Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Joe Hisaishi

Sōshun Monogatari (Early Spring Story)

(1985/1998)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 13-03-2019 r.

Early Spring Story to kolejny film, o którym zapewne nigdy bym nie usłyszał, gdyby nie ścieżka dźwiękowa. Stworzona przez Joe Hisaishiego muzyka, najpewniej głównie ze względu na nikłą popularność obrazu Shinichiro Sawai’a, należy do najmniej znanych dzieł japońskiego kompozytora. Angaż ten nie był jednak przypadkowy. Dla Hisaishiego była to druga produkcja zrealizowana z Sawai’em – rok wcześniej napisał muzykę do wyreżyserowanego przez niego dramatu W’s Tragedy, zresztą pierwszego aktorskiego filmu w dorobku urodzonego w Nagano maestro. Jako że Early Spring Story był dla niego drugim tego typu projektem, to też można powiedzieć, że to właśnie Sawai wprowadził Hisaishiego w świat kina aktorskiego.

W dużym skrócie film opowiada historię 20-letniej studentki, która nawiązuje bliższe relacje z dawną miłością jej zmarłej niedawno matki. Fabuła z pogranicza dramatu i romansu pozwoliła Hisaishiemu na sięgnięcie po podobne środki wyrazu, co w poprzedniej ścieżce dźwiękowej dla Sawai’a. Nie obeszło się zatem bez nieodzownych dla tamtego okresu syntezatorów. W odróżnieniu jednak od W’s Tragedy, nieco więcej miejsca poświęcono tutaj instrumentom akustycznym, zwłaszcza smyczkom, które stanowią przy elektronice niemal równorzędny nośnik emocji.

Mimo wszystko soundtrack rozpoczynamy od syntezatorów, które wprowadzają pierwszy temat, nieśpieszny, delikatny, słodkawy, być może przypisywany głównej protagonistce. Z czasem wchodzi jednak drugi motyw, bardziej żwawy i nośny, choć równie liryczny i czuły, podparty subtelnym beatem. Obydwa motywy stanowią w zasadzie fundament tematyczny całej ścieżki dźwiękowej i powracają kilkukrotnie (drugi z nich świetnie prezentuje się zwłaszcza w chwytliwym i pełnym elegancji Street Light). Elektronika daje o sobie znać także w specyficznym Shock, utworze utrzymanym w stylistyce głębokich lat 80., przy tym niemalże pop-rockowym w swojej energetyce. Jest to rozwinięcie pewnych myśli z W’s tragedy.

Choć na soundtracku nie brakuje elektronicznych brzmień (popowych beatów, syntezatorowych tekstur), Hisaishi, jak zostało wspomniane wcześniej, rozpisuje swoją muzykę także na żywe instrumenty. Np. smyczki odgrywają wiodącą rolę w rubasznym Early Spring Diary, opartym na nieschematycznych harmoniach, minimalistycznym sznycie i połączeniu artykulacji arco oraz pizzicato. Kolejną akustyczną perełką jest Spring Waltz, jeden z pierwszych walczyków w dorobku Hisaishiego. Utwór ten jest doprawdy piękny, odprężający, nacechowany jakby europejską nostalgią (ten akordeon!).

Tak jak i W’s Tragedy, tak i Early Spring Story doczekało się dwóch piosenek popowych nienapisanych przez Hisaishiego – Stars’ Deja Vu i An Early Spring story. I tym razem zostały one wepchnięte pomiędzy ilustrację Japończyka. To całkiem przyjemne songi wtapiające się sprawnie w konwencję stylistyczną albumu. Zresztą druga z wyżej wymienionych piosenek zyskała w Japonii wielką popularność i dziś przy researchu informacji związanych z filmem Sawai’a natrafimy przede wszystkim właśnie na tę kompozycję.

Recenzowany soundtrack cierpi na analogiczną i podobnie niezrozumiałą przypadłość, co niektóre pozycje z tamtego okresu, jak Sorekara Shigeru Umebayashiego, czy także W’s Tragedy. Chodzi o umieszczenie na albumie części dialogów. O ile muszę przyznać, że „gadanie” nie przeszkadza tutaj tak bardzo, jak w uprzednio nadmienionych tytułach, o tyle chyba wszyscy będą zgodni co do tego, że spokojnie można byłoby się obejść bez tych nieproszonych dodatków.

Early Spring Story to taki młodszy brat W’s Tragedy. Obydwa soundtracki nadają na podobnych falach, stylistycznie są zbliżone do siebie (melodyka, syntezatory lat 80., domieszka instrumentów akustycznych), a ponadto również wydawnictwo płytowe jest analogicznie skonstruowane (score przeplatany z dwoma piosenkami, obecność dialogów). Mimo wszystko uważam, że omawiana tutaj pozycja lepiej przetrwała próbę czasu, wydaje się bardziej melodyjna i lekka w odbiorze. Do tego odsłuch ubogacają nam małe perełki, jak Street Light i Spring Waltz – utwory zapomniane, ale chwytliwe i warte odkurzenia. Za całość trójka z plusem.

Najnowsze recenzje

Komentarze