, mroczny obraz z 1989 roku na stałe wbił się do świadomości milionów widzów zyskując w ich oczach miano kultowego. Nic dziwnego, że wkrótce powstał sequel, który choć odznaczał się już pewnymi brakami, to prezentował godny poziom. I tak maszynka do robienia pieniędzy na dobre się rozkręciła. Warner Bros żerując na portfelach widzów zdecydował się na kolejny sequel. Tym razem jednak wytwórnia nie mogła już liczyć na Burtona. Wraz z nim serię o człowieku-nietoperzu pożegnało gro dotychczasowej ekipy realizatorskiej, łącznie ze scenarzystami i aktorami odgrywającymi główne role na czele (m.in. Keatona zastąpił lalusiowaty Kilmer). Taka zmiana oczywiście nie mogła przynieść nic dobrego. Batman Forever to wyprany z atmosfery komiksu Boba Kane’a filmowy kicz gubiący gdzieś po drodze gotycki klimat smętnego i mrocznego miasta Gotham City skupiającego najgorsze łajzy jakie ta planeta nosiła.

Nie tylko wizualnie zmienił się Batman po objęciu nad nim pieczy przez Schumachera. Zmiany dotknęły również sfery muzycznej. Wraz z odejściem Burtona projekt opuścił także jego nadworny kompozytor – Danny Elfman. Schumacher musiał więc szukać alternatywy. Alternatywą ową okazał się młody, dobrze prosperujący muzyk Elliot Goldenthal. Obawy wśród miłośników, zresztą słuszne, wywoływała ogromna przepaść stylistyczna dzieląca obu wyżej wymienionych kompozytorów. Podczas, gdy Elfman raczył widzów / słuchaczy, cudowną i łatwo zapadającą w pamięć tematyką, oraz w miarę melodyjnymi formami, Goldenthal niczym zły duch siał zamęt w orkiestrze opierając swoją muzykę na atonalnych zabiegach i licznych eksperymentach dźwiękowych (Obcy 3, Człowiek Demolka). Batman Forever wielkich zmian w metodologii pracy kompozytora nie przyniósł. Podobnie jak niegdyś Obcego, tak i Batmana poddał gruntownej technicznej renowacji, tak solidnej, że nie ostało się praktycznie nic co wniósł do serii Elfman. Nie świadczy to jednak o Batmanie Forever źle. Owszem, muzyka zatraciła swój pierwotny charakter mrocznej ale na pewien sposób prostej dla szerokiego grona słuchaczy ilustracji, z drugiej zyskała nowe, groteskowe, jakże kontrowersyjne oblicze. Słuchając Batman Forever częstokroć dochodzę do wniosku, że Goldenthal pisząc go doskonale się przy tym bawił. Świadczyć o tym może niesamowita energia jaka zeń bije, energia która wręcz rozrywa na strzępy poważną i wyrachowaną muzykę Elfmana. Kompozycja Eliota niczym filmowy Człowiek Zagadka zaskakuje, dostarcza sporych pokładów rozrywki, a miejscami nawet bawi.

Płytę otwiera Main Title. Ten krótki, niespełna dwuminutowy utwór skutecznie ostrzega, że miłośnicy elfmanowskiej wizji Batmana będą niepocieszeni. Pierwszą rewolucję na jaką pozwolił sobie Goldenthal dostrzegamy właśnie w sferze tematycznej. Dramatyczny leitmotiv z pierwszych dwóch Batmanów poszedł tym samym w odstawkę, a zastąpiła go mroczna, monumentalna… epicka do granic możliwości melodia na dęciaki i bębny, które zresztą “molestować” nas będą do ostatniej minuty. W miarę upływu czasu dostarczana jest nam kolejna porcja niesamowitych wrażeń jakie niesie w sobie hegemon partytury – muzyka akcji. Melodyjna akcja tak dobrze znana w pierwszych dwóch filmach ustępuje na korzyść szalonego, wręcz schizofrenicznego splotu pozornie bezładnych dźwięków. Fantastyczne cuda wyczynia Goldenthal z orkiestrą, a zwłaszcza z sekcją dętą blaszaną. Utwory pokroju The Perils of Gotham, Victory, czy Under The Top eksplodują w uszy słuchacza z siłą kilkumegatonowej bomby atomowej. Nie da się ukryć, że współpraca Goldenthala i Elhai przy orkiestracjach przynosi z partytury na partyturę coraz ciekawsze efekty. Niesamowicie ważna rolę w tym wszystkim odgrywa elektronika uposażająca orkiestrę we wszelkiego rodzaju sample i efekty ugruntowując tym samym partyturę w formie dźwiękowego obłędu. Goldenthal bardzo lekką ręką potraktował elektronikę czyniąc zeń miejscami element komiczny o czym przekonamy się słuchając na przykład: Perpetuum Mobile lub Nygma Variations.

Wydany przez Atlantic Records niewiele ponad czterdziestominutowy original score skutecznie uświadomi nam na jak nietuzinkową interpretację wyimaginowanego świata człowieka-nietoperza pozwolił sobie Golenthal. O ile jednak na płycie muzyczna wizja tego świata wyda nam się intrygująca, to połączona z obrazem wtapia się w nisz jakim epatuje Schumacher nie wychylając się zbytnio poza wyznaczony przez reżysera poziom. Batman Forever to jeden wielki muzyczny eksperyment i pod takim kątem należy na niego patrzeć. Eksperyment ten napsuć musiał wiele krwi zwolennikom klimatycznej kompozycji Elfmana do filmów o człowieku-nietoperzu. Niemniej jednak polecam zapoznanie się z tą pozycją. Obnaża ona bowiem bogaty warsztat jakim dysponuje Goldenthal, poza tym gwarantuje 40 minut ciekawej rozrywki.

Inne recenzje z serii:

  • Batman
  • Batman Returns
  • Batman & Robin
  • Batman Begins
  • The Dark Knight
  • Batman: The Animated Series
  • Batman: Mask of the Phantasm
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze