Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Michael Giacchino

Lost (Zagubieni)

(2006)
-,-
Oceń tytuł:
Mariusz Tomaszewski | 15-04-2007 r.

Filmów o rozbitkach było już wiele. Ludzie rozbijali się w dżungli, na biegunach, na pustyniach, ale obiektywnie patrząc najlepiej jest się rozbić na bezludnej wyspie. Tym bardziej jeśli uda nam się wziąć udział w katastrofie wraz z pięknymi kobietami – sukces gwarantowany. Oczywiście warunkiem powodzenia naszego planu jest przeżycie takiej katastrofy, ale mając w perspektywie wylegiwanie się na tropikalnej plaży, kto by się przejmował takimi szczegółami. Frajda zaczyna się wtedy, gdy wyspa na której byśmy się znaleźli, okazałaby się zaczarowaną krainą, która kryje w sobie wiele tajemnic. Co by się działo dalej, możemy się przekonać oglądając serial Lost.

Lost to drugi tak duży projekt J.J. Abramsa, który zasłynął tworząc serial Alias. Ten osiągnął duży sukces, ale nawet nie zbliżył się w rankingach popularności do Zagubionych. Autor scenariusza do Armageddonu tym razem zadbał do perfekcji o szczegóły, a ilość odcinków pozwoliła mu bardzo dobrze nakreślić każdą postać występującą w serialu. Co ciekawe, cały ciężar wykreowania atmosfery panującej na wyspie powierzono muzyce. Jest to o tyle interesujące, że najczęściej w serialach muzyka ogranicza się jedynie do plumkania gdzieś tam w tle. Nie oznacza to, że jej rola staje się wyłącznie marginalna, ale na pewno od dłuższego czasu nie było w telewizji serialu z muzyką, która odgrywałaby aż tak dużą rolę.

Michael Giacchino… można już powiedzieć stały współpracownik Abramsa. Pracowali razem przy Alias, Lost, a w drodze mamy Mission Impossible 3. Giacchino to również powrót do orkiestry, do bardziej tradycyjnych rozwiązań. Kompozytor jest bardzo oszczędny w operowaniu elektroniką. Ta miała większy udział w muzyce do Alias, zaś przy Zagubionych jest już mniej ‘widoczna’ na pierwszy rzut oka. Nie oznacza to jednak, że jest nieważna. Jej zadaniem jest subtelne budowanie napięcia, głównie możemy to usłyszeć w underscore.

Charakterystyczną cechą tej konkretnej kompozycji Giacchino jest korzystanie z efektu znanego jako glissando (płynne przejścia od jednego dźwięku do drugiego po kolei poprzez wszystkie możliwe do zagrania na danym instrumencie dźwięki leżące między nimi). Żeby nie być gołosłownym, to glissando na puzony zamyka np. utwór Shannonigans, zaś glissando na smyczki otwiera Proper Motivation. W serialu nie ma odcinka, żebyśmy tego nie usłyszeli. Jest to szalenie reprezentatywny dźwięk i przy odpowiednim dawkowaniu można nim osiągnąć naprawdę rewelacyjny efekt suspensu.

Album otwiera Main Title skomponowane przez Abramsa. Jest to szesnastosekundowy brutalny akord w całości wykreowany na syntezatorze. Ogólnie tą muzykę możemy podzielić na trzy części, co ułatwi nam jej zrozumienie. Pierwszą i na albumie najlepiej wypadającą częścią jest tematyka. Giacchino stworzył dwa naprawdę śliczne tematy. Pierwszy z nich możemy usłyszeć w Credit Where Credit is Due. Jest to spokojnie płynąca melodia z wiodącą wiolonczelą. Drugim tematem jest nostalgiczne połączenie fortepianu oraz skrzypiec. Jest to zdecydowanie najbardziej emocjonalny fragment tej partytury i zarazem najczęściej powtarzany (Win One for the Reaper czy Oceanic 815).

Drugą składową jest muzyka akcji. I tutaj zaczynają się schody, bowiem prawie cały action score opiera się o atonalne brzmienia. Wymaga to nie lada skupienia od słuchacza, co za tym idzie staje się bardziej wymagającą muzyką. W serialu wypada to świetnie, ale na albumie wiele osób może przeżywać przez to katusze. W każdym bądź razie byłbym daleki od nazwania tej partytury ‘lekką i przyjemną muzyczką, przy której można się zrelaksować’. A z taką właśnie opinią przyszło mi się też spotkać. Cóż, albo ktoś ma bardzo spaczoną definicję relaksu, albo słuchaliśmy różnej muzyki. Niemniej technicznie Giacchino wspiął się na wyżyny. Zarówno orkiestracje jak i rytmika stoją na najwyższym poziomie, co tym bardziej zasługuje na uznanie, gdyż ciągle mówimy tu o muzyce do serialu telewizyjnego.

Ostatnią częścią jest to, co najłatwiej można przeoczyć – underscore. Na albumie zwykle nudzi, zaś w filmie służy jedynie za tło nadające kolorytu naszym emocjom. Chcemy czy nie, konstrukcja takiej muzyki rządzi się swoimi prawami i nic tego nie zmieni, przez co kawałki takie jak The Eyeland i Crocodile Locke wielu osobom mogą nie przypaść do gustu. Jest to muzyka czysto ilustracyjna, której jednak nie uświadczymy tu w jakiś kosmicznie dużych ilościach. Cały album jest bardzo dobrze skrojony, nic nie jest specjalnie wyeksponowane, nic też nie ginie gdzieś pod ciężarem innych brzmień. Zatem kolejny plus dla producentów, którzy z tak trudnego materiału potrafili wydobyć cały jego niezaprzeczalny urok.

Jedynym utworem odbiegającym od konwencji jest I’ve Got a Plane to Catch. Jest to zabawny kawałek zbudowany w oparciu o gitarę, bębenki i harmonijkę ustną. Ot taki miły przerywnik, który nie psuje nastroju. Na uwagę zasługuje jeszcze nazewnictwo. Wyraźnie Giacchino podszedł do zagadnienia na luzie i tytuły to jeden wielki żart. Każdy kto zna język angielski i oglądał serial będzie miał nie lada ubaw przeglądając tracklistę. Wspominam o tym, gdyż tworzy to ciekawy kontrast z ogólną wymową tej muzyki. Mamy tu teoretycznie tropikalne klimaty, zabawne nazewnictwo, a to co słyszymy jest szalenie skomplikowaną i poważną konstrukcją.

Album zawiera muzykę wyłącznie z pierwszego sezonu, co raczej sugeruje, iż otrzymamy również podobne wydawnictwo zawierające materiał z sezonu drugiego. Prawdą jest, że fani zabiegali o oficjalne wydanie tej muzyki i to pod ich naciskami ugięła się machina rządząca mediami. Nie jest to materiał łatwy w odbiorze i zdecydowanie nie każdemu przypadnie on do gustu. Ja tą muzykę oceniałem jednocześnie jako krytyk i jako widz serialu. W obu przypadkach nie czułem się rozczarowany. Poziomu wykonania tej partytury może pozazdrościć co drugi film z Hollywood, o serialach już nie wspomnę. Innymi słowy, Michael Giacchino przeniósł muzykę telewizyjną na dużo wyższy poziom (za co został wyróżniony nagrodą Emmy). Soundtrack z Lost jest pozycją, która powinna zadowolić nawet najbardziej wymagających melomanów; miłośnicy serialu również mogą czuć się ukontentowani. Czy można chcieć czegoś więcej?

Specjalne podziękowania dla Pawła Stroińskiego za pomoc przy części merytorycznej 🙂

Inne recenzje z serii:

  • Lost (Season 2)

    Polska (nieoficjalna) strona serialu Lost

  • Najnowsze recenzje

    Komentarze